3.18

124 22 22
                                    

To była prawda! Najprawdziwsza prawda!

W poniedziałek rano Mireu przeprosił mnie za odwołanie naszego sobotniego spotkania i zapytał, czy wrócimy razem ze szkoły po lekcjach. Po naszych lekcjach, bez czekania na Huberta. Od razu się zgodziłem i obdarzyłem przyjaciela czułym uśmiechem. Zaczynałem żałować, że zostało nam tak mało poniedziałków do końca roku szkolnego, ponieważ nagle zacząłem je lubić. Mireu nie spędzał już przerw z Hubertem, nie chodził do niego po lekcjach, a nawet wypisał się z zajęć z rysunku, chociaż naprawdę je lubił. W końcu znienawidzony przeze mnie chłopak stał się naszą przeszłością. Zwykłym widmem, które już nie mogło nas dosięgnąć.

Gdy przyszedł czerwiec, a wraz z nim ciepłe noce, zaproponowałem Mireu wspólne nocowanie. Była sobota, niebo było bezchmurne, słońce chowało się za horyzontem, my leżeliśmy w moim ogrodzie na kocu plażowym, który rozścieliliśmy na zielonej trawie. Obok nas leżał Farfocel, który przez ostatnią godzinę biegał za rzucaną przez nas piłką, a teraz zasnął totalnie padnięty i chrapał cicho wtulony między naszymi tułowiami. Patrzyliśmy w gwiazdy, a z telefonu Mireu leciała Sia Elastic Heart i po prostu nie mogło być lepiej. Jego policzki były pięknie rumiane, zimne palce wsunięte w miękkie futerko Farfocla, gdzie spotykały się z moimi palcami. I było dobrze, bo byliśmy tylko my.

– Kosmos mnie przeraża – odezwał się pierwszy po dłuższej chwili milczenia.

– Dlaczego? Jest piękny.

– Jest ogromny, Youngho – szepnął. – Dla kosmosu znaczymy mniej, niż dla nas znaczy ziarenko piasku.

– Czy to przemyślenie pokroju „czymże jest ta chwila w stosunku do wieczności"?

– Tak... Chyba tak. – Uśmiechnął się. – Ale lubię tę chwilę.

– Ja też.

– Nawet jeśli nie znaczy nic w stosunku do wieczności?

– Jebać wieczność, teraz liczymy się tylko my.

Kciuk Mireu przesunął się po wierzchu mojej dłoni.

– To takie dziwne. Coś trwa, a zaraz jest tylko wspomnieniem. Czuję, jakbyśmy ledwie wczoraj byli razem nad morzem i budowali zamek z piasku. Tyle lat minęło od tamtych dni.

– Obiecałeś mi wtedy, że będziesz piękny, pamiętasz?

– Tak.

– Dotrzymałeś tej obietnicy?

– Ty mi powiedz.

Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w gwiazdy, zanim ponownie obróciłem głowę, żeby spojrzeć na Mireu. On również na mnie patrzył, a ja poczułem, że się rumienię. Dotyk jego palców na mojej dłoni stał się intensywniejszy i znowu poczułem motyle w brzuchu, które nieśmiało wzbiły się do lotu.

– Dla mnie zawsze byłeś piękny – szepnąłem.

Mireu parsknął śmiechem i z powrotem spojrzał w niego.

– Niezła próba.

– Żadna próba.

– Dzięki, mimo wszystko...

– Nie kłamałem! – oburzyłem się i zupełnie nagle podniosłem do siadu.

– Jeszcze nie – odpowiedział i również usiadł, a Farfocel wyciągnął się na kocu. – Cały czas myślę, że już prawie, ale... Ciągle coś jest nie tak. Nie wiem... Czuję się, jakbym gnał donikąd.

– Jesteś piękny, Mireu.

– Dzięki – mruknął pod nosem, nawet na mnie nie patrząc.

Wkurzyło mnie to. Złapałem go za podbródek i odwróciłem twarz w moim kierunku. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, a jemu nie udało się ukryć zaskoczenia na twarzy.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz