Rozdział 17

278 25 12
                                    

***Ominis***

Odprowadził Aurorę pod damskie skrzydło sypialniane, po czym ruszył do swojego pokoju. Przy ślizgonce starał się nie pokazywać, jak bardzo przeraża go sytuacja, w której się znaleźli.

Gdy jako chłopiec rozpoczynał Hogwart, jednego był pewien - będzie zawsze trzymał się z dala od czarnej magii i wszystkiego, co miało z nią styczność. Tymczasem teraz obracał się wokół spuścizny Salazara Slytherina, nosił jego medalion, szukał jego Komnaty Tajemnic i bazyliszka. Prawie rok temu użył z własnej woli zaklęcia niewybaczalnego, a jego przyjaciel zatracił się w tym co zakazane. 

Coraz częściej myślał o tym, czy nie powinni zwyczajnie... wydać Sebastiana. Zaproponował to pod koniec piątego roku, ale wspólnie z Aurorą odrzucili ten pomysł, chociażby ze względu na Anne, która straciłaby kolejnego członka rodziny. Jednak teraz sytuacja wyglądała inaczej.

Śmierć Salomona była wypadkiem. Sebastian dał się ponieść emocjom i skończyło się to tragicznie, ale żałował. Teraz zabił specjalnie, żeby stworzyć - zapewne na próbę - horkruksa. Gdyby go wydali, trafiłby do Azkabanu i spędził tam już resztę swojego życia, ale przynajmniej nie wyrządziłby już więcej żadnej krzywdy...

Ominis położył się do łóżka, a Nagi zwinęła się w jego nogach. Przymknął oczy, ale sen nie chciał nadejść. Zbyt wiele działo się w jego głowie, za dużo myśli wyrywało się do głosu.

Po jakimś czasie usłyszał, jak do sypialni wchodzi Sebastian. Doskonale znał dźwięk jego kroków i nie mógłby ich pomylić z żadnymi innymi. Udawał, że śpi.

Było mu niezwykle niezręcznie spać w tym samym pokoju, co Sebastian. Stosunki między nimi nigdy wcześniej nie były aż tak napięte, a ich przyjaźń stawała się już tylko wspomnieniem. Starał się nie myśleć o tym, że na łóżku obok co noc zasypia czarodziej, który staje się czarnoksiężnikiem.

Słuchał, jak Sebastian się przebiera i kładzie do łóżka. Jak jego oddech powoli się uspokaja, co znaczyło, że zasnął. Ominis nadal nie mógł zmrużyć oka. W krainę snu odpłynął po niezwykle długiej i wypełnionej strasznymi oraz smutnymi myślami godzinie.

***

- Crucio!

Wstrząsnął nim potworny ból, a z gardła wyrwał się krzyk.

Każda część jego ciała, nawet najmniejsza, pogrążyła się w kłującym, palącym cierpieniu. Miał wrażenie, jakby ktoś obrywał go ze skóry, a potem rany polewał octem.

Upadł na zimną, gładką podłogę. Znał ten wypolerowany marmur i nienawidził go z całego serca.

W pokoju rozległ się szloch. Jego szloch. Płakał przez zaciśnięte zęby, cierpiąc katusze. Ból czuł nawet w kościach. Płuca nie chciały nabierać powietrza.

- Gdybyś tylko nie był taki uparty.

W głosie jego ojca brzmiała jedynie pogarda. 

Ominis podpierał się drżącymi z bólu i wysiłku ramionami, wystarczyło jednak lekkie pchnięcie czubkiem buta, a przewrócił się całkiem. Podciągnął kolana pod brodę. Ból powoli, powolutku, słabł.

- Mógłbyś temu zapobiec, gdybyś tylko przyłączył się do zabawy z mugolami.

Ojciec zatrzymał się tuż obok niego. W pokoju słyszał jeszcze inne kroki. Jego bracia, Morfin i Denis, przyglądali mu się z paskudnymi uśmiechami. Czekali na polecenie, które dostali, skoro Ominis postanowił nie odpowiadać.

- Crucio! - Morfin machnął różdżką.

Kolejny przeraźliwy krzyk wypełnił pomieszczenie. Zaraz po nim rozległ się szloch. Ból był wszędzie. Ból był wszystkim. 

Wąż i rusałka | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz