55. Nareszcie - 'Kuriozalna hipokryzja'

120 9 16
                                    

~ 4516 słów ~

23 czerwca.

Koniec roku szkolnego.

No kurwa nareszcie.

Ale, co prawda, łączy się to również z ostatnim rozdziałem tej książki.

Tak.

Dobrze myślicie.

Koniec Telepathy.

Dziś dokładnie kończy się ta książka.

Przecież nie mogę tego pisać w nieskończoność. Kto by to czytał?

A więc... Nie no, nie ma żadnego specjału na koniec.

To będzie po prostu zwykły rozdział, bo tak właściwie, to nic specjalnego się dziś nie wydarzyło.

Tak naprawdę, to z samego rana, razem z Jungkookiem, ledwo zwlekliśmy się z łóżka.

Po ogarnięciu się i szybkim śniadaniu poszliśmy do szkoły, gdzie siedzieliśmy chyba z dwie godziny.

Myślałem, że mnie tam popierdoli.

Później jeszcze czekałem na Jungkooka, bo jego wychowawczyni odchodzi i musiał się biedny pożegnać.

–No nareszcie. Boże, myślałem, że nigdy nie wyjdziesz z tej klasy.– mruknąłem zirytowany.

–Przepraszam, Kruszyno. Ale mam złe wieści.– westchnął.

–Będziecie mieli Cziłałę?

–Kurwa, tak.– warknął.

–Ocho...– zaśmiałem się cicho.– Chodź zapalić. Widzę, że tego potrzebujesz.– zachichotałem.

–Weź mnie nie dobijaj.– jęknął.– Przecież mi kurwa łeb eksploduje, jak będę miał z nią dodatkową godzinę w tygodniu. Przecież moja matka zwariuje na pierwszej lepszej wywiadówce. No ja pierdole! Z nią się dogadać w ogóle nie da! Z najlepszej nauczycielki kurwa na najgorszą.– wyjęczał praktycznie płaczliwym głosem.

–Boże, moje biedactwo.– starałem się nie śmiać.

–Weź, bo nie pocieszasz. Śmiej się, proszę bardzo.– fuknął.

–Ej, ale nie obrażaj się!– dogoniłem go zaraz po wyjściu ze szkoły. Poszliśmy na palarnię, gdzie Kook od razu zapalił.

Po dziesięciu minutach stania w tym, święcącym jak pojebane, słońcu poszliśmy do kawiarni w rynku. Jungkookie postawił mi kawkę karmelową. Mrożoną. Była przepyszna. Później wybraliśmy się na sushi. No wiem, szalejemy.

Potem jeszcze poszwędaliśmy się po parku, gdzie znów zapaliliśmy po papierosie.

–Jungkookie...

–Słucham?

–Bo... Ogólnie, to ja chyba kupię sobie epeta. I narazie rzucam szlugi. Przynajmniej na wakacje. Taniej mnie to wyjdzie, a i tak chcę iść do pracy, więc przynajmniej coś sobie odłożę przez te dwa miesiące.

–Myślę, że to brzmi jak plan.– zaśmiał się.– Możemy iść do tego sklepu, co ostatnio mówił Changbin. Tam nam sprzedadzą.

–A masz pieniądze?

–Dostałem dzisiaj wypłatę.– zachichotał.

–To idziemy.– zawtórowałem.

Ogólnie, to dojście tam zajęło nam z pół godzinki. No nawet spoko, biorąc pod uwagę Busan. W ogóle, to mieszkamy w zajebistej okolicy, bo naprawdę mamy wszystko pod nosem. No, oprócz centrum. Ale tak to wszystko jest.

"Telepathy" || Jikook || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz