Rozdział 31

249 28 17
                                    

- Co ty chcesz zrobić?

Aurora chciała wierzyć, że się przesłyszała. Nie wiedziała wiele na temat wieczystych przysiąg, ale jednego była pewna - nie można było ich złamać. Był dzień, gdy sama miała zostać zmuszona do złożenia jej Amosowi, ale na szczęście w porę pojawili się Ominis z Sebastianem i temu zapobiegli. 

Wieczysta przysięga kojarzyła jej się tylko ze złem.

Ominis nadal trzymał ją w objęciach, chociaż nieudolnie starała się wyrwać. Brakowało jej sił, ale też... brakowało jej tego chłodnego, kojącego dotyku. 

Chciała, by ją zostawił i nigdy już nie obejrzał się za siebie. Żeby później nie cierpiał. Z drugiej strony nie umiała się okłamywać, że tęskniła do niego każdą cząstką siebie. Wszystko w niej krzyczało, domagając się więcej Ominisa. 

Chciała rozpaść się na kawałki i zniknąć z powierzchni świata.

- Chcę złożyć tobie przysięgę - powtórzył Ominis zdecydowanym głosem.

- Ominisie! To mi składałeś przysięgę! - jęknęła Amelia. - Wracajmy dokończyć ceremonię!

Podeszła szybkim krokiem i zacisnęła palce na ramieniu ślizgona. 

Przez chwilę Aurora miała wrażenie, że Ominis skrzywdzi swoją niedoszłą żonę. Był nią zmęczony, a teraz, gdy dowiedział się, że Aurora nadal go kocha, nie zamierzał się nią przejmować. Wyrwał rękę z jej uścisku i zwrócił w jej kierunku niewidomy wzrok.

- Nie będzie żadnego ślubu. Po coś w ogóle tu za mną przyszła? - syknął lodowato. - Wracaj do nich i przekaż, że mogą się pocałować w dupę. 

Twarz Amelii poczerwieniała ze złości.

- Twój ojciec będzie wielce niezadowolony! - fuknęła.

- Mój ojciec - zaczął złowrogo - chce, bym był Gauntem. Więc go dostanie. Powiedz mu, że zniszczę jego życie w zamian za to, że z mojego uczynił piekło. 

- Jak możesz...

- Lepiej nie zwlekaj, bo Nagi już dawno nie miała okazji, by najeść się do syta - rzucił, na co wąż zasyczał złowrogo.

Amelia zacisnęła dłonie w pięści, ale nie miała odwagi dodać nic więcej. Tupnęła nogą, posłała Aurorze nienawistne spojrzenie i wybiegła z krypty. 

Ominis skinął głową Sebastianowi, który ukucnął obok nich z różdżką w dłoni.

Aurora oparła dłoń na klatce piersiowej Ominisa, żeby się odepchnąć. Wyczuła, jak szybko bije mu serce.

- Nie będziesz niczego przysięgał - powiedziała po raz kolejny.

Ominis złapał ją stanowczo, a jednocześnie niezwykle łagodnie za nadgarstki i przytrzymał.

- Będę. Podjąłem decyzję.

Pokręciła gwałtownie głową. Przez jego łagodny dotyk, tak jakby nadal mu na niej naprawdę zależało, ponownie się rozpłakała.

- Za samo to, co ci powiedziałam powinieneś mnie zostawić!

Przyciągnął ją bliżej, tak że oparła dłonie na jego barkach. Patrzyła prosto w zamglone oczy.

- W całym tym smutnym i niesprawiedliwym świecie jesteś największym szczęściem, jakie mnie spotkało - wyznał dosadnie. - Jesteś spełnieniem moich marzeń. Jesteś wszystkim, o czym kiedykolwiek śniłem. Zrobiłbym wszystko, żeby uczynić cię szczęśliwą. Zrobiłbym wszystko, by zapewnić ci bezpieczeństwo. I nie pozwolę, by klątwa Rockwooda nas rozdzieliła.

- Ominis, ale ja umieram! - jej głos się załamał. - Nie wiem, ile zostało mi czasu...

- Chcę być przy tobie w każdej sekundzie, jaka będzie nam dana. - Po jego policzkach spłynęły dwie szybkie łzy. - Nie... Po prostu nie rób mi tego więcej. Nie decyduj za mnie, ile cierpienia jestem w stanie wytrzymać. Bo przyjmę każde cierpienie, byleby być z tobą.

Aurora przestała się wyrywać. Nie miała już sił, ale też... Nie było sensu.

- I nie zostawię cię - dodał niemal szeptem. - Nie teraz, nie w takiej sytuacji, ale też... W ogóle.

Przesunął powoli dłonie z jej nadgarstków na ramiona, szyję, by zatrzymać je na jej policzkach. Chłodne, smukłe palce kontrastowały z rozpaloną skórą ślizgonki. Dziewczyna zacisnęła mocno powieki.

- Nie zasługuję na ciebie - szepnęła płaczliwie. 

Wtedy Ominis nachylił się i delikatnie, niczym szept czy muśnięcie piórka, przyłożył usta do jej ust. Był to zaledwie cień pocałunku, a jednak ciało Aurory i tak przeszyła błyskawica przyjemności. 

- Podaj mi rękę, proszę - powiedział, gdy tylko się odsunął.

Nadal niepewnie i z wahaniem, ale spełniła jego prośbę. Nie umiała się już dłużej kłócić.

Sebastian przyłożył różdżkę do ich splecionych dłoni i natychmiast oplotły je złote, błyszczące żyłki magii. Szatyn posłał Aurorze lekki, krzepiący uśmiech, a potem wbił spojrzenie w swojego przyjaciela.

- Przysięgam ci - zaczął Ominis, a jego wzrok był tak intensywny, że przez chwilę ślizgonka miała wrażenie, jakby naprawdę na nią patrzył - że będę trwał u twego boku każdego dnia. Będę twoim wsparciem. Będę dbał, by niczego ci nie brakowało. Będę twoją opoką i skałą. A gdyby przyszło mi przestać cię kochać, to niech umrę, bo życie bez ciebie smakuje jak popiół.

Do oczu Aurory napłynęły nowe łzy. Złote nici przysięgi wtopiły się w ich ciała.

- Dlaczego? - spytała cicho. - Dlaczego to robisz, po tym wszystkim, co... co ja ci zrobiłam?

- Bo jesteś moim słońcem, które wychodzi po burzy - odparł i tym razem jego głos także się załamał.

Jedyne, co mogła zrobić, to zarzuć ramiona na szyję Ominisa i utonąć w jego objęciach, zanosząc się płaczem niczym małe dziecko.

Wąż i rusałka | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz