Rozdział 25

249 24 36
                                    

Pierwszego dnia po uleczeniu Anne, Aurora uparcie wypierała to, co się z nią działo. Uznała, że tylko jej się wydaje, a jeśli nie będzie zwracać na to uwagi, to samo zniknie. Co jakiś czas wybiegała do łazienki i zatrzaskiwała się w ostatniej kabinie. Ominisowi tłumaczyła swoje wycieczki do toalet stresem związanym ze zbliżającym się ślubem.

Drugi dzień spędziła na wymiotowaniu. Ostatnie kabiny stały się jej drugim domem. Nie mogła nic zjeść, nic wypić, bo wszystko od razu zwracała. Dłonie trzęsły jej się ze strachu, stresu, rozpaczy. Wypłakiwała sobie oczy, bo dotarło do niej, że wszystko wokół jest prawdą. Niczego sobie nie wymyśliła.

W nocy z niedzieli na poniedziałek prawie w ogóle nie spała. Jej poduszka była mokra od cichych łez, które wylewała. Po dwóch godzinach, w których próbowała zasnąć, zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki, gdzie spędziła już resztę nocy. 

Rano jej oczy były zaczerwienione i opuchnięte, a skórę miała bladą niczym duch. Spojrzała sobie w lustrze prosto w oczy. To był dzień jej ślubu. Uroczystości, która miała odbyć się w tajemnicy i podczas której miała wyjść za Ominisa.

Nie mogła tego zrobić.

Musiała uchronić Ominisa przed cierpieniem. 

Nawet jeśli to znaczyło, że sama musiała go zranić.

Każda magia ma swoją cenę.

Po raz ostatni musnęła pierścionek zaręczynowy.

Musiała zerwać zaręczyny. Zerwać z Ominisem w ogóle.

***

Tego dnia nie poszła na lekcje. Nie umiałaby się i tak na nich skupić, ale przede wszystkim nie czuła się gotowa do rozmowy z Ominisem. Nie mogła zdobyć się na to, by spojrzeć mu w oczy i powiedzieć to, co zamierzała.

On był dla niej najlepszy na świecie, a ona zamierzała wbić mu nóż prosto w serce.

Usiadła w krypcie. Podciągnęła nogi pod samą brodę i objęła kolana. Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach. Bała się, że w takim tempie się odwodni. 

Spędziła w samotności godzinę, zanim niewidomy ślizgon ją znalazł. Wszedł do krypty z wyciągniętą przed siebie rozświetloną różdżką. Na jego widok serce Aurory zabiło szybko i boleśnie, a do oczu napłynęły kolejne łzy. Podniosła się.

- Aurora, co się dzieje? - spytał łagodnym głosem. Dziewczyna miała ochotę rozpaść się na tysiące kawałków. - Nie przyszłaś na lekcje. Nadal źle się czujesz?

Wyciągnął do niej rękę, ale odsunęła się. Ominis zmarszczył lekko brwi w niezrozumieniu.

- Ja... Przemyślałam sobie kilka rzeczy - zaczęła, ledwo wydobywając z siebie słowa. Czuła, jakby jej płuca nie nabierały wystarczająco dużo powietrza.

- Jakich rzeczy? - dopytał z zaciekawieniem i zmartwieniem jednocześnie.

Nie mogła tego zrobić.

Musiała.

- Nie mogę cię poślubić.

Objęła się ramionami. Dobrze, że Ominis nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy. Czuła do siebie wstręt i nienawiść, ale musiała zerwać z nim kontakt.

Musiała zranić go tak, żeby już nigdy o niej nie pomyślał.

Za to nienawidziła się jeszcze bardziej.

Ominis skinął głową.

- Wiem, że to szybko. Nie musimy się pobierać dzisiaj. Nie chcę, byś czuła presję i nie mam nic przeciwko, żebyśmy wzięli ślub później. Jakoś pozbędę się Amelii i...

- Nie - przerwała mu. Całą siłą woli powstrzymywała drżenie głosu. - Ja w ogóle nie mogę cię poślubić. - Zwilżyła usta językiem. Kolejne słowa paliły jej gardło. - Nie chcę tego.

Przez chwilę w krypcie panowała pełna napięcia cisza. 

- Ja... nie rozumiem - powiedział powoli Ominis. 

Tak, by nigdy o mnie nie pomyślał. Wzięła głęboki oddech.

- Nie chcę za ciebie wychodzić. Przemyślałam to wszystko i... nie wyobrażam sobie takiego życia. Życia z kimś, kim trzeba się opiekować. Kogo trzeba prowadzić. Komu trzeba opisywać każdą rzecz i każde miejsce. Nie chcę być opiekunką do końca życia. 

Jej serce biło jak oszalałe, każde okrutne słowo ryło się w jej pamięci. Gorzki smak na języku czuła nawet w żyłach. 

- Nie chcę wiązać się z kim, kogo rodzina to sami czarnoksiężnicy. Całe życie czułabym się zagrożona. Jakbym była na celowniku. Nie chcę nosić nazwiska Gauntów. Ludzie tylko szeptaliby za moimi plecami.

Widziała, jak wielką krzywdę wyrządzają jej słowa. Ominis zbladł, na jego twarzy malował się ból i szok. Nie rozumiał, co się dzieje. Może nie chciał rozumieć.

- Powinieneś poślubić Amelię - kontynuowała. - Myślę, że będziecie do siebie pasować. W końcu też pochodzi z rodziny czarnoksiężników.

Drżącą dłonią ściągnęła z palca pierścionek zaręczynowy i z brzękiem upuściła go na stolik. Potem odpięła z szyi naszyjnik i również go odłożyła.

- Nie chcę mieć z tobą więcej do czynienia. Mam nadzieję, że to uszanujesz - zakończyła głosem pozbawionym jakichkolwiek uczuć. Jej dusza krwawiła.

Zrobiła dwa kroki, gdy Ominis chwycił ją za nadgarstek i zatrzymał. W jego oczach błyszczały łzy.

- Dlaczego? - spytał słabym, łamiącym się głosem. - Co zrobiłem nie tak?

Prawie się rozpłakała. Nie mogła znieść jego chłodnego dotyku. Dotyku, którego już nigdy więcej nie poczuje. Ostatkiem sił powstrzymała szloch. Wyrwała rękę z jego uścisku.

- Po prostu nie jesteś tym, czego pragnę. 

Przełknęła łzy. W jej ciele rosło napięcie.

- Żegnaj, Ominisie.

Po tych słowach odwróciła się i niemal biegiem opuściła kryptę. 

Brzydziła się sobą. Nie miała jednak wyboru. Nie widziała innego wyjścia. 

Wbiegła do najbliższej toalety i zatrzasnęła się w ostatniej kabinie dokładnie wtedy, gdy jej ciało wypełnił rozdzierający ból. Z krzykiem opadła na posadzkę. Po jej policzkach spłynęły łzy bólu.

Wąż i rusałka | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz