Rozdział 27

231 25 12
                                    

***Ominis***

- Azkaban nie od zawsze był więzieniem. Wcześniej należał do znanego czarnoksiężnika o imieniu Ekrizdis... - Głos profesora Binnsa potoczył się głucho po sali lekcyjnej. 

Żaden z uczniów go nie słuchał, a Ominis już w ogóle. Jego myśli od paru ostatnich dni dryfowały bezwiednie wokół wydarzeń, w których prawdziwość nie chciał uwierzyć.

Bo to nie mogła być prawda.

Ale była. Chociaż jego serce burzyło się na tą myśl, to rozum miał rację. Wszystko było prawdą. 

Był tak strasznie, strasznie głupi. Na pierwszym roku zaprzyjaźnił się z Sebastianem i Anne i potem już nigdy nikogo innego do siebie nie dopuścił. Miał zamiar trzymać każdego z dala od siebie, gdyż nikomu nie ufał. To wyniósł ze swojego rodzinnego domu - nieufność. 

Drugim powodem było to, że nie chciał być już więcej raniony. Wystarczająco wycierpiał z rąk ojca i braci.

Mimo swoich żelaznych reguł, których przestrzegał tyle czasu, jednak kogoś do siebie dopuścił. Drobną ślizgonkę z wyjątkową magią i wielkim sercem. Tak mu się przynajmniej wtedy wydawało.

Dopuścił ją do siebie bliżej niż Sebastiana. Pozwolił sobie ją pokochać. Prędzej uwierzyłby w to, że Ziemia jest płaska niż że Aurora mogłaby go zranić.

A teraz nawet samo wspomnienie w myślach jej imienia bolało.

Jak mógł dać się tak oszukać? Podał jej swoje serce na tacy, a ona je rozdarła. Poszarpała na kawałki i wypluła. Tak właśnie się czuł.

Puste miejsce obok niego w ławce wręcz krzyczało. Nie mógł znieść tego, że jeszcze tydzień temu siedziała obok, opierała głowę na jego ramieniu i przysypiała w spokoju, całkowicie ignorując Binnsa. Teraz na lekcjach próżno było jej szukać.

Gdy lekcja historii dobiegła końca, z ogromną niechęcią ruszył na korytarz. Wiedział, że za drzwiami będzie na niego czekać jego nowa narzeczona, której nienawidził całym swoim sponiewieranym sercem. 

Tak jak się spodziewał - pierwsze co, Amelia próbowała uwiesić się na jego ramieniu, ale szybko ją odepchnął. Nie mógł znieść jej dotyku. To też wyniósł z rodzinnego domu. Dotyk zwiastował cierpienie. I ponownie - dotyk Aurory zawsze go uspokajał, koił... Już nigdy więcej tego nie doświadczy.

- A może dzisiaj gdzieś wyjdziemy? - spytała Amelia swoim śpiewnym głosem.

Zignorował ją. Chciał jak najszybciej znaleźć się w pokoju wspólnym, w swojej sypialni, z dala od ludzi.

- Wiesz, nie na tym polega poznawanie się bliżej - mruknęła niezadowolona. - Wydajesz się być interesującym mężczyzną, a byłoby jeszcze lepiej, gdybyś się odzywał od czasu do czasu.

Powstrzymał westchnienie. Potrzebował się od niej uwolnić. Potrzebował spokoju.

- Ty z kolei byłabyś lepsza, gdybyś mówiła mniej - odwarknął.

Dziewczyna puściła uwagę mimo uszu.

- Próbuję zainicjować rozmowę, żeby się czegoś o tobie dowiedzieć. Nie chcę wychodzić za kogoś, kogo w ogóle nie znam.

Ominis szedł dalej, ściskając coraz mocniej różdżkę. Próbował nie myśleć o tym, jak przyjemnie było, gdy do poruszania się po zamku zamiast różdżki trzymał drobną dłoń. 

Zaraz potem echem w jego głowie odezwały się słowa wypowiedziane tak dobrze znanym mu głosem. Nie chcę być z kimś, kogo trzeba prowadzić.

Łudził się, że ktoś naprawdę go pokochał, razem z jego niedoskonałościami. Był zwyczajnym głupcem.

- No naprawdę, zatrzymaj się i mnie posłuchaj! - Amelia szarpnęła go za ramię. Mówiła od dłuższego czasu, ale zupełnie jej nie słuchał.

Od razu wyrwał rękę. Nie chciał, by ktokolwiek go dotykał.

- Nie mam ochoty - oznajmił dosadnie.

- Musisz się do kogoś odzywać, bo oszalejesz. A ja mam zostać twoją żoną! Rozmawiaj ze mną!

Ponownie próbowała go złapać, ale odtrącił jej dłonie jak natrętną muchę, którą dla niego była.

- Och, proszę cię - sapnęła. - Mamy stworzyć związek. Porozmawiaj ze mną, daj się przytulić, to miłość z czasem sama przyjdzie, zobaczysz. Daj nam szansę.

- Nie. - Jego głos nigdy chyba jeszcze nie był tak ostry i chłodny. - Jedyne, co ode mnie dostaniesz, to nazwisko. Nie licz na więcej. Nie licz na życie w radości i miłości. Nie licz na czułe słówka i gesty. Nie dam ci tego. Jestem Gauntem, nie pieskiem, którego możesz tresować i mizdrzyć. 

Dotarli do dormitorium Slytherinu. Jego słowa musiały wprawić Amelię w osłupienie, gdyż więcej się nie odezwała. Ominis wszedł do swojej sypialni i z hukiem zatrzasnął drzwi.

***

Mijały kolejne dni. Dni pełne szarości, żalu i goryczy. Ominis ani razu nie wpadł na Aurorę. Ślizgonka stała się prawdziwą mistrzynią w unikaniu go.

Nie pojawiała się też na lekcjach, a nauczyciele nagle przestali pytać, czy ktokolwiek ją widział. Zupełnie jakby zniknęła z Hogwartu. 

Wiedział jednak, że dziewczyna nadal jest w zamku. Nagi go o tym informowała. Jednego dnia widziała ją na mostku łączącym dwa skrzydła. Innym razem w bibliotece. Jeszcze kiedy indziej na korytarzu na siódmym piętrze.

Pewnego dnia podczas kolacji w Wielkiej Sali, Ominis dowiedział się, dlaczego profesorowie już nie interesują się jej nieobecnością na zajęciach.

Dłubał widelcem w jedzeniu, zupełnie ignorując siedzącą obok Amelię, gdy jego uwagę przykuły słowa kawałek dalej. Rozpoznawał głosy dwóch dziewczyn - były współlokatorkami Aurory. Rozmawiały przyciszonymi głosami, ale i tak je słyszał.

- Spójrz, dzisiaj przyszła na kolację - powiedziała jedna z nich.

- Czuję się, jakbym nie widziała jej całe wieki. Czy ona w ogóle pojawia się w sypialni?

- Jeśli tak, to przychodzi gdy obie już śpimy i wychodzi z samego rana. 

Na krótką chwilę zapadła cisza.

- Wygląda jak śmierć. Ale co się dziwić, skoro ma teraz tyle nauki.

- Ciekawe czemu chce zdawać rok szybciej... Podobno ma pisać egzaminy zaraz po świętach. Tak mówiła profesor Weasley.

- A skąd ty to wiesz?

- Podsłuchałam, jak rozmawiała z Sharpem. Aurora zgłosiła się, że chce szybciej zakończyć rok szkolny. Żeby nadgonić cały materiał dostaje indywidualne zadania. Szczerze? Całkiem dobry pomysł. Nie chodzisz na lekcje, uczysz się sama i kończysz szkołę szybciej. Ale ja bym chyba nie dała rady.

Ominis przestał dalej słuchać, za bardzo zszokowany tym, czego się dowiedział. Aurora miała skończyć naukę w Hogwarcie za trochę więcej niż miesiąc? Czyżby aż tak bardzo chciała znaleźć się jak najdalej od niego?

Próbował zdusić ból, który rósł w jego sercu.

Gdyby tylko nie był głupcem... Gdyby tylko nie pozwolił sobie jej pokochać...

Wąż i rusałka | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz