3.20

137 24 25
                                    

WAŻNA INFORMACJA: od teraz publikacja nowych rozdziałów będzie odbywała się raz w tygodniu w każdą środę o godzinie 18:00! Także widzimy się w środę, a Wam życzę miłego czytania!

~~~

W nocy z nerwów nie mogłem spać. Przekręcałem się tylko z boku na bok i miałem setki wątpliwości. Wiedziałem, że jeśli wyznam Mireu moje uczucia, nie będzie już odwrotu. Miałem nadzieję, że da mi szanse, w końcu byliśmy ze sobą tak blisko, jednak... Istniało ryzyko, że mnie odrzuci. W końcu widział we mnie młodszego brata, a Hubert twierdził, że nie mam u Mireu szans, że nie postrzega mnie jako potencjalnego partnera. Nawet jeśli tak było, miałem nadzieję, że być może się to zmieni, kiedy dowiedziałby się o moich uczuciach.

Bałem się. Bałem się bardziej niż goblinów, które według sześcioletniego mnie czaiły się w krzakach rosnących wzdłuż podjazdu. Byłem wręcz przerażony, ponieważ ryzyko było ogromne. Nie wyobrażałem sobie, że miałbym żyć bez Mireu u boku. Wolałem do końca życia być jedynie jego przyjacielem, niż go stracić. Ta obawa sprawiała, że naprawdę rozważałem ukrywanie moich uczuć nawet przez całą wieczność, ale serce tego nie chciało. Serce chciało zaryzykować, ponieważ silnie łaknęło jego miłości.

Kiedy wróciłem z porannego biegania, zdecydowałem się wypić filiżankę mocnej kawy, aby być przytomny do wieczora. Przez cały dzień właściwie nic nie zrobiłem, szwendałem się z jednego kąta w drugi, nie mogąc znaleźć sobie miejsca ani się na niczym skupić. Ostatecznie większość czasu poświęciłem na wyczesanie Farfocla, a potem rzucałem mu tak długo piłką, aż się nie zmęczył. Od początku wakacji mieszkał już u nas, Agnieszka natomiast miała się wprowadzić wraz z początkiem roku szkolnego. Jeszcze w czerwcu tato zapytał, czy miałbym coś przeciwko jakby Agnieszka z nami zamieszkała, a ja odpowiedziałem, że nie. I to była szczera odpowiedź, ponieważ naprawdę ją polubiłem. Niedawno przypadkowo podsłuchałem ich rozmowę, jak mówili o tym, że rozwiązała już umowę najmu i do końca sierpnia musi się wyprowadzić.

Punkt dwudziesta wyszliśmy z tatą z domu, przed którym stał zaparkowany jego służbowy samochód. Specjalnie nie wjeżdżał do garażu po powrocie z pracy, żeby móc nas zawieźć. Mireu wyszedł z domu chwilę później i od razu pomachał nam na przywitanie. Ubrał się w bluzę ode mnie, a na paznokciach wciąż miał chabrowy lakier.

– Cześć! – przywitałem się z nim, gdy wsiadł do samochodu.

– Dobry wieczór i cześć – odpowiedział, uśmiechając się do mnie szeroko.

Naprawdę wyglądał, jakby się cieszył naszym wspólnym wyjściem, kiedy mnie zżerał stres.

– Gotowy? – zapytałem.

– Gotowy i podekscytowany. Nie wiem, czy znajdę w sobie odwagę, by zaśpiewać przy ludziach.

– Ty w przeciwieństwie do mnie możesz się czegoś napić na odwagę – powiedziałem, ale on pokręcił głową.

– Nie będę pił alkoholu. Muszę się tobą zaopiekować, jako ten dorosły i bardziej odpowiedzialny.

– Zapomniałem, że przecież tak naprawdę to dzisiaj masz urodziny. Wszystkiego najlepszego!

– Dziękuję.

Na tym rozmowa się urwała, a ja byłem zbyt zestresowany, by ciągnąć ją dalej. Samochód mknął w stronę centrum bez większych przeszkód, ponieważ w poniedziałkowe wieczory ruch na drogach nie był duży. Wyjrzałem przez okno na grupę dzieciaków jadących na rowerach po chodniku, a kiedy przejeżdżaliśmy przez Wisłę, na plaży było pełno ludzi.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz