18. Dzień targu

576 129 261
                                    

   Hussein ciągnął za sobą Turnę jak zagubioną owcę zmierzającą wprost w sidła wilka. Ostry sznur, który otaczał ręce sułtanki, boleśnie ocierał jej skórę przy każdym, małym ruchu. Starała się więc nie wykonywać żadnego gwałtownego gestu i iść najsztywniej, jak tylko było to możliwe.

   Rozglądała się uważnie po otoczeniu, ciesząc się, że książę nie zawiązał jej oczu, przez co mogła dostrzec, dokąd idzie i zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tej drogi. Nie wiedziała tylko, czy Hussein zapomniał o tym z roztargnienia, czy celowo. Jeśli to drugie, była już pewna, że zmierzała na pewną śmierć.

   Ulica, którą stąpali, była niemal taka sama, jak skąpane w promieniach słonecznych alejki Kahari. Ciągnęła się wzdłuż w wąskiej linii, lecz przecinało ją wiele rozwidleń innych dróg. Na około w ciasnym zabudowaniu stały budynki wzniesione z wapienia, kamienia i piaskowca, przez co krajobraz miasta był mieszaniną kolorystyki beżowej i żółtej.

   Po niedługim błądzeniu po nieznanych miejscach, Turnę powitał widok potężnego placu. Dookoła wznosiły się wielkie budynki, znacznie piękniejsze, niż w części, z której właśnie przybyli, wspinając się po kamiennych schodach. Tutaj każdą budowlę pokrywała przepiękna ornamentyka o tematyce geometrycznej lub roślinnej. Turna rozpoznała w centrum budynków plac ogrodzony strzelistymi wieżami ze świątynią bogata przystrojoną misterną, błękitną mozaiką. Sułtanka była pewna, że znalazła się w medynie, sercu każdego miasta.

   Stragany stały w ciasnych odstępach pośrodku placu, kusiły rozmaitym kolorem i różnorodnością asortymentu. Rozstawili się tutaj kupcy oferujący przechodniom jedwabie, dywany, kamienie szlachetne, kadzidła, czy przyprawy z najróżniejszych stron Południa. Turna usłyszała koło ucha beczenie. Zerknęła w tamtą stronę. Jej oczom ukazało się stado pięknych białych i małych owiec, o które pasterz targował się właśnie z zainteresowanym kupcem.

   Mimo wczesnej pory ruch był olbrzymi. Turna szybko zrozumiała dlaczego.

   Był dzień targu. Hussein zaprowadził ją wprost do raju handlarzy niewolników.

   — Sporo o tobie myślałem — odezwał się nagle, skupiając na swoim niskim głosie uwagę księżniczki, która nieustannie wsłuchiwała się w bazarowy gwar. — I doszedłem do wniosku, że za bardzo się tobą brzydzę, żeby się z tobą zabawiać.

   Przynajmniej tyle mam szczęścia, chciała odpyskować Turna, lecz zachowała to stwierdzenie jedynie w sferze swoich myśli.

   — Ale się nie ciesz — skarcił ją szybciej, niż zdążyła się odezwać. — To, że ja cię nie chcę, nie znaczy, że nikt inny nie będzie chciał.

   Nic już więcej nie dodał, tylko uśmiechnął się zagadkowo i pociągnął mocniej za sznur. Turna mogła zapierać się nogami w miejscu, ale ostatecznie nie miała tyle siły, żeby przeciwstawić się księciu. Kilka dni spędziła na głodowaniu, licząc na rychły koniec. Jednak nawet śmierć nie chciała zabrać jej tak szybko.

   Mijali stragany, przy których gromadziły się gęste tłumy. Turna posyłała błagalne spojrzenia mijanym ludziom, ale nikt nie zwracał na nią większej uwagi.

   — Rozumiem twój gniew, książę — podjęła ryzykownie sułtanka. Hussein aż przystanął, rzucając w jej stronę zaskoczone spojrzenie. — Masz prawo do rozpaczy...

   — Twój brat wydał wyrok na moją rodzinną prowincję — syknął, wtrącając się jej w wypowiedź. — Jego żołnierze spalili mój dom, a w nim ojca i siostrę. Po Antorze zostały tylko zgliszcza i popioły.

   — To okrutne... — przyznała szczerze Turna. Postanowiła chociaż podjąć próbę porozumienia się z księciem. — Po każdej stronie wojny zawsze są ofiary. Ja też cierpiałam, kiedy straciłam dwóch braci przez ten konflikt. Jestem w stanie zrozumieć, co czujesz, choć nie mam prawa się do ciebie porównywać.

Lew i SzakalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz