2.23

132 22 32
                                    

NOWE DNI PUBLIKACJI: środy i soboty

W końcu nadszedł wyczekiwany przeze mnie dzień. Gdy rozbrzmiał dzwonek ostatniej piątkowej lekcji, uczniowie rzucili się w stronę drzwi, aby jak najszybciej rozpocząć ferie zimowe. Pożegnałem się z Weroniką, a następnie udałem się na salę gimnastyczną, gdzie za kilka minut miał się rozpocząć co piątkowy trening siatkówki. Jeszcze dzisiaj rano z Mireu upewniliśmy się, że nasz plan wciąż był aktualny, dlatego z zaciśniętym żołądkiem spojrzałem na Angelikę, która siedziała na jednym z dwóch krzeseł i przeglądała coś w telefonie.

To nie tak, że bałem się odrzucenia, w końcu przecież Angelika nawet się mi nie podobała. Stresowałem się przez Mireu, ponieważ nie wiedziałem, jak jemu pójdzie wykonanie zadania. Zapewne będzie stresował się przez całe zajęcia z rysunku i miałem nadzieję, że ostatecznie nie stchórzy.

Przebrałem się z resztą drużyny w szatni i wspólnie udaliśmy się na salę, gdzie trener już na nas czekał. Zmierzył mnie wzrokiem, jakby wciąż miał wątpliwości, czy jestem już gotowy, żeby wrócić do pełnowymiarowego treningu (nie pozwalał mi na to, gdy wciąż miałem wielkiego fioletowego sińca pod okiem), ale na szczęście nic nie powiedział. Bałem się, że drużyna będzie obwiniała mnie o naszą ostatnią porażkę, ja sam siebie obwiniałem, jednak nikt nie powiedział złego słowa. Wręcz przeciwnie, wszyscy zdawali się przejęci moim małym „wypadkiem", gdy krew z nosa zaczęła zalewać mi twarz niczym wodospad Niagara.

Wysłuchaliśmy kilka słów od trenera – w pierwszy tygodniu ferii mieliśmy mieć trzy dodatkowe treningi, a następnie przeprowadziliśmy rozgrzewkę. Następnie zaczęliśmy ćwiczyć. Wybraniałem piłkę, podawałem do rozgrywającego, on do atakujących, a ci próbowali przestrzelić się przez blok. I tak w kółko. Oczywiście bardzo szybko zaczęliśmy prowadzić ze sobą luźne rozmowy lub rzucać żartami. Nikt nie potrafił w stu procentach skupić się na treningu, kiedy wisiała nad nami wizja rozpoczęcia ferii zimowych i dwóch tygodni wolnych od szkoły. Nawet trener wyjątkowo  przymykał na to oko. Damian zaproponował, żeby spotkać się w któryś weekend na mieście, a wszyscy przystali na to ze sporym entuzjazmem.

Gdy w końcu trener zdecydowanie za głośno zagwizdał swoim czerwonym gwizdkiem, obwieszczając zbiórkę i koniec treningu, było mi nawet smutno. Zbyt dobrze się dzisiaj bawiliśmy. Zgłosiłem się do posprzątania sali i wraz z Sebastianem zacząłem zbierać piłki. Angelika wciąż siedziała na krześle i notowała coś w zeszycie, aby podzielić się swoimi uwagami z nami na następnym treningu. Gdy tylko go zamknęła i sięgnęła do plecaka, od razu do niej podbiegłem, wciąż ściskając jedną z piłek.

– Hej! – przywitałem się.

– Hej – odpowiedziała lekko rozbawiona tym, że dopiero teraz się z nią witam, chociaż ostatnie półtorej godziny spędziliśmy w jednym pomieszczeniu. – Chcesz o czymś pogadać?

Gdy zadała to pytanie, otworzyła zeszyt na stronie z napisem „libero". Pod spodem było pełno różnych notatek. Wypunktowała moje silne i słabe strony, z sugestiami, nad czym dokładnie należałoby popracować. Nie zdążyłem przeczytać, co dokładnie tam wymieniła, ponieważ dość szybko zreflektowałem się, że nieładnie tak zaglądać komuś do notatek. Jednak wciąż byłem pod wrażeniem, jak bardzo Angelika przykładała się do swojej roli pomocnicy trenera.

– Tak, chciałbym o czymś pogadać – wydukałem, zerkając prosto w jej oczy. Uśmiechnęła się przyjaźnie, przez co poczułem się jeszcze bardziej zażenowany tym, co zamierzałem właśnie zrobić. – Chciałem właściwie tylko powiedzieć, że... że mi się podobasz.

Moje policzki momentalnie spłonęły rumieńcem, który się pogłębił, gdy Angelika wydała taki odgłos, jakbym był szczeniakiem, który właśnie zrobił coś uroczego. I w sumie moje skojarzenie nie było dalekie od prawdy, ponieważ dziewczyna chwilę później chwyciła moją twarz w dłonie i powiedziała:

LIKE A FLOWER IN THE RAINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz