1.6

135 22 5
                                    

Nie lubiłem chodzić do szkoły i wątpiłem w to, żebym kiedykolwiek zmienił zdanie. Jednak to nie było tak, że nie lubiłem się uczyć. W sobotnie oraz niedzielne popołudnia siadałem z panią Sorą przy stole w kuchni i otwierałem podręcznik do języka koreańskiego, z którego w zeszłym roku uczył się Mireu. Miałem również zeszyt, w którym prowadziłem bardzo staranne notatki, zapisywałem wszystkie poznane literki oraz konstruowałem z nich słowa, a pani Sora przyklejała mi w nim uśmiechnięte buźki, gdy zrobiłem to poprawnie.

O wiele bardziej lubiłem te weekendowe zajęcia, nauka koreańskiego była łatwiejsza niż nauka polskiego czy matematyki, a pani Sora była cierpliwa i bardzo wyrozumiała. W przeciwieństwie do mojej nauczycielki w szkole. Pani Malinowska, bo właśnie tak miała na nazwisko wychowawczyni mojej klasy, była prawdziwą wiedźmą w przebraniu. Odnosiłem wrażenie, że szczerze mnie nienawidzi i zawsze znajduje pretekst, by udowodnić mi, że jestem gorszy od innych dzieci w klasie. Wolniej się uczę, brzydziej piszę, źle wymawiam lub odmieniam słowa, których nawet do tej pory nie znałem. Pani Sorze ciężko mi było pomagać z polskim, ponieważ sama znała go znacznie gorzej od Mireu, dla którego był to pierwszy język, ale to dzięki niej udało mi się zapamiętać kolejność dni tygodnia.

Uczenie się koreańskiego sprawiało mi przyjemność z jeszcze jednego, ważnego powodu: nie chciałem zostawać w Polsce. Wciąż czekałem na dzień, w którym z tatą wrócimy do Korei, lub mama po prostu zabierze mnie z powrotem do siebie do Busan. Czekałem na to już ponad rok. W tym czasie zdążyłem się już przyzwyczaić do naszego nowego domu, tato z pomocą pana Mariusza i jego znajomych odmalował resztę domu, nawet dokupił kilka nowych mebli do salonu czy swojej sypialni. Regularnie kosił trawnik na podwórku, a nawet zbudował mi obiecaną piaskownicę i powiesił huśtawkę na trzepaku za domem. Okazało się, że dom z koszmarów wcale nie był najgorszym miejscem do przeczekania w nim na powrót do mojego prawdziwego domu. Jednak miałem nadzieję, że nie będę musiał czekać na to szczególnie długo. Rok to i tak był szmat czasu, a na razie się nie zapowiadało, by w najbliższy dniach tato miał mnie wypisać z tej okropnej szkoły i zapakować.

Na szczęście czekanie umilał mi Mireu, z którym codziennie po odrobieniu lekcji spotykaliśmy się na wspólną zabawę. Czasem bawiliśmy się u mnie, czasami u niego, ale wtedy jego rodzice kazali nam bawić się również z Mari. Nie miałem nic przeciwko niej, nawet czasami wpadała na ciekawe pomysły, ale Mireu zawsze obrażał się na mnie, kiedy poświęcałem jej więcej uwagi niż jemu lub gdy wolałem jej propozycję na zabawę zamiast jego. Któregoś dnia wyjaśnił mi, że skoro jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, to zawsze powinienem być po jego stronie. Nawet wtedy, kiedy tak naprawdę uważam inaczej.

– Dlaczego wyjechała pani z Korei? – zapytałem panią Sorę, na którychś z naszych zajęć.

Lampa nad stołem oświetlała mój zeszyt żółtym światłem. Na dworze było szaro. Deszczowe chmury kłębiły się nisko nad dachami domów, a pierwsze krople uderzały cicho o okno.

– Ponieważ byłam ciekawa świata – odpowiedziała z ciepłym uśmiechem.

– I tym światem była akurat Polska?

Zaśmiała się dokładnie w tej samej chwili, w której lekki deszcz zamienił się w prawdziwą ulewę.

– Między inny. Podróżowałam po całej Europie, ale gdy zwiedzałam Warszawę, przypadkowo poznałam Mariusza. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia i nie mogłam o nim zapomnieć, nawet gdy wróciłam już do domu. Właśnie dlatego postanowiłam wyjechać z Korei na stałe i zamieszkać z nim tutaj. Jestem bardzo szczęśliwa, że dokonałam takiego wyboru.

– Więc dlaczego tato tutaj przyjechał, w końcu mama mieszka w Busan.

– Czasami życie nie jest takie proste, jak ci się wydaje, Youngho.

– Moje życie jest bardzo skomplikowane, od kiedy się tutaj przeprowadziliśmy.

– Życie twojego taty również jest skomplikowane. Jednak jednego jestem pewna, on bardzo cię kocha i chce dla ciebie jak najlepiej.

– Gdyby chciał dla mnie jak najlepiej, nie zabierałby mnie od mamy.

– Kiedyś to zrozumiesz. Musisz jeszcze tylko trochę podrosnąć.

– Już jestem duży! Mam siedem lat!

Pani Sora znowu zaczęła się śmiać i pogładziła mnie po głowie.

– Na niektóre rzeczy musisz być jeszcze troszkę większy.

– Więc ile muszę mieć lat, żeby to zrozumieć?

– To już zależy tylko od ciebie, Youngho. W pewnym momencie po prostu to pojmiesz i wtedy będziesz wiedział, że jesteś wystarczająco duży, by rozumieć świat dorosłych.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz