Rozdział 29

315 7 0
                                    

Chloe

Siedzimy w samolocie oczekując na start. Vanessa wpatruje się w bransoletkę która podarował jej Eliot, a Nicholas siedzi spięty na siedzeniu obok mnie. Ten tydzień był... cóż dziwny ale zarazem wspaniały. Moja relacja z Nicholasem wskoczyła na level związek i pomimo kłótni skoczyło się całkiem przyjemnymi przeprosinami. Oby było mi dane częściej dane mieć takie wakacje. Samolot rusza, a ja spoglądam Vanesse w porównaniu do swojego brata kocha latać. Tak przynajmniej mi mówiła. Opowiedziała mi w tajemnicy przed Nicholasem, że Eliot dał jej buziaka i bardzo go lubi. Niestety mieszkają daleko od nas wiec nie będą się widzieli na co dzien. Jednak Eliot obiecał Vanessie, że będzie do niej dzwonił minimum 3 razy tygodniowo. Spoglądam na Nicholasa, który już się we mnie wpatruje. Jego czarne jak noc oczy się błyszcza, mogę się w nich przejrzeć,

-Wszystko okej? Wyglądasz na spiętego,

-Bo jestem spięty, nienawidzę latać,

Mówi niezadowolony, a ja posyłam mu uśmiech. Łapię go za dłoń i ściskam lekko. Spoglądam na nasze splecione dłonie. Na palcach ma pierścionek ten który dostał ode mnie oraz ten od Vanessy. Na moim palcu również, jest pierścionek od Vanessy. Słonce i księżyc. Z wyglądu to ja prezentuje się jak słonce jasne włosy i oczy pasują. Natomiast Nicholas czarne oczy i włosy. Jednak to nasze charaktery bardziej przypominają nasze pierścionki. Gdy startujemy trzymam dłoń Nicholasa i puszczam dopiero gdy czuje jak się rozluźnia. 

Jadąc autem do mojego mieszkania zdaje sobie sprawę, że Nicholas i Vanessa muszą wracać do swojego mieszkania. Zostawiając mnie sama, z moimi natrętnymi myślami,

-Musicie wyjeżdżać?,

Pytam patrząc na idealny profil chłopaka. Odpowiada mi patrząc na drogę,

-Tak, mój szef nie jest zbyt zadowolony z mojej długiej nieobecności. A Vanessa powinna juz dawno iść do przedszkola a nawet jeszcze jej tam nie widzieli,

-Bardzo bym nie chciała abyście mnie zostawiali,

Nicholas spogląda na mnie i bieżę wdech po czym mówi,

-Też nie podoba mi się wizja nie wodzenia cię codziennie rano u mojego boku,

Mówi a ja wpadam na genialny pomysł i mówię,

-Wprowadźcie się, do mnie,

Chłopak patrzy na mnie zszokowany i po chwili mówi,

-Niby jak sobie to wyobrażasz?,

-Normalnie. Ty, ja, Vanessa, moje mieszkanie,

-Chloe, nie. Nie stać mnie na dokładanie się polowy do rachunków ,

-Ależ nie musisz...

Nie kończę bo mi przerywa,

-Wiesz jakie mam zdanie na ten temat. Nie i koniec,

Mówi stanowczo, a ja już się nie odzywam. Jest środek nocy. Vanessa śpi z na tylnym siedzeniu a ja wpatruje się w widok za okna auta,

-Chloe, nie chciałem krzyczeć. Po prostu, źle mi z tym że miałbym życ z twojej łaski,

-Wcale by tak nie było,

-Tak wiem, jednak byłby mi niezręcznie,

-A gdybyś znalazł tu prace? Taką w której dość dobrze płacą? A Vanessa zajdzie tu przedszkole?,

Chłopak milczy, a ja czekam na odpowiedz,

-W tedy to już bardziej możliwe,

-Świetnie,

Kiedyś byłam inna [ ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz