Rozdział 28

227 28 18
                                    

- Jak się dzisiaj czujesz?

Profesor Sharp dorzucił do kociołka średniej wielkości ślimaka rogatego i zamieszał trzy razy w prawo, a potem raz w lewo drewnianą chochlą. Aurora skrzywiła się lekko.

- Chciałabym powiedzieć, że znośnie, ale... - spuściła wzrok. 

Było już po lekcjach. Znajdowali się w sali eliksirów, której drzwi na wszelki wypadek przymknęli. Nie potrzebowali, by ktokolwiek węszył przy eliksirach nauczyciela.

Sharp westchnął cicho i przykrył kociołek pokrywką. Mikstura potrzebowała teraz gotować się przez pięć minut.

Profesor odwrócił się do swojej podopiecznej, zawahał się, a potem ostrożnie przyłożył dłoń do jej czoła. Może był nauczycielem, ale wszystkich swoich podopiecznych traktował jak własne dzieci.

- Wyglądasz marnie - stwierdził. 

Skóra Aurory była blada, momentami nawet przybierała odcienie szarości. Oczy miała podkrążone, jakby od dawna nie spała, a usta były bardziej fioletowe niż różowe. Nawet jej postawa ciała zmieniła się z pewnej siebie na bardziej skuloną.

- Daję radę - odparła tylko ze wzruszeniem ramion.

Nie żałowała, że powiedziała o wszystkim Sharpowi. Okazał jej duże wsparcie i dochował tajemnicy, tak jak prosiła. Wiedziała, że może na nim polegać.

- Czy wiesz już, zrobisz, gdy skończysz Hogwart? Gdzie się podziejesz?

- Tak szczerze, to jeszcze nie - przyznała. - Może Sirona udostępni mi jeden z pokoi.

Sharp zmarszczył lekko brwi.

- Jesteś pewna, że nikt z twojej rodziny nie żyje?

Pokręciła przecząco głową.

- Nawet gdyby ktokolwiek żył, nie wróciłabym do nich. 

Patrząc na to, jakie wspomnienia miała ze swoimi rodzicami, cieszyła się, że nie żyją. Wolała teraz nie mieć się gdzie podziać, niż tkwić w zamknięciu, całkowicie odizolowana od świata i ludzi.

Rozmawiała z profesorem jeszcze chwilę, aż eliksir był gotowy. Sharp wypełnił fiolkę ciemnofioletowym płynem i podał Aurorze.

- Nie znam już silniejszej wersji tej mikstury - wyznał. - Mam nadzieję, że wystarczy i pomoże.

Przyjęła napar i uśmiechnęła się blado.

- Dziękuję.

***

Zamkowe korytarze były już ozdobione świątecznymi wieńcami, choinkami i świecami. Wszystko wołało, że święta są tuż za rogiem. Aurora przemykała korytarzami, niezauważana niczym duch, gdy nagle na jej ramionach zacisnęły się czyjeś dłonie i zatrzymały ją.

Odwróciła się i spojrzała prosto w ciemne oczy puchonki.

- Och, jesteś! Od dłuższego czasu próbuję cię złapać, ale jesteś strasznie nieuchwytna - powiedziała Poppy. 

Pociągnęła Aurorę na najbliższą ławkę i zmusiła do przycupnięcia.

- Ja... jestem trochę zapracowana - wydusiła ślizgonka. Nie miała ani ochoty, ani czasu na rozmowy.

- Słyszałam. Będziesz kończyć szkołę po świętach! To bardzo ambitne, ale... dlaczego?

Aurora starała się nie pokazywać smutku czy zagubienia. Nie potrafiła wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi. Jej głowę zaprzątały myśli, że jak najszybciej musi znaleźć się w bezpiecznym miejscu, z dala od wszystkich.

Wąż i rusałka | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz