1.25

122 26 14
                                    

Do świąt Bożego Narodzenia byłem przekonany, iż to będzie mój najgorszy rok w życiu. Materiał na lekcjach stawał się coraz trudniejszy, nowi uczniowie, którzy dołączyli do sekcji sportowej z siatkówki, działali mi na nerwy, ponieważ ciągle się wygłupiali, a Mireu nie odzywał się do mnie w szkole. Poza szkołą z resztą też nie. Przerwa świąteczna przyniosła mi upragnioną chwilę wytchnienia. Co prawda z tatą byliśmy ateistami, ale co roku spędzaliśmy święta z państwem Kim. Od rana pomagałem pani Sorze oraz Mari w gotowaniu. Przeciskałem warzywa do sałatki z majonezem, wykrajałem szklanką kółka w cieście do pierogów i podjadałem zdecydowanie zbyt dużo farszu do uszek i pierogów z kapustą i grzybami. Uwielbiałem wszystko, co miało grzyby. Nawet sos grzybowy, którego nienawidziła Mari.

Wieczorem wróciłem do siebie do domu, żeby się wykąpać i ubrać coś ładnego. Jak co roku do państwa Kim przyjeżdżali również rodzice pana Mariusza. Zawsze przywozili ze sobą pełno prezentów, w tym też jeden prezent dla mnie, co było bardzo miłe z ich strony.

– Dobry wieczór, wesołych świąt – witałem się z każdym, czując zapach czerwonego barszczu i kompotu, unoszący się w całym domu.

– Wesołych świat, Youngho! – zawołał pan dziadek, przytulając mnie na przywitanie. – Urosłeś z dwadzieścia centymetrów, od kiedy ostatnio cię widziałem.

– Już dawno przegoniłem wzrostem Mireu – zaśmiałem się. – Wesołych świat, pani babciu.

– Wesołych świąt!

Jedzenie było jedną z najlepszych rzeczy w Polsce, nie mogłem temu zaprzeczyć. Było po prostu wspaniałe, a tradycja próbowania dwunastu potraw chyba została stworzona specjalnie dla mnie. Po prostu lubiłem wszystko, co pojawiało się na wigilijnym stole i cieszyłem się, że mogę skubnąć każdego dania po trochu. W ten sposób mój brzuch wypełniła mieszanka śledzi, ryby po grecku, sałatki, pierogów, uszek, barszczu, pieczonego dorsza, sosu grzybowego, kutii, kompotu, makowca, piernika i sernika, z którego wydłubałem rodzynki. Po wszystkim otworzyliśmy prezenty, a na stole pojawił się alkohol. Przeciwieństwem alkoholu był Mireu, który zniknął z salonu, gdy nikt nie patrzył.

– Gdzie idziesz? – zapytał mnie pan Mariusz, kiedy tylko odsunąłem krzesło od przykrytego białym obrusem stołu.

– Sprawdzić co z Mireu.

– Chyba jest chory.

– Dlaczego pan tak uważa?

– Bo nic nie zjadł przez całą wigilię.

Zerknąłem ze zdziwieniem na talerz Mireu, który rzeczywiście był czysty. Nie było na nim nawet okruszka. To było dziwne, ponieważ Mireu kochał jedzenie. Nawet ja nie potrafiłem mu się oprzeć w święta.

Pan Mariusz już mnie nie zatrzymywał. Uśmiechnąłem się do wszystkich przy stole, zanim przeszedłem na korytarz i zacząłem ociężale wspinać się po schodach, a w mojej głowie pojawiła się myśl, że przez najbliższe dwa miesiące będę spalał na treningach to, co dzisiaj zjadłem. W pokoju Mireu światło było zgaszone, ale ciemność rozpraszały lampki choinkowe, które chłopak rozwiesił nad oknem (widziałem je już wcześniej z mojego pokoju). Zapukałem i odczekałem chwilę, zanim nacisnąłem na klamkę i zajrzałem do środka.

Mireu zastałem na ziemi, siedział oparty plecami o łóżko, a jego oczy błyszczały się od łez. Poczułem bolesny ucisk w sercu i, nie czekając na pozwolenie, wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi, a następnie przytuliłem przyjaciela. Spodziewałem się, że mnie odepchnie, ale on objął mnie w pasie i zaczął cały się trząść od płaczu. Słyszałem, jak pociąga nosem, jak gwałtownie wciąga powietrze, gdy łzy spływały po jego pięknych rumianych policzkach. Nie wiedziałem, dlaczego płakał, ale dotarło do mnie, że nie była to wina choroby lub niesmacznego jedzenia. Cierpiał od długiego czasu, a ja, zamiast mu pomóc, pozwoliłem mu się ode mnie odsunąć.

– Przepraszam – szepnąłem.

– Niby za co? – zapytał, puszczając mnie, więc odsunąłem się od niego.

Kiedy spojrzałem na jego zapłakaną twarz, poczułem się, jakby ktoś wyrwał mi serce. Wiedziałem już, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Byłem ślepy i samolubny, ponieważ widziałem tylko mój ból, nie dostrzegając jego cierpienia.

– Że tak późno przyszedłem – odpowiedziałem i po chwili wahania usiadłem obok niego, również opierając się plecami o łóżko.

Mireu pokręcił głową.

– Chyba dobrze się kryłem.

– Powiesz mi, co się dzieje?

Na to pytanie twarz Mireu wykrzywiła się w grymasie bólu, a świeże łzy spłynęły po policzkach aż do brody, skąd skapnęły na kolana. Pokręcił głową.

– Dlaczego?

– Boję się.

– Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, pamiętasz? Na zawsze – przypomniałem mu. – Będę z tobą nieważne co. Chcę ci pomóc, ale musisz mi powiedzieć, co się dzieje, żebym wiedział jak.

– Nikt nie może mi pomóc.

Zacisnąłem zęby i spojrzałem w stronę okna. Z karnisza zwisały żółte, zielone, niebieskie i czerwone lampki, które migotały leniwie, a tuż za szybą prószył nieskazitelnie biały śnieg. Było pięknie. Mireu też był piękny.

– Kiedy obiecywaliśmy sobie, że będziemy przyjaciółmi na zawsze, też były święta. – Dobiegł mnie jego łagodny szept.

– I też padał śnieg – odszepnąłem, podziwiając spore płatki śniegu, które wirowały na wietrze.

– Jestem gejem.

Oderwałem spojrzenie od oka i nawiązałem kontakt wzrokowy z Mireu. Tylko przez krótką chwilę pomyślałem, że był to bardzo głupi żart. W oczach przyjaciela widziałem powagę oraz przerażenie, a resztki łez osadziły się na jego długich rzęsach.

Dałem się zaskoczyć tym wyznaniem. Zupełnie mnie zatkało i nie wiedziałem, co powinienem mu odpowiedzieć.

– Przeszkadza ci to? – zapytał drżącym głosem, ledwo powstrzymując płacz. – Nie musimy się przyjaźnić, jeśli ci to przeszkadza...

– Nie, nie przeszkadza mi – przerwałem mu.

– Nie?

– Nie, luz. Dopóki nie będziesz do mnie zarywać, to dla mnie spoko – palnąłem pierwszą rzecz, którą ślina przyniosła mi na język, i z nerwów zacząłem się śmiać głupkowato.

Byłem zażenowany moją reakcją, jednak nie byłem przygotowany na takie wyznanie.

– Dziękuję – odpowiedział mimo to i w końcu uśmiechnął się do mnie, chociaż robił to bardzo niepewnie.

– No co ty? Miałbym się przestać z tobą przyjaźnić przez coś takiego?

– Szczerze mówiąc, to myślałem, że właśnie tak będzie. Myślałem, że będziesz się mną brzydził.

– Nie, Mireu... To o to cały czas chodziło? Dlatego się tak zachowywałeś?

Pokiwał głową, a ja poczułem najszczerszą ulgę.

– Naprawdę ci dziękuję – szepnął, a w jego oczach znowu pojawiły się łzy. – Nie mów nikomu, proszę. Nie jestem jeszcze na to gotowy.

– Masz moje słowo. – Wystawiłem w jego stronę mały palec.

Mireu roześmiał się  mimo łez w oczach, pierwszy raz od bardzo dawna pozwalając mi usłyszeć swój śmiech, i chwycił mój mały palec swoim małym palcem.

– Przyjaciele na zawsze? – zapytał.

– Przyjaciele na zawsze.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz