1 września 1939- Początek końca

118 4 0
                                    

Ostatnią przygodę z wampirami, postanowiliśmy zostawić między nami, tylko między nami. Zaraz po całym zdarzeniu, w obecności dwóch chłopców, poinformowałam Gilberta o wampirach, aby mieć pewność, że żaden z nich nie będzie chciał brnąć dalej w tą sprawę z obcymi.

Gdy skrzat wrócił od William'a, zabrał Lestrange'a i teleportował pod same drzwi jego rodzinnego domu. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to że muszę porozmawiać z Marianne, jednakże nie miałam takiej możliwości, ponieważ był ze mną Riddle. Stwierdziłam, że muszę iść do ukrytego biura w bibliotece nocą. Trochę na to czekałam, bo okazało się, że Tom lubi tam przesiadywać i czytać do późna.

W ostatnim tygodniu, dzień przed zakupami na pokątnej, Riddle udał się do swojego pokoju, spać jak mniemam. Weszłam do łazienki znajdującej się najbliżej biblioteki, wysłuchując kroków Riddle'a, a potem zamykających się za nim drzwi. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i miałam wychodzić, gdy coś mnie zatrzymało. Podeszłam bliżej lustra, ponieważ byłam pewna, że usta mojego odbicia poruszyły się, gdy moje były całkowicie zwarte. Nagle moje odbicie błysnęło i na mini sekundę, zamiast siebie w piżamie, zobaczyłam siebie całą w... w krwi? Mimo, iż była to tylko sekunda, ja w odbiciu byłam cała umazana w czerwonej cieczy.

-Morderczyni.-Rozbrzmiał głos w mojej głowie. Odskoczyłam od lustra, z hukiem uderzając o ścianę. Odbicie było normalne. Pomachałam ręką i nic niespodziewanego się nie stało. Może tylko mi się przewidziało... Musiałam przyznać, że od tamtego incydentu moje myśli krążyły tylko wokół dwóch mężczyzn. Jeśli to ja spowodowałam ten ogień, to oznacza, że rzeczywiście ich zabiłam. Za każdym razem odsuwałam od siebie te myśl, jednakże nie na długo.

Gdy tylko weszłam do pokoju, podeszłam do obrazu i opowiedziałam kobiecie co się stało.

-Chciałam za pomocą starożytnej magi, ja chciałam żeby kora odrosła i wtedy ja...-Łzy stanęły mi w oczach a mówienie sprawiało wiele trudności.

-Ja, nie wiem jak to się stało, drzewo stanęło w ogniu, ja nie chciałam.- Krople spływały mi po policzkach, a głos uwiązł w gardle.

-Straciłaś kontrolę.- Odezwała się kobieta, przypatrując się z współczującym wzrokiem.

-Potem te pnącza ich owinęły, a oni stanęli w ogniu. To ja... ja ich zabiłam.- Głośny szloch rozszedł się po pomieszczeniu. Nagle usłyszałam cichy trzask tlącego się ognia. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam, że kwiat, który studiując Liberanti ożywiłam, stał w ogniu. Złapałam za różdżkę i skierowałam w stronę ognia.

-Aguamenti!- Woda wytrysła z końca różdżki, gasząc ogień, po czym cicho skapywała z półki na drewnianą podłogę.

-Teraz musisz mnie wysłuchać. Usiądź.- Powiedziała Marianne, a ja usiadłam na krześle, oddychając głęboko, aby powstrzymać się od płaczu.

-Starożytna magia głównie opiera się na emocjach, jeśli odczuwasz mocno jakieś emocje to może to zadziałać w dwie strony. Jeśli potrafisz ją kontrolować, to twoja moc i zaklęcia będą mocniejsze i wydatniejsze. Jeśli nie będziesz w stanie jej kontrolować, to właśnie tego typu sytuacje będą zdarzać się często. Nie możesz dać się wyprowadzić z równowagi. Skupienie, pamiętaj.- Powiedziała kobieta.

-Nie możesz odwrócić tego co się stało. Wiem, że łatwo mi mówić, ale musisz się pogodzić z zaistniałą sytuacją, jednak na pewno nie zapomnieć, ponieważ jestem pewna, że oni wiedzą. To tam ukryłam jedną z dziesięciu części magii. Jeśli tylko oni dwoje wiedzieli o tym miejscu, to może i lepiej, że stało się to, co się stało.- Marianne rozmyślała w swojej ramie, gdy nagle jej twarz zatrzymała się w bezruchu.

Old Days Of Hogwarts /Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz