Rozdział 22: Sztuka dyplomacji

659 34 8
                                    

"Sztuka dyplomacji"

Po słowach Drevena zapadła pozorna cisza. Wnętrze Arramira gotowało się jednak ze złości.

Książę nie poruszył się, ale temperatura w sali gwałtownie zdawała się spaść, mimo upału panującego na zewnątrz. Dreven rozejrzał się nerwowo dookoła, tęskniąc za swoimi licznymi strażnikami. Zaaranżował to tak, aby na spotkaniu był tylko on i Arramir; nikt inny nie mógł wiedzieć o tym, że myśli o odejściu, bo królestwo wpadłoby w chaos, nie wspominając o tym, że jego życie byłoby w niebezpieczeństwie. Jego główni doradcy byliby pierwszymi, którzy skorzystaliby z okazji, ale teraz zaczynał tego żałować.

Dreven odwrócił wzrok z powrotem na dziedzica tronu. Powoli zaryzykował spojrzenie w górę na jego oczy i prawie zsunął się ze swego wygodnego miejsca, na którym siedział. Jego oczy przerażały i przeszywały go na wskroś; Arramir był ewidentnie wściekły.

Cisza przeciągała się, sprawiając, że napięcie w powietrzu z łatwością stało się wyczuwalne i gęstniało.

— Emm... Książę Arramirze? — wykrztusił w końcu, nie mogąc już dłużej wytrzymać.

Oczy złotookiego przypominały wysuwające się z pochwy ostrze miecza.

— Jesteś pewien, że właśnie to są twoje warunki? — zapytał cicho Arramir.

Dreven zmarszczył brwi i wściekle skinął głową, zdeterminowany, by utrzymać swoją pozycję.

— Tak! To są moje warunki.

Twarz potężniejszego demona była nieczytelna, ale jego głos był jak sztylet owinięty w jedwab.

— To są twoje ostateczne warunki?

Dreven otworzył usta, by powiedzieć „tak", ale głos uwiązł mu w gardle. Coś podpowiadało mu, że to podchwytliwe pytanie.

— Dlaczego się wahasz, książę Arramirze? — zareplikował zamiast tego, głosem bardziej piskliwym niż kiedykolwiek pamiętał. — W końcu ten zwierzak jest tylko niewolnikiem. Do tego hanyou. Moje usługi w zamian za niego to z pewnością więcej niż uczciwa oferta.

— Śmiem twierdzić, że prawdziwa wartość znajduje się w oku patrzącego... Drevenie.

Ten spojrzał na niego zaskoczony. Jego głos... brzmiał tak głęboko... i tak niebezpiecznie...

Tłumiąc dreszcz, lord zacisnął pięści, utrzymując wzrok na podłodze, by nie stracić resztek odwagi, patrząc w te błyszczące, złote oczy.

— Proszę, nie bierz mnie za głupca, książę — zażądał stanowczo. — Nie boję się twych subtelnych gróźb — skłamał. — Pewnie nie chcesz wojny domowej z mym ludem. Król też nie, więc jak sądzę, nie masz wielkiego wyboru. Moje życie jest o wiele cenniejsze niż życie tego... tego śmiecia... — powiedział.

Rozległ się cichy szelest jedwabiu i padł na niego cień. Dreven podniósł powoli głowę, czując się bardzo, bardzo niekomfortowo z powodu sposobu, w jaki pewny siebie książę nad nim górował. Arramir był naprawdę wysoki....

— Naprawdę tak myślisz... Drevenie?

Demon był zbyt przerażony, by zarejestrować fakt, że Arramir zwrócił się do niego bez już po raz któryś bez należytego tytułu. Hipnotyzujące złote oczy trzymały go w miejscu.

— Podaj mi jeden dobry powód — powiedział cicho Arramir — dla którego nie miałbym rozerwać cię na strzępy i nie spalić tej odrażającej kupy piachu, aż nie zostanie z niej sam popiół.

Master's Puppy. Yaoi. BOYxBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz