4.3

170 22 44
                                    

W ostatni dzień wakacji byłem umówiony z Weroniką, która wczoraj wróciła z wakacji w Egipcie. Chociaż pod dom odprowadzałem ją wiele razy, jeszcze nigdy nie byłem w środku. Mieszkała dość spory kawałek ode mnie, dlatego zdecydowałem się podjechać rowerem, a jej dom miał białe ściany, ciemnoszary dach i jasnoszary mur dookoła posesji, za którym rosły tuje. Nie dało się po prostu przejść przez furtkę, trzeba było zadzwonić domofonem ze wbudowaną kamerką, a ktoś z wnętrza domu musiał otworzyć ją przyciskiem. Zamek się odblokowywał z cichym brzęczeniem, pozwalając gościowi wejść do środka. Na podjeździe, który prowadził na tyły domu, stał biały MINI Cooper z dwoma czarnymi paskami. Zwolniłem trochę, by lepiej przyjrzeć się samochodowi, na czym zostałem przyłapany przez Weronikę, która właśnie stanęła w drzwiach domu. Nigdy nie interesowałem się samochodami, ale ten był naprawdę ładny.

– Rodzice bardzo lubią biały kolor – przywitała się ze mną tymi słowami.

– Fajny – przyznałem, zostawiając rower na ścieżce, i w końcu podbiegłem do przyjaciółki, która od razu rzuciła mi się na szyję.

– Tęskniłam za tobą! – zawołała prosto do mojego ucha, ściskając mnie trochę za mocno.

– Tak, tak, ja za tobą też – odpowiedziałem, klepiąc ją w łopatki, żeby przestała mnie dusić.

Gdy w końcu się ode mnie odsunęła, mogłem się jej przyjrzeć. Opaliła się przez wakacje, jej skóra przybrała piękny, złocisty odcień, który idealnie grał z długimi brązowymi włosami, niesfornie opadającymi jej na plecy i ramiona. Nie miała na sobie żadnego makijażu, a i tak była znacznie ładniejsza od większości dziewczyn w szkole. Uśmiechnęła się i szturchnęła mnie w ramię, lekko się rumieniąc.

– Nie gap się tak na mnie – mruknęła, wpuszczając mnie do środka.

– Nie moja wina, że chyba pierwszy raz widzę cię bez tapety.

– Nieprawda!

– Podstawówka się nie liczy.

Zaśmiała się, czekając, aż ściągnę buty. Weszliśmy do części właściwej domu i wtedy się przekonałem, że jej rodzice naprawdę bardzo lubili biel. Wszystko było utrzymane w odcieniach bieli i szarości, przełamywane złotymi akcentami. Czułem się trochę jak w eleganckim hotelu, a nie w czyimś domu. Nawet rodzinne zdjęcia, oprawione w złote ramki, które wisiały na ścianie wzdłuż zakręcających się schodów, były czarno-białe, by utrzymać estetykę.

– Już wiem, po kim jesteś taką przesadną perfekcjonistką – szepnąłem, idąc za nią na piętro po schodach, na których automatycznie zapalały się małe lampeczki, które musiały reagować na ruch.

– Przekazali mi pulę wspaniałych genów – odparła, a ja w to nie wątpiłem.

Gdy dotarliśmy do pokoju Weroniki, poczułem się, jakbym nagle znalazł się w innym miejscu. Niczym Alicja, która wpadła do króliczej nory. Pokój był kolorowy, czego główną zasługą były trzy ogromne półki z książkami, które zostały ułożone kolorystycznie, tworząc tęczę. Zasłony w pozbawionych firanek oknach miały purpurowy kolor, a łóżko zaścielono jasnoróżową narzutą. Na komodzie stało sporo różnych pierdółek, które musiały być pamiątkami z wakacji, a leżący na biurku laptop oblepiony był licznymi naklejkami. Na ścianę nad łóżkiem poprzyklejano kolorowe zdjęcia, na niektórych z nich znalazłem siebie – nawet nie wiedziałem, że Weronika je wydrukowała.

– Fajny pokój – powiedziałem, pozwalając sobie usiąść na łóżku.

Weronika w tym czasie wzięła z biurka malutką prezentową torebeczkę i wystawiła ją w moją stronę.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz