4.11

135 23 13
                                    

Lot powrotny taty przypadł akurat w Wigilię. Od rana nie byłem w stanie myśleć o niczym innym, tylko o tym, że już za kilka godzin z powrotem go zobaczę. Tradycyjnie ten dzień spędzałem w domu państwa Kim, gdzie pomagałem pani Sorze w świątecznym gotowaniu. Wraz z Mari właśnie kończyliśmy przeciskać warzywa do sałatki, a zaraz czekało nas klejenie uszek i pierogów. Farsz z kapusty i grzybów kończył się podsmażać i pachniał cudownie. W garnku obok gotował się kompot, a pani Sora ugniatała ciasto.

Mireu z panem Mariuszem walczyli z choinką, która w tym roku była zaskakująco duża. Jak się okazało, nie mieli wystarczająco bombek, dlatego prowadzili bardzo głośną dyskusję. Mireu uważał, że należy pojechać do sklepu i kupić ich więcej, natomiast pan Mariusz był całkowicie przekonany, że jeśli nie powieszą bombek z tyłu choinki, nikt się nie zorientuje. Ich ratunkiem okazała się Agnieszka, która weszła do domu z ostatnimi zakupami (tradycyjnie o czymś trzeba było zapomnieć) i zawołała od wejścia:

– Kupiłam więcej bombek, bo Mirek się martwił, że nie starczy!

Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, co trochę zmieszało Agnieszkę. Mari poszła pomóc jej z zakupami, a Farfocel zaczął poszczekiwać, domagając się uwagi.

– Kiedy będziesz jechała po tatę? – zapytałem, mieszając sałatkę.

– Samolot ma wylądować za dwie godziny, więc niedługo będę się zbierała. Chcesz jechać ze mną?

Chciałem, ale mimo to pokręciłem głową.

– Zostanę, jest dużo do zrobienia.

– Możesz jechać, Youngho – pani Sora włączyła się do rozmowy. – Poradzimy sobie.

– Dziękuję, ale zostanę. Chcę pomóc, tatą jeszcze się nacieszę.

Tak zrobiliśmy. Zostałem w domu państwa Kim, lepiąc pierogi z Mari i panią Sorą, a Agnieszka pojechała odebrać mojego tatę z lotniska. Zacząłem nerwowo zerkać na zegarek, wyliczając, ile czasu zajmie im powrót. Starałem się nie być zniecierpliwiony i skupić na klejeniu pierogów, ale w tym roku farsz z kapusty i grzybów nie chciał ze mną współpracować, wysuwając się z ciasta.

Kiedy w końcu usłyszałem, jak samochód zatrzymuje się przed domem, a chwilę później trzaskają drzwi, nie byłem w stanie zapanować nad sobą. Odszedłem od stołu i ruszyłem biegiem do wyjścia. Do taty dobiegłem kilka chwil później, od razu przytulając go z całych sił. Poklepał mnie po plecach, a następnie rozczochrał mi włosy.

– Jak podróż? – zapytałem, odsuwając się od niego.

Uśmiechnął się do mnie. Wyglądał, jakbyśmy rozstali się raptem wczoraj, a nie ponad miesiąc temu.

– Dobrze, chociaż strasznie się dłużyła – odpowiedział, jeszcze raz przyciskając mnie do siebie. – Słyszałem, że byłeś bardzo grzeczny.

– Zawsze jestem grzeczny – zaśmiałem się. – Starałem się nie sprawiać Agnieszce kłopotów.

– Przywiozłem ci pełno prezentów, ale dostaniesz je pod choinkę.

– Dokupił dodatkową walizkę na same prezenty – dodała Agnieszka, a tato przewrócił oczami.

– Mogłem jeszcze zostawić moje ubrania.

Zaczęliśmy się śmiać, chociaż Agnieszka wcale nie żartowała. Tato naprawdę wrócił z dwiema walizkami zamiast jednej, a jego plecak z bagażu podręcznego był wypchany do maksimum swoich możliwości. Jeszcze raz przytuliłem się z tatą, zanim on i Agnieszka poszli do naszego domu, żeby mógł się wykąpać i naszykować, a ja wróciłem dalej pomagać w gotowaniu. Teraz kiedy tato z powrotem był w Polsce, czułem, że wszystko wróciło na swoje miejsce.

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz