Rozdział 18

259 26 12
                                    

***Aurora***

Coś zimnego i śliskiego musnęło jej twarz. Machnęła dłonią, po czym odwróciła się w drugą stronę i naciągnęła wyżej kołdrę, ale wtedy przy jej uchu rozległ się syk. Uniosła powiekę i spojrzała prosto w żółte ślepia.

- Co ty tu robisz? - szepnęła wściekle. - Jest środek nocy!

Nagi syknęła jeszcze raz, a potem zsunęła się na ziemię. Aurora zmierzyła ją wrogim spojrzeniem i zamknęła oczy. Miała zamiar się wyspać i żaden gad jej nie przeszkodzi.

Poczuła na dłoni mokry, cienki język.

Szarpnęła się do tyłu ze wstrętem.

- Dobra, już dobra, tylko więcej mnie nie liż! - wycelowała palec w Nagi, która syknęła krótko, opryskliwie. Potem wąż zaczął sunąć do drzwi i obejrzał się, jakby czekał, aż dziewczyna za nim pójdzie.

Aurora westchnęła cicho. Odrzuciła kołdrę, wstała i ruszyła za gadziną. Człapała zaspana metalową kładką, weszła do ciemnej, cichej przestrzeni pokoju wspólnego i zatrzymała się przed drzwiami męskiej toalety. Uniosła jedną brew, gdy zerknęła na Nagi.

- Co?

Mogłaby przysiąc, że wąż sapnął zirytowany. Uniósł się i machnął łbem w stronę klamki.

- Damska toaleta jest po drugiej stronie - wskazała palcem za plecy.

Gadzina kłapnęła kłami. Aurora odskoczyła w ostatniej chwili do tyłu.

- Dobra! Dobra. Spróbuj mnie ugryźć, to...

Drzwi toalety otworzyły się i w progu stanął Ominis.

- Słyszałem, że Nagi cię terroryzuje - powiedział cichym, dziwnym głosem.

- Twój wąż jest... - urwała, gdy przyjrzała się ślizgonowi. Miał na sobie piżamę, w dłoni trzymał różdżkę, a jego twarz... oczy miał opuchnięte i lekko zaczerwienione, a na policzkach widoczne były ślady łez.

Zrobiła krok do przodu.

- Ominis... co się stało? - spytała cicho. Jeszcze nigdy nie widziała, by płakał.

Ominis pokręcił głową. Jego grdyka zadrżała, gdy przełknął ślinę.

- Miałem... wyjątkowo straszny koszmar - wyznał, a po chwili dodał: - To nic takiego.

Aurora wyciągnęła ręce i kciukami otarła mokre policzki. Potem ujęła go delikatnie za dłoń i lekko pociągnęła.

- Chodź.

Zaprowadziła go do najbliżej stojącej kanapy. Usiedli i wtedy objęła go ramionami, opierając głowę na jego ramieniu.

- Jeśli będziesz chciał o tym porozmawiać, to jestem - szepnęła.

Ominis również objął ją mocno i schował twarz w jej szyi. Przez chwilę nic nie mówili, tylko trwali w swoich ramionach. Aurora miała wrażenie, że jego skóra była jeszcze zimniejsza niż zwykle.

- Już dawno nie miałem koszmarów - przyznał po kilku minutach cichym, słabym głosem. - Wydaje mi się, że to wszystko, w czym jesteśmy... że to jakoś wyciągnęło na wierzch moje lęki.

Nabrał drżąco powietrza. Ślizgonka poczuła ciepłe łzy na ramieniu. Powoli zaczęła kreślić koła na plecach Ominisa, tak jak on to miał w zwyczaju, gdy ją uspokajał.

- Przepraszam... - szepnął. - Powinienem być silny. Powinienem być wsparciem dla ciebie, a tymczasem...

- Hej - przerwała mu łagodnie. - Jesteśmy wsparciem dla siebie nawzajem. Chcę, byś mówił mi o tym, co czujesz. Każdy ma prawo się bać. Ty też.

Ominis przytulił się do niej mocniej, co miało być niemym "dziękuję". Trwali w ciszy kolejną dłuższą chwilę, po czym znowu się odezwał.

- Wiesz, co jest w tym najgorsze? Że żyjąc w ciemności nie mam pojęcia, kiedy sen się kończy. Nie wiem, czy to naprawdę był koszmar, nie wiem, czy nadal w nim tkwię. Budzę się, ale... nic się nie zmienia. Gdyby nie Nagi, nie wiedziałbym, że już po wszystkim.

Aurora zamrugała szybko, by pozbyć się z oczu własnych łez. Słyszała ból i cierpienie w jego głosie i chciała zrobić cokolwiek, by choć trochę go pocieszyć.

Pomysł przyszedł do jej głowy sam.

- Chodź - powiedziała, odsuwając się na długość ramion. - Pójdziemy na spacer.

Chwyciła dwa koce, leżące na oparciu kanapy i przetransmutowała je w ciepłe płaszcze. Szybko wciągnęła na siebie jeden z nich, a potem drugi założyła na Ominisa. Chwyciła go za dłonie i razem ruszyli do wyjścia z pokoju Slytherinu.

***

Skorzystali z podróży za pomocą proszku Fiuu, a potem spędzili koło kwadrans na spacerze, aż doszli na niewielką, prześliczną polanę. Aurora osuszyła mokrą trawę prostym zaklęciem i wtedy usiedli.

- Gdzie jesteśmy? - spytał Ominis, ręką przesuwając po długiej trawie.

- Sam zobacz. - Po tych słowach skupiła się i sięgnęła po drzemiącą w niej potęgę. Starożytna magia zalśniła na jej dłoniach i już po chwili znajdowali się w jasnej, migoczącej jak gwiazdy bańce. 

Ominis rozejrzał się wokół. W jego oczach pojawił się zachwyt. Wyciągnął dłoń i delikatnie zerwał jeden z licznych kwiatów, które rosły wokół nich.

- To nocne goździki. Otwierają się w nocy, a zamykają na dzień - wyjaśniła, patrząc na roślinę. Granatowe płatki lśniły, co wyglądało jakby były posypane srebrnym brokatem.

Oprócz goździków rosły jeszcze stokrotki i niezapominajki. Biało-niebieski obraz wśród zielonej trawy.

- Są piękne - powiedział Ominis, obracając kwiat w dłoni.

- To prawda. Moje ulubione.

Uśmiechnął się łagodnie. Potem zerwał jeszcze po jednej stokrotce i niezapominajce. Każdej przyjrzał się uważnie.

- Te małe - wskazał na niezapominajki. - Są niebieskie, prawda?

- Tak.

- Jak twoje oczy. A te - przesunął palec na stokrotkę - są białe. W kolorze twoich włosów.

Skinęła głową, ponownie potwierdzając. Starożytna magia rozświetlała ich otoczenie, dzięki czemu kolory były wyraźne i nasycone. Ominis zerwał źdźbło długiej trawy i obrócił je między palcami.

- A to jest zielony. W książkach często opisują, że trawa jest soczyście zielona - wyjaśnił.

Odłożył źdźbło na ziemię, zupełnie jakby nie chciał wyrządzić roślinie krzywdy, po czym spojrzał Aurorze w oczy. 

- Dziękuję.

Nie musiał mówić za co. Jego twarz była teraz taka spokojna, łagodna... Ślizgonka odgoniła cień koszmaru, który się na nim kładł. Uśmiechnęła się pogodnie - tak jak obiecała mu wcześniej. Pokazała mu kwiaty. Uśmiechnęła się. W tej chwili widziała tylko jego i nic innego się nie liczyło.

Wyciągnęła dłoń i dotknęła policzka chłopaka.

- Zawsze możesz na mnie liczyć, Ominisie - przyrzekła szeptem. - Zawsze będę przy tobie i dla ciebie. Obiecuję.

Wąż i rusałka | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz