Epilog

560 35 9
                                    

Epilog

W dniu, w którym Zelgius został ostatecznie pokonany, Arramir powróciwszy wraz z rodzicami, Nashem i kapłanką do pałacu, postanowił spędzić resztę czasu w swoich komnatach. Walka nie odcisnęła na nim żadnego piętna; nie wydawał się zmęczony ani wyczerpany. Zamiast tego, jego oczy świeciły z większą mocą niż wcześniej.

Nash siedział skulony z niepewności na wyłożonej dywanem podłodze, przyglądając się ukradkiem księciu. Arramir nie zaszczycił go spojrzeniem. Zamiast tego podszedł do swojego ulubionego fotela przy kominku i usiadł w nim.

Nash podążył za nim wzrokiem, czując się dziwnie spanikowany i osamotniony. Próbował nie wstawać, nie ruszać się, dopóki nie dostanie rozkazu, ale w ciągu kilku sekund wstał i pospieszył za swoim Panem.

Arramir siedział oparty w fotelu z zamkniętymi oczami. Ogień nadawał jego rysom ciepły, pogodny blask, wyglądał na zadowolonego.

Jakby jego umysł nie do końca panował nad ciałem. Nash, nieco bezwiednie, podszedł do niego i powoli klęknął — najpierw na lewe, potem na prawe kolano — i zamiast pokłonić się nisko i dotknąć wargami podłogi przed Arramirem w geście skruchy, jak powinien, przesunął się lekko do przodu na kolanach i krążył palcami wokół kostek księcia. Pochylił głowę, aż jego czoło dotknęło butów silniejszego demona, a matowe białe włosy zakryły duże stopy.

Nash czekał z zapartym tchem na gniew swego Pana; na to, aż książę go odrzuci. Przez kilka chwil wszystko wokół niego zdawało się znieruchomieć, z wyjątkiem migoczących cieni rzucanych przez płonący ogień.

I nagle Nash, nim zdołał się zorientować, co się dzieje, leżał płasko na plecach na podłodze, a stopa bezlitośnie uciskała jego gardło.

Nashi leżał i czekał, wpatrując się w swojego Pana, wiedząc, iż zasługiwał na tę karę, starał się cieszyć tym... niespodziewanym uczuciem bliskości i bycia uwięzionym w jednym miejscu.

Arramir również zdawał się na coś czekać. Jego oczy przyzwyczaiły się po chwili na hanyou pod jego stopą, ale nie było w nich gniewu, praktycznie pozbawione zostały wszelkich emocji. Po prostu patrzył. Nash nie walczył, nie podniósł rąk do gardła, by spróbować się uwolnić.

Nacisk na jego gardło wzrósł, szczeniaczek sapnął. Małe ciałko drgało i wiło się. Ciche skomlenie oraz błagalne dźwięki wymykały się mu z ust, ale nie walczył. Zapłakane oczy wpatrywały się z uwielbieniem i wdzięcznością w księcia, który miażdżył go pod swoją stopą.

Oczy księcia zmieniły się. Wyglądało na to, że znalazł to, czego szukał. Arramir nacisnął mocniej na gardło hanyou. Oczy Nasha zamknęły się, gdy zemdlał.

***

Nash myślał, że jego serce może wyrwać się z piersi ze strachu. Wiatr bawił się jego włosami, a słońce świeciło mu w twarz, ogrzewając ją, ale jego umysł nie rejestrował niczego poza przepaścią przed jego stopami. Jeden krok... i spadnie...

Wydał z siebie błagalny krzyk i zamknął oczy. Ale poczuł się jeszcze gorzej; głęboka, szeroka przepaść falowała gdzieś przed nim, za jego zamkniętymi oczami, a on kołysał się z zawrotami głowy. Usłyszał, jak kilka skał spada z głuchymi odgłosami w przerażającą czeluść. Pośpiesznie otworzył oczy. Jednak wolał widzieć, co się dzieje.

Prawie spadał.

— Panie — wyszeptał.

— Co widzisz, Nash? — zapytał spokojnie Arramir, siadając na skale w pewnej odległości od Nasha, na skraju przepaści, gdzie kazał mu stanąć.

Master's Puppy. Yaoi. BOYxBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz