Rozdział 37

238 18 26
                                    

Gdy Aurora otworzyła oczy, nie była sama.

Pierwsze, co dostrzegła, to nasycony błękit nieba. Ciepły wiatr przeniósł nad jej głową pare kolorowych płatków kwiatów. Wysoka trawa połaskotała jej twarz.

Usiadła.

Przed nią stali ludzie. Czekali, aż się obudzi. Teraz uśmiechali się promiennie. Młode małżeństwo. Obok nich nieco starsza para. Piękna kobieta o blond włosach. Mężczyzna o siwiejących włosach. Kobieta w lokach, trzymająca go za rękę. Mała dziewczynka biegnąca za grupą motyli.

Wszystkich otaczała delikatna, jasna poświata.

Coś otarło się o jej dłoń, wciąż spoczywającą na trawie. Opuściła wzrok.

Jej oczy napotkały żółte ślepia.

Wstała. 

Uśmiechnęła się. 

Spojrzała na grono ludzi przed sobą.

Profesor Fig odpowiedział ojcowskim uśmiechem.

***

**trzy dni później**

Puste korytarze pogrążone były w ciszy i ciemności. Długie zasłony falowały ledwo zauważalnie. Parapetów nie pokrywała nawet najcieńsza warstwa kurzu. 

Marmur rozbrzmiał cichym, miarowym stukotem podeszw. 

Szedł powoli, wyprostowany i pewny siebie. Jego różdżka spoczywała w kieszeni. Tu jej nie potrzebował. Znał dobrze każdy zakamarek, każdy zakręt, każdy próg.

Tej nocy nie tylko on wszedł do tego domu. Towarzyszyła mu sama Śmierć, a pokrywały ją błyszczące łuski.

Pozwolił jej szaleć i zbierać żniwo, podczas gdy on sam kierował się do jednej, konkretnej sypialni.

Drzwi nawet nie skrzypnęły, kiedy je otworzył. Chwilę stał i wsłuchiwał się w równe oddechy. Potem zdecydowanym ruchem złapał swojego ojca za kołnierz piżamy i wyciągnął go z łóżka.

- Co się...

Umilkł natychmiast, gdy czubek różdżki dotknął jego szyi. 

- Dzisiaj ty będziesz milczał - oznajmił lodowatym głosem. 

- Synu... - spróbował jeszcze raz, jednak Ominis rzucił go na ścianę, po czym od razu zasłonił jego twarz dłonią, by nic nie widział.

- Ominis! - krzyknęła jego matka, ale po dwóch sekundach usłyszeli jak jej ciało pada bezwładnie na podłogę.

- Obiecałem ci coś, prawda? - spytał Ominis głosem, jakiego jego ojciec jeszcze nigdy u niego nie słyszał. Zimny i spokojny, przesączony gniewem, bólem i czystą nienawiścią, zwiastujący cierpienie. 

Sypialnia lekko zawibrowała. Gaunt bez różdżki nie był już takim strasznym czarnoksiężnikiem. I nie mógł zaprzeczyć temu, że jego najmłodszy syn był w tej chwili przerażający. Zimne palce wbijały się w jego policzki i czoło, dłoń przygniatała nos.

- Słyszysz? - szepnął złowieszczo Ominis, nachylając się. 

Ojciec przełknął ślinę.

Słyszał. Coś wpełzało do sypialni. Coś dużego i na pewno strasznego. Coś, co emanowało głodem.

- Osiągnąłeś swój cel - przyznał Ominis. Jego powieki lekko zadrgały. - Masz przed sobą Gaunta, na którego tak długo czekałeś.

Szyby zadrżały od niskiego, pradawnego syku.

- Trzeba było się mnie wyprzeć - dodał jeszcze. 

Ominis nie wahał się przed tym, co chciał zrobić. Ból trawił jego ciało i duszę, podsycając tylko gniew i nienawiść. Był czas, gdy trzymał się z daleka od wszystkiego, co złe. Ten czas się skończył. Tak jak skończył się jego strach. Tamtego Ominisa już nie było. Pozostała jedynie twarda, zimna skorupa.

- Radzę nie otwierać oczu. Do zobaczenia w piekle - rzucił na sam koniec, po czym szarpnął ojcem i pchnął go na środek sypialni.

Stał w miejscu i przysłuchiwał się przejmującym krzykom, gdy bazyliszek powoli i okrutnie rozrywał ciało Gaunta na kawałki. Nie czuł smutku. Żalu. Współczucia. 

Wszystkie ludzkie emocje spoczęły pod ziemią, wraz z ciałem jego żony. 

 ***

**dzień później**

Jak dziwnym był fakt, że świat żył dalej, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jakby nie poczuł, że z powierzchni zniknęła dusza. Jedna dobra, radosna dusza.

Profesor Sharp wyrwał się ze swoich rozmyślań, gdy salę wypełnił huk.

Lekko nieobecnym wzrokiem powędrował do stanowiska Weasleya, którego kociołek parował ciemnym dymem. Gryfon przyłożył pięść do ust i czekał na reprymendę, jednak Sharp machnął tylko różdżką bez słowa, sprzątając cały bałagan, po czym ponownie oddalił się myślami.

Uczniowie wiedzieli o śmierci niedawnej uczennicy i rozumieli apatię profesora. Sami nie mogli jeszcze do końca uwierzyć w to, co się stało. Nie znali szczegółów, ale nie znał ich też Sharp. Nie był w stanie wyciągnąć żadnych konkretnych informacji od swojego byłego podopiecznego.

Nadal przed oczami miał Ominisa, który szarpał się w jego uścisku, próbując dostać się do Aurory. Ale dziewczyna już nie żyła. Cios, który jej zadano, wyprowadzony został z przerażającą precyzją. 

Po chwili na miejscu pojawiła się profesor Weasley i profesor Ronan, którzy pomogli Sharpowi zapanować w jakimś stopniu nad Ominisem, nad jego rozpaczą.

To była najgorsza noc w życiu Sharpa.

Po lekcjach postanowił odwiedzić Gaunta, którego przekonał do powrotu do Hogwartu, chociaż do końca roku szkolnego. Nie chciał, by chłopak siedział sam w domu, który zapewne kojarzył mu się teraz tylko z cierpieniem.

Ulokowali go w skrzydle nauczycielskim, w pustej sypialni po Figu. Sharp zapukał do drzwi i czekał chwilę, ale po dwóch minutach postanowił wejść, nie doczekując się odpowiedzi.

Ominis siedział na łóżku ze spuszczoną głową. Kiedy on ostatnio coś jadł? Wyglądał jak duch.

- Może zejdziesz na kolację? - spytał ostrożnie Sharp, przysiadając na krześle.

Chłopak nawet nie drgnął. 

Minęła minuta ciszy.

- W porządku. Przyniosę ci posiłek tutaj - westchnął profesor. Zmierzył Gaunta wzrokiem. - Pozwolę ci przeżyć żałobę, ale musisz zacząć robić cokolwiek.

Odpowiedziała mu cisza.

- Przejdź się na spacer - nalegał. - Zjedz coś. Musisz być silny.

- Po co?

Dwa ciche słowa mogły być jednocześnie krzykiem. Sharp nabrał powietrza w płuca.

- Aurora nie chciałaby, żebyś popadł w letarg.

- Aurora nie żyje.

Krótko i okrutnie. Z takim argumentem ciężko było walczyć. Sharp może i był nauczycielem, ale nie miał doświadczenia w tego typu rozmowach. Bał się, że powie za dużo lub za mało. Ale pragnął pomóc Ominisowi. 

- Wszystkim nam jest ciężko - przyznał. - Wiemy, że ty cierpisz najbardziej. Ale masz jeszcze dla kogo żyć. Na pewno... Na pewno znajdzie się coś, za co będziesz jeszcze chciał walczyć. 

Tym razem nie dostał odpowiedzi.

- Chciałeś zostać aurorem. Dąż do tego. Nieś ludziom dobro, pozbywaj się złoczyńców... 

Urwał, nie wiedząc co jeszcze mógłby powiedzieć. Ze zrezygnowaniem wypuścił powietrze. Po krótkiej chwili to Ominis się odezwał.

- Moje dobro zostało pochowane.

________________

Mogę Was zapewnić, że mi też serce krwawi. 

Plus zostały nam dwa rozdziały :')

Wąż i rusałka | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz