Dzień 82 bycia wampirem. 1 września 1940r.
Z samego rana upewniłam się, że mam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko na swoim miejscu. Uzgodniliśmy, że niezbyt rozsądnie byłoby brać ze sobą torbę wypchaną saszetkami z krwią, więc wzięłam ich parę i przelałam zawartość do czarnego termosu. W późniejszym czasie to Gilbert zostanie ze mną w Hogwarcie i będzie dbał, abym nie głodowała. Jakoś sobie poradzimy. Dzięki William'owi pod wpływem perswazji, udało nam się uzgodnić z ministerstwem w miarę ludzki sposób na dostanie się na peron. Za dwadzieścia minut jestem umówiona pod domem skrzatów, skąd jeden z aurorów z ministerstwa zabierze mnie na King's Cross. Muszę się zbierać...
Sebastian postanowił, że uda się ze mną na stację King's Cross. Przed deportacją zażył wielki łyk eliksiru wielosokowego z włosem William'a, po czym zmaterializowaliśmy się na owej stacji. W pierwszych sekundach pomyślałam, że zemdleje. Tysiące różnych głosów, rozchodziło się po mojej głowie. Złapałam się za głowę nie mogąc tego wytrzymać.
-Przepraszam, nie mogę, śpieszę się do pracy.- Doszedł do mnie głos z jednej strony. Z przeciwnej usłyszałam prawdopodobnie rozmowy trzech oddalonych od siebie mugoli, ponieważ słowa mieszały się i zdanie nie miało sensu.- Tak... w domu.... poproszę... jest.... ten... już... piękny... twoja... dlaczego... mama... czajnik... tak mówisz...- Kolana ugięły mi się bezwładnie, opadając na kolana trzymając się za głowę. Sebastian jakby się tego spodziewając, bez większego szoku pomógł mi stanąć na nogach. Stanęliśmy blisko barierki, za którą ukryte było przejście niewidoczne dla mugoli.
-Dasz sobie radę. Musisz niestety do tego przywyknąć. Nigdy nie będziesz już sama, nawet w swojej głowie, chyba że wyprowadzisz się na pustkowie.- Pierwsze zdanie wypowiedział w taki sposób, że ciężko było się domyśleć czy to stwierdzenie, a może pytanie.
-Nie mam wyboru, czyż nie?- Zaśmiałam się. Dobry humor dopisywał mi coraz częściej, podobnie jak używanie perswazji na sobie. Oszukuję samą siebie, ale jeśli pomoże mi to nie pozabijać moich przyjaciół...
-Możesz do mnie pisać, kiedy tylko zechcesz. Zawsze ci pomogę, Anne...- Nastała cisza... Chłopak zaczerwienił się, jednakże nie próbował się poprawić.
W moim oku zalśniła łza, jednakże nie znalazła ona ujścia. Objęłam go mocno, wtulając się w jego klatkę piersiową. Odwzajemnił go, po czym pomachałam mu po raz ostatni, gdy znikłam mu z oczu, pojawiając się na peronie.
Przez moment nastała błoga cisza. Najpiękniejszy moment tego dnia. Na peronie po raz kolejny mruknęłam z bólu, próbując nie wsłuchiwać się w głosy.
-Mamo, dlaczego ten Pan jest taki duży?- Doszedł głos małej dziewczynki z końca peronu.
-Hej, popatrzcie na tego pierwszaka!- Wrzasnął chłopięcy głos.
- To podobno pierwszoroczny...-Roześmiał się jakiś głos.
Skup się i nie słuchaj tego. Nie słuchaj. Zaczęłam kierować się do pociągu, aby jak najszybciej uciec od tłoku. Ze wzrokiem wbitym w ziemię miałam wejść do pociągu, jednakże odbiłam się gwałtownie, o mało nie upadając. Spojrzałam w górę i zobaczyłam chłopca. Wysoki na 9 stóp, wielki, co udowadniało to w jakiej sytuacji właśnie się znaleźliśmy. Chłopak zaklinował się w rozsuniętych drzwiach pociągu.
-O cholibka... daj mi chwile...- Zaśmiał się, po czym zaczął się poruszać, aby przecisnąć się przez drzwi.
-Nie śpiesz się.- Powiedziałam, po czym położyłam dłonie na jego plecach, aby pomóc mu się wydostać z owej pułapki. Lekko pchnęłam chłopca, a on wystrzelił jak pocisk, od razu władowując się do znajdującego się na przeciw przedziału.
CZYTASZ
Old Days Of Hogwarts /Tom Riddle
FanfictionOphelia Fawlay, stworzona do tego, aby dokonać potężnych rzeczy. On.. Tom Riddle, rozpocznie swoją edukację w Hogwarcie na tym samym roku, co ona. NOWE ROZDZIAŁY W PIĄTKI!!!