21. Lwy i Jagnięta cz.3

575 119 254
                                    

   Aslan powrócił do seraju późnym wieczorem. Zakradł się do niego niczym złodziej włamujący się do obcego domu. Zależało mu na tym, aby nikt go nie zauważył, nie zaczepił i nie truł głowy o sprawy, o których chciałby zapomnieć. Nie chciał już nikogo widzieć, a czekała go jeszcze wizyta u żony. Iffet Esmanur zapewne była już gotowa na przyjście sułtana. Tymczasem on szukał w głowie wymówki, aby kolejną noc spędzili osobno.

   Nie.

   Przystanął nagle i zmienił kierunek. Nie mógł ciągle zachowywać się jak dziecko. Na wojnie radził sobie całkiem nieźle, to dlaczego obowiązki małżeńskie były dla niego takie straszne?

   Może gdyby nie wisiał nad nim ciągły przymus, wszystko by się jakoś ułożyło. Iffet byłaby spełnieniem jego marzeń, nie zaś ucieleśnieniem koszmaru, w którym wszystko przypomina mu o śmierci.

   Postanowił jednak przestać rozmyślać już o tym wszystkim i zakończyć ten dzień w ramionach swojej żony. Szedł przez harem prosto do niej.

   Nagle usłyszał muzykę.

   Przedarła się do jego wnętrza z łatwością i lekkością, całkowicie poddając go tej melodii. Sprawiała, że czuł się jak niewolnik, nie pan, którym był.

    — Nasza Esra. Znów gra — rzucił rozmarzonym tonem do kolegi obok strażnik, który stał pod przeciętą łukami ścianą. Obaj niemal zasypiali na warcie, gdy do ich uszu dotarła ta słodka melodia.

   Aslan minął ich, lecz wartownicy, będąc pod wpływem czaru muzyki, nie zwrócili żadnej uwagi na swojego władcę.

   I sułtan ani trochę się im nie dziwił. Miał iść do Iffet Esmanur, ale nogi same poniosły go w kierunku, skąd rozbrzmiewały kuszące brzmienia.

   Esra siedziała na okrągłej poduszce na ziemi w kącie sali muzycznej. Trzymała w rękach lirę i delikatnie przesuwała palcami po jej strunach, wydobywając z nich cienkie dźwięki.

   Władca zatrzymał się przy drzwiach. Zdjął z głowy hełm. Zachowywał się tak cicho, jak tylko mógł, nie chcąc przeszkodzić niewolnicy. Oparł się o ścianę i wpatrywał się w Esrę. Słuchał.

   Za każdym razem, gdy grała, Aslan miał wrażenie, że widzi ją po raz pierwszy. Kiedy przestała, czuł uciążliwą pustkę, której żaden inny dźwięk nie mógł wypełnić. Kiedyś lubił ciszę, ale odkąd poznał Esrę, zaczął ją nienawidzić.

   Tak się wsłuchał w kompozycję tych czarujących dźwięków, że całkowicie zapomniał, że miał być gdzieś indziej. Tutaj było mu najlepiej.

   Znów poczuł ukłucie w sercu, kiedy komnatę wypełniła cisza. Esra odsunęła palce od strun i uniosła głowę. Uśmiech z jej twarzy zdarło zaskoczenie.

   — Wybacz, panie, nie zauważyłam cię — wyjąkała, w pośpiechu wstając, aby oddać władcy pokłon.

   — Nie trzeba. — Powstrzymał ją natychmiast wymownym gestem dłoni. — Co tu robisz? Jest już późno.

   — Przychodzę tu czasem, gdy nie mogę spać. Dogu Agha mi pozwala...

   Szybko zagryzła nerwowo wargę. Powstrzymała się od dalszych słów, uświadamiając sobie, że właśnie wkopała też eunucha w tę zbrodnię.

   — Rozumiem. — Sułtan uśmiechnął się kącikiem ust. — Miło z jego strony.

   Niewolnica nieśmiało przyjrzała się swojemu władcy. Jeszcze nie widziała go w takim wydaniu. Zazwyczaj prezentował się nienagannie w bogato zdobionych kaftanach lub stonowanych, ale szytych z najlepszych materiałów galabijach. Na jego głowie często spoczywał turban, czasem dodatkowo przystrojony jakimiś klejnotami czy łańcuszkami. Dziś miał na sobie tylko lekki pancerz, a pod nim czerwoną tunikę i czarne szarawary. Na jego policzku Esra dostrzegła krwawą, niezagojoną szramę. Czarne, potargane przez wiatr włosy dodawały większej swobody jego dotychczas poważnym rysom, a kilkudniowy zarost większego męstwa.

Lew i SzakalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz