Rozdział 4: Pan szczeniaczka

1.1K 58 8
                                    

Uzdrowiciel nie był agresywny. Mimo wszystko budził jednak respekt. Nikt już nie śmiał się odezwać w jego obecności.

— Co tak nagle umilkliście? Pobawmy się może w łamanie kości już teraz, co? Ja, nie chwaląc się, potrafię łamać je w taki sposób, aby dłuuuugo nie mogły się zrosnąć.

Zaczepki Karayana nic nie dały. Wciąż towarzyszyło mu milczenie.

— Książę Arramir rozkazuje przyprowadzić Nasha do siebie.

Oczy głównego zainteresowanego rozszerzyły się. Z kolei niektórzy z jego oprawców skrzywili się. Któryś wypalił:

— Książę nie ma z nim nic wspólnego. Czy król nie odebrał mu tego hanyou?

Uzdrowiciel uniósł brew rozbawiony.

— Jeśli masz jakieś obiekcje, przedstaw je osobiście księciu. Może chciałbyś mu powiedzieć, że nie ma prawa do Nasha? Nie? Tak myślałem.

Wszyscy zamilkli. Przy całej swojej arogancji, nikt z nich nie był na tyle szalony, by to zrobić. Rumlar, któremu nie podobało się to, że zostanie pozbawiony rozrywki, odezwał się jeszcze jednak.

— Czego on chce od hanyou? Czy naprawdę jest tak zdesperowany, że nie może zdobyć niczego innego?

Nash wzdrygnął się na te słowa, co zwróciło na niego uwagę innych. Rumlar uśmiechnął się. Podniósł rękę, aby go uderzyć, ale ta została złapana przez uzdrowiciela. Płynne, szybkie ruchy świadczyły o tym, że brał udział w wielu walkach. Oczy Karayana stały się zimne.

— Książę rozkazał mi przyprowadzić do niego Nasha. Nie będzie zadowolony, gdy dowie się, że się nad nim znęcałeś. A dowie się... — rzekł uzdrowiciel i spojrzał na demonka na ziemi. — Chodź ze mną.

Nash szybko wstał i podążył za nim. Rumlar jeszcze stanął mu na drodze, szydząc.

— Na razie możesz sobie być pupilkiem księcia, ale kiedy się tobą znudzi, zapłacisz nam za to. — Spojrzał wrogo na hanyou, który nieco się cofnął. — Nie należysz do jakiegoś wspaniałego księcia, hanyou, należysz do nas. Jesteś gorszy od nas.

Oczy półdemonka rozszerzyły się. Oczywiście wiedział, że to prawda. Nie należał do kogoś tak wspaniałego, jak książę Arramir. To musiała być jakaś pomyłka. Nie zasługiwał na to, by być blisko niego. Książę wkrótce by się nim zmęczył, a potem wróciłby tutaj — gdyby Pan nie wyrzucił go z zamku.

— Nash — zawołał uzdrowiciel, nie odwracając się. Wrogo nastawiony niewolnik usunął się z drogi, a on podążył za Karayanem, spoglądając ze strachem na śmiejących się chłopców.

— Hm... gdzie idziemy? — zapytał cichutko, niepewnie.

— Książę kazał cię wykąpać i umieścić w swoich komnatach. Zaraz ktoś się tobą zajmie.

Oczy mu się rozszerzyły.

— W jego komnatach?

Uzdrowiciel lekko się uśmiechnął.

— Tak. Ale najpierw musimy cię wykąpać.

Zaprowadził go do małego kąpieliska, gdzie czekali już jacyś chłopcy o kwaśnych minach. Karayan spojrzał na nich ostrzegawczo.

— Jeśli Nash zostanie zraniony podczas waszej opieki nad nim, wszyscy odpowiecie za to przed samym księciem.

Niewolnicy ukłonili się, a uzdrowiciel wyszedł. Gdy tylko został z nimi sam na sam, niewolnicy zwrócili się do niego z wyrazami obrzydzenia na twarzach.

Master's Puppy. Yaoi. BOYxBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz