Obawiałem się, że po przeżyciu naszego pierwszego razu coś między mną o Mireu się zmieni. Z jakiegoś powodu myślałem, że będziemy patrzeć się na siebie inaczej, że pojawi się między nami skrępowanie, ponieważ widzieliśmy siebie od strony, której nikt poza naszą dwójką nie zna. Na szczęście bardzo się myliłem. Mireu wciąż był moim Mireu, a ja niezmiennie byłem jego Youngho.
Nasz drugi raz przeżyliśmy dopiero dwudziestego marca, w pierwszy dzień wiosny. Nie sądziłem, że Mireu wykaże chęć pójścia na wagary, skoro był w maturalnej klasie, więc dałem się zaskoczyć, kiedy to zaproponował. Agnieszka miała zajęcia w szkole językowej, tato był w pracy, a Farfocel znowu został sam w ich sypialni, kiedy zakradliśmy się do mnie do domu i zamknęliśmy w moim pokoju.
Było lepiej niż za pierwszym razem. Wiedziałem już, co sprawia Mireu najwięcej przyjemności, poznałem lepiej giętkość jego ciała. Poza tym długie promienie wiosennego słońca wpadające do pokoju przez okno i układające się na bladej skórze Mireu jedynie podkreślały jego piękno. Po wszystkim, lepiący się od potu i zdyszani, poszliśmy pod szybki prysznic. Kiedy wróciliśmy do pokoju, Mireu wyciągnął z torby notatki powtórzeniowe i naprawdę zaczął się uczyć. Z wielkim niezadowoleniem postanowiłem usiąść do rozprawki z polskiego, którą miałem oddać jutro, a której jeszcze nie zacząłem pisać.
Gdy tato z Agnieszką wrócili do domu, od razu przyszedł do mnie do pokoju, zapewne by wyrazić swoje niezadowolenie moją podtrzymywaną tradycją wagarów w tej jeden dzień w roku. Jednak wyraźnie dał się zaskoczyć, kiedy zastał mnie i Mireu, który właśnie pomagał mi z rozszerzoną matematyką. Raczej spodziewał się wielu scenariuszy, ale nie tego, że uciekłem ze szkoły, żeby uczyć się w domu. Koniec końców obeszło się bez żadnego szlabanu czy nawet reprymendy.
***
Na samym początku kwietnia, jeszcze przed moimi urodzinami, mieliśmy jeden z najważniejszych meczów siatkówki w tym roku. Odbywał się w szkole na Bemowie i jego wynik miał przesądzić o tym, że weźmiemy udział w finale o puchar Warszawy. Ze względu na zbliżające się matury, Mireu nie mógł pojechać z nami, za to z mojej klasy przyszły wszystkie dziewczyny, łącznie z Weroniką, które miały na kartonach zapisany mój numer z koszulki – dziewiątkę.
W drużynie z Bemowa byli sami wysocy chłopcy, którzy bardziej wyglądali na koszykarzy niż siatkarzy, co bardzo mi się nie spodobało. Gdy szliśmy wzdłuż siatki, zagadał do mnie ich kapitan.
– Libero, libero, libero – powiedział, ze śmiałością zerkając mi w oczy. – Doszły mnie słuchy, że jesteś ciotą.
– Mnie doszły słuchy, że jesteś pizdą – odpowiedziałem, na co chłopak uśmiechnął się kpiąco, a dookoła nas rozległy się ciche śmiechy.
– Będę celował piłką prosto w ciebie – obiecał, przechodząc dalej.
– Ale mu pojechałeś! – zawołał za moimi plecami Damian. – Pięknie go zgasiłeś, Młody!
Uśmiechnąłem się do drużyny, ale nie potrafiłem zapanować nad płynącą w moich żyłach złością. Zamierzałem pokazać temu debilowi, że jestem od niego lepszy i nie przepuścić absolutnie żadnej piłki.
Kiedy zająłem swoje miejsce, ugiąłem lekko kolana i wbiłem wzrok w piłkę. Nie zamierzałem spuszczać jej z oka nawet na sekundę. Kapitan drużyny z Bemowa serwował pierwszy. Odbił piłkę kilka razy od parkietu, podrzucił wysoko i ostro posłał nad siatką.
– Jest moja! – zawołałem i rzuciłem się w prawo za piłką.
Wybroniłem ją podręcznikowo dokładnie w tym samym momencie, w którym całą moją nogę ogarnął przeraźliwy ból. Tak silny, iż nie byłem w stanie ustać. Mimowolnie krzyknąłem z bólu i upadłem na parkiet, osłaniając się rękami, a do moich oczu napłynęły łzy. Rozbrzmiał gwizdek, a już chwilę później tuż przy mnie kucał Sebastian i trener.
CZYTASZ
LIKE A FLOWER IN THE RAIN
Romance『zaĸończone, вoy х вoy』 Ludzie są jak kwiaty, a miłość jak deszcz. Nie sposób żyć bez deszczu, ale czasami zwykły deszcz zmienia się w ulewę. Jeśli kwiat jest słaby, nie przetrwa ulewy. Youngho przeprowadza się z Korei Południowej do Polski w wieku...