3.1

138 21 15
                                    

CZĘŚĆ TRZECIA: ULEWA

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

CZĘŚĆ TRZECIA: ULEWA

Do domu wróciłem sam. Nie śpieszyłem się, szedłem niczym w transie, wpatrując się w przestrzeń przed sobą pustymi oczami. Przed nimi widziałem jedynie obraz Mireu całującego się z Hubertem. Nie chciałem przywoływać tego obrazu ze wspomnień, ale mój mózg nie potrafił przestać mnie nim zadręczać. Ból w klatce piersiowej był tak rzeczywisty, jak nigdy. Najprawdziwszy fizyczny ból, jakby moje serce miało zaraz rozpaść się na pół. Do oczu napływały łzy, które powstrzymywałem z całych sił, a w gardle stała gula.

A to wszystko było moją winą.

To ja wepchnąłem Mireu w objęcia Huberta, nie tylko moim głupim planem, według którego Mireu miał zostać odtrącony, ale też latami wyparcia. Łatwiej mi było wypierać moje prawdziwe uczucia do Mireu i być jego najlepszym przyjacielem, niż stawić czoła świadomości, że zakochałem się w drugim chłopaku. Bo kochanie chłopaka, gdy też jest się chłopakiem, jest bardzo ciężkie. Oczywiście nie sama czynność kochania, bo to przyszło mi aż ze zbytnią łatwością, to świat, który nas otaczał, nazbyt to komplikował. Właśnie dlatego po prostu było łatwiej być jego przyjacielem. Mogłem go mieć tylko dla siebie, a jednocześnie nie musiałem się bać. W ten sposób wykopałem swój własny grób.

Nawet nie zauważyłem, kiedy dotarłem do domu. Wyciągnąłem klucz z kieszeni w kurtce, obróciłem go w zamku i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Nagle otoczyła mnie martwa cisza. W końcu zostałem zupełnie sam, nie musiałem już się chować, nie musiałem już udawać, a przede wszystkim nie musiałem już być silny. Rzuciłem torbę na podłogę, a chwilę później sam się na nią osunąłem i zaniosłem się płaczem. Łzy zalały mi twarz momentalnie, a z gardła wydostał się żałosny krzyk. Dociskałem dłonie do klatki piersiowej, ale to nie przynosiło ulgi. Pierwszy raz w życiu płakałem w ten sposób, ponieważ nigdy nie cierpiałem bardziej.

Porzucenie przez matkę... Żal do ojca... Odtrącenie przez Mireu w gimnazjum... To wszystko razem wzięte nie bolało tak bardzo, jak świadomość, że miłość mojego życia znalazła kogoś innego. Jego szczęście było jednocześnie moim szczęściem i śmiercią. Od miesięcy zabijał mnie każdym spojrzeniem i westchnieniem w stronę Huberta, każdym słowem o nim i każdym wyznaniem. Aż w końcu umarłem za życia i nie wiedziałem, jak mam znieść to cierpienie.

Właśnie dlatego płakałem. Nie przejmowałem się tym, jak okropnie właśnie musiałem wyglądać, liczyło się tylko to, aby znaleźć ulgę w cierpieniu. Chociaż tylko na jedną krótką chwilę. Jednak ani płacz, ani krzyki nie pomagały. I już byłem pewien, że nic nie może mi pomóc, kiedy nagle przyszło zmęczenie. Najzwyczajniejsze ludzkie zmęczenie. Nie miałem sił, by płakać, nie miałem sił, by krzyczeć, nie miałem sił, by próbować walczyć.

Podniosłem się z podłogi, zostawiając na niej wszystkie moje rzeczy i poszedłem prosto do łazienki. Skrzywiłem się, gdy kątem oka dostrzegłem moje koszmarne odbicie w lustrze. Ściągnąłem z siebie ubrania, z trudem unosząc ciężkie ręce, a następnie wszedłem pod prysznic. Ciepła woda uderzyła w moją twarz i ramiona, zmywając ze mnie lepkie słone łzy. Przeczesałem palcami włosy i zacząłem normować oddech.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz