1.8

129 21 23
                                    

Zimą znowu spadło pełno śniegu. Na dworze bardzo szybko zaczęło robić się ciemno, ale wynagradzał mi to widok śniegu. Lubiłem wyglądać przez okno i podziwiać, jak się mieni w promieniach słońca lub ulicznych latarni. Niestety nie pozostawał taki na długo, bardzo szybko robiła się z niego paskudna, brązowo-szara breja. Stawał się taki sam jak wszystko w Polsce. To był bardzo szary kraj.

W szkole każdy przygotowywał się do świąt. Wychowawczyni pomagała nam w „napisaniu" listów do Świętego Mikołaja, który miał przynieść prezenty pod choinkę, a całą salę przyozdobiliśmy w kolorowe łańcuchy, bombki oraz zrobione z kartonowych pudełek prezenty. W ostatni dzień przed przerwą świąteczną, pani Malinowska zapytała nas, jak wyglądają nasze obchody świąt w domach. Była to dla mnie jedna z najciekawszych lekcji. Okazało się, że całe rodziny w Polsce spotykają się w ten dzień i jedzą aż dwanaście różnych potraw. Kiedy przyszła pora na mnie, opowiedziałem, jak zwykle w święta chodziłem z rodzicami na zakupy, a potem zajadaliśmy się smażonym kurczakiem i oglądaliśmy filmy. Wszyscy patrzyli się na mnie, jakbym właśnie opowiedział im, że mam w domu żywego jednorożca.

– Ale w święta nie można jeść mięsa! – zawołała Weronika, która siedziała obok mnie od początku roku szkolnego.

– Spokojnie, dzieci – odpowiedziała wychowawczyni, uśmiechając się sztucznie. – Musicie pamiętać, że Młody nie pochodzi z Polski. W jego kraju są inne zwyczaje świąteczne.

– Pójdziesz do piekła – szepnęła Weronika, pochylając się nisko nad ławką, aby pani Malinowska jej nie usłyszała. – Za to, że jesz kurczaka w święta.

– Mój tato mówi, że piekło nie istnieje – odpowiedziałem jej, patrząc, jak nos dziewczyny się marszczy, gdy wykrzywiła twarz w grymasie.

– Twój tato też pójdzie do piekła.

– Sama sobie pójdź do piekła, jak taka mądra jesteś.

– Cicho, Młody. Co to za rozmowy?

– Weronika mówi, że ja i mój tato pójdziemy do piekła.

– Spokojnie, to czy ktoś pójdzie do nieba, czy do piekła zostanie osądzone po jego śmierci, a nie za życia. Kto jeszcze chciałby się podzielić z nami swoimi świątecznymi tradycjami.

Spojrzałem na Weronikę nienawistnym wzrokiem, a ona pokazała mi ukradkiem język.

Tego dnia czekałem na powrót taty z pracy ze zniecierpliwieniem. Zdążyłem odrobić już lekcje z Mireu oraz panią Sorą, a nawet zjadłem kolację, słuchając płaczu Mari, która nie chciała iść się kąpać i spać. Gdy w końcu dobiegł mnie dzwonek do drzwi, podbiegłem do nich i zacząłem wkładać buty, chociaż pan Mariusz nawet nie otworzył drzwi mojemu tacie.

– Youngho, co ci się tak do domu śpiesz? – zapytał, podając mi kurtkę, którą nieudolnie próbowałem ściągnąć z wieszaka przy wyjściu. – Cześć, Doyun.

– Cześć, wesołych świąt – mój tato przywitał się z panem Mariuszem, okropnie wymawiając polskie słowa, a następnie zwrócił się do mnie. – Przepraszam, że tak późno. Są ogromne korki na wyjeździe za Warszawy. Chyba wszyscy jadą do rodzin na święta.

– Rozmawialiśmy dzisiaj w szkole o świętach w domu i okazało się, że nikt inny nie je w święta smażonego kurczaka – pożaliłem się. – Weronika powiedziała, że pójdziemy za to do piekła.

– Nie słuchaj tych głupot. – Do rozmowy włączyła się pani Sora, która stanęła po drugiej stronie korytarza. – Wesołych świąt, Doyun.

– Wesołych świąt – odpowiedział jej tato. – Sora ma rację, nie słuchaj tej paplaniny. Każdy ma prawo obchodzić święta po swojemu.

– A czy my możemy w tym roku zjeść dwanaście potraw? – zapytałem, pozwalając, by tato założył mi czapkę na głowę, chociaż mieliśmy przejść jedynie na drugą stronę ulicy. – Chcę ich spróbować.

– No cóż... To nie takie proste. Nie wiem, czy będę umiał ugotować aż tyle polskich potraw.

– Wpadnijcie do nas na święta – zaproponowała pani Sora z uśmiechem. – W tym roku to teściowie przyjeżdżają do nas, więc nigdzie nie wyjeżdżamy.

– Nie chcę się narzucać i tak wiele robisz dla mnie i dla Youngho.

– Daj spokój, Doyun. Jesteście dla nas jak rodzina. A rodzina powinna spędzać razem święta.

– Och... – Mój tato wyglądał na zmieszanego, ale również na bardzo wdzięcznego. Wyraz jego twarzy uwiecznił się w mojej pamięci. Nigdy wcześniej go takiego nie wiedziałem. – Jeśli Mariusz nie będzie miał nic przeciwko...

Zaczął, ale nie zdążył, ponieważ wyrwałem mu się, zrzucając szalik, którym właśnie otulał moją szyję i wbiegłem w butach do domu, aby dogonić pana Mariusza. Złapałem go w progu kuchni.

– Proszę pana! – zawołałem. – Czy mogę przyjść do was w święta z tatą i spróbować barszczu z uszkami i śledzi, i pierogów z kapustą i grzybami? Pani Sora powiedziała, że możemy przyjść.

– Oczywiście, będzie nam bardzo miło.

Nie lubiłem Polski i chciałem wrócić do Korei. Trzymałem się tej myśli całym sobą. Jednak pierwszy raz się cieszyłem, że jednak tutaj jestem. Miałem nadzieję, że te wszystkie dwanaście potraw będą tak samo pyszne, jak racuchy z jabłkami.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz