1.13

102 20 4
                                    

Pamiętałem, jak na zakończenie trzeciej klasy, wszystkie dzieciaki płakały i mówiły, że będą tęsknić za panią Malinowską, że była najlepszą wychowawczynią na świecie. Przyglądałem się im wszystkim, zastanawiając się, czy naprawdę tylko ja tak bardzo jej nie lubiłem. W czwartej klasie zostaliśmy właściwie w tym samym składzie, tylko dwie osoby zmieniły szkołę i doszedł jeden chłopak – Dominik. W końcu nie musiałem siedzieć z samego przodu z Weroniką, więc to właśnie on usiadł ze mną w ławce na samym końcu środkowego rzędu.

Naszym nowym wychowawcą został pan Krasnodębski. Dość młody mężczyzna w okularach, ubrany w niebieską koszulę i szare spodnie. Uśmiechał się do wszystkich szeroko, kiedy każdy z nas po kolei mu się przedstawiał, opowiadając kilka słów o sobie. Weronika, która była lizuską od pierwszego dnia w pierwszej klasie, wciąż siedziała tuż przed biurkiem nauczyciela i to właśnie ona zaczęła. Wstała z miejsca, rozejrzała się po klasie, jakby nie znała nas do tej pory, i odezwała się donośnym głosem.

– Nazywam się Weronika, interesuję się książkami i chomiczkami. Moim ulubionym przedmiotem jest język polski i plastyka.

Przewróciłem oczami, słysząc jej irytujący, piskliwy głos. Nikt w klasie nie irytował mnie tak jak ona. Może dlatego, że pani Malinowska zmusiła nas do siedzenia razem przez ostatnie trzy lata i poznałem tę dziewczynę lepiej, niż bym chciał. Była zadufaną w sobie perfekcjonistą, która lubiła czepiać się innych o wszystko.

Kolejne osoby również przedstawiały się nauczycielowi. Maciek, który dobrze grał w piłkę nożną, Wojtek, który płakał co przerwę, Klaudia, która nigdy niczego nie umiała, Sylwia, która prawie nigdy się nie odzywała, Patrycja, która chodziła w podartych ubraniach, Łukasz i Adrian, którzy zawsze przeszkadzali na lekcjach, aż w końcu...

– Jestem Dominik, jestem nowy – odezwał się mój nowy sąsiad z ławki. – Lubię siatkówkę i Harry'ego Pottera. Moim ulubionym przedmiotem jest matematyka.

– Miło cię poznać Dominik – odpowiedział mu pan Krasnodębski i spojrzał na mnie.

Wstałem, biorąc głębszy oddech.

– Nazywam się Youngho...

– To ty nie masz na imię „Młody"? – wtrącił się Adrian, a cała klasa zaczęła chichotać.

– Młody? – powtórzył po nim nauczyciel z wyraźnym zainteresowaniem.

– No... Pani Malinowska zawsze mówiła do niego Młody.

– Lubisz ten pseudonim... Yyy... Możesz powtórzyć swoje imię?

– Youngho – odpowiedziałem wychowawcy. – Może pan nazywać mnie Młody, jeśli będzie panu łatwiej zapamiętać.

– Powiedz nam jeszcze coś o siebie.

– Lubię... komiksy i jazdę na rowerze. Moim ulubionym przedmiotem jest język koreański.

– Nie uczymy się tutaj koreańskiego – wtrąciła się Weronika.

– Ale ją się go uczę – odwarknąłem jej, a ona prychnęła, wyraźnie urażona moim tonem.

– Pochodzisz z Korei? – Nauczyciel zignorował złośliwe zachowanie dziewczyny.

– Tak.

– Od jak dawna mieszkasz w Polsce?

– Od czterech lat.

– Bardzo dobrze mówisz po polsku.

– Dziękuję.

– No dobrze. Następna osoba.

Usiadłem, w końcu przestając być w centrum zainteresowania. Gdy tylko opadłem na siedzenie, Dominik potrącił mnie łokciem.

– Jak jest w Korei? – zapytał.

– Lepiej niż w Polsce – odmruknąłem, nie ciągnąc dalej rozmowy.

Jeśli miałem być szczery, to niewiele pamiętałem z życia w Korei. Pamiętałem tylko morze w Busan, mamę i nasze mieszkanie. Pamiętałem, że nagle tato się wyprowadził i zaczął pracować w Seulu, że kiedy wracał na weekendy, początkowo wszyscy spędzaliśmy wspólnie czas, dobrze się bawiąc. Z czasem jednak powroty taty do domu wiązały się z nieustającymi kłótniami z mamą. Najwidoczniej pokłócili się do tego stopnia, iż postanowili się rozstać. Tato zabrał mnie ze sobą do Polski i uciął kontakt z mamą.

Jak wyglądałoby moje życie, gdybym został z nią w Busan?

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz