Niezadowolona i poddenerwowana urwaną wspominką z życia Marianne, wykradłam się z dormitorium. Po przez dochodzące do mnie oddechy śpiących uczniów, dotarł do mnie również znajomy mi głos.
-Legilimens.- Rozszedł się cichy szept Tom'a. Uczy się legilimencji... Ciekawe...
Usiadłam na fotelu obok kominka, rozmyślając o tym, co mogłabym zrobić.
-Może małe polowanie w zakazanym lesie?- Podskoczyłam, słysząc głos zza fotela. To wróżebnik...
-Jesteś naprawdę okropna, wiesz? Mało krwi przelałyśmy?- Zdenerwowana wstałam z fotela.
-Nie przesadzaj...- Mruknęła.-Jest tutaj tyle uczniów, że na pewno nie zauważą braku jednego...- Wybuchła śmiechem.
-Nigdy nie zrobię nikomu krzywdy, zrozum to w końcu.- Powiedziałam.
-No to chociaż jakieś niewinne zwierzątko w zakazanym lesie?- Spojrzała na mnie, robiąc minkę zbitego psa.-Na pewno pomoże ci to użyć pragnieniu i nie będziesz musiała się zamartwiać, że zapasy z lodówki wyczerpiesz.- Zaśmiała się.
To nie jest najgorszy pomysł. Jednakże dlaczego wróżebnik jest taki dobroduszny? Czy to nie jest jasny znak, że nie powinnam tego robić? Może mimo to powinnam spróbować. Ukradkiem wyszłam z pokoju wspólnego i lochami kierowałam się do najbliższego okna. W damskiej łazience takowe znalazłam. Cofnęłam się troszkę od otwartego przeze mnie okna, po czym skoczyłam w jego kierunku. Poczułam jakby moje kości się kurczyły, lekkie uczucie ciasnoty i już leciałam w kierunku zakazanego lasu. Czarne opierzenie sprawiało, że byłam ledwie małą, czarną plamką na gwieździstym niebie.
Gdy byłam już wystarczająco w głębi lasu, nie zmieniając swojej postaci latałam między drzewami, wyszukując jakiejś zwierzyny. Dzięki wybitnemu słuchowi docierały do mnie różnorakie szelesty, jednakże nie byłam w stanie stwierdzić co mogło je wytwarzać. Nagle w oddali zobaczyłam najnormalniejszego wilka. Wyczułam pulsującą krew w jego organizmie.
Dzięki niesamowitej szybkości, w sekundę znalazłam się obok zwierzęcia. Spojrzałam w jego oczy, po czym mruknęłam, aby zasną. Oczy wilka zamknęły się, a następnie opadł na ziemię bezwładnie. Kły wysunęły mi się, po czym zatopiły w szyi. Krew była inna, wręcz śmie twierdzić, że niesmaczna. Nie poczułam też napływającej energii jak w przypadku ludzkiej krwi. Jednakże zaspokajała pragnienie, a na tym mi najbardziej zależy.
Zwierzę zaczęło się przebudzać i po dłuższej chwili zawyło głośno i ruszyło w las. Skrawkiem szaty przetarłam zakrzepniętą krew z kącików ust. Nagle usłyszałam szelest z wielu stron, bardzo blisko mnie. Trzy wilki wyłoniły się z krzaków. Kolejne szelesty musiały być kolejnymi wilkami, kryjącymi się gdzieś w ciemności. Bez zastanowienia się, rzuciłam się biegiem w las. Biegłam w stronę wyjścia z lasu, obok jeziora. Zatrzymał mnie głos dochodzący z głębi lasu.
-Dumbledore i Syron...-Mruknęłam pod nosem. Weszłam nieco w las, aby nie stać na widoku i z daleka patrzyłam na mężczyzn. Normalne ludzkie oko nie dostrzegłoby owych postaci, jednakże bycie martwym krwiopijcą daje pewne bonusy.
-Coś się szykuję, Syronie... czyż, nie?- Spytał Dumbledore.
-Nieuniknione są sny prorocze. Gwiazdy ukazały wiele...- Centaur przemówił tajemniczym, zamyślonym głosem, wpatrując się w niebo. Profesor milczał wyczekująco.-Wampiry...- Mruknął.
-Ach, tak.... Wampiry. Bardzo się uaktywniły... Syronie? Pamiętasz uczennicę, którą kiedyś przyprowadziłem?- Zapytał.
-A i owszem, Albusie.- Mruknął w niebo.
-Wampiry bardzo się jej uczepiły. W te wakacje zaatakowały jej rodzinę.- Wytłumaczył Dumbledore.
-Taak...To coś więcej niż wampiry. Coś z czym nikt nie ma szans...-Mruknął cicho centaur.
CZYTASZ
Old Days Of Hogwarts /Tom Riddle
FanfictionOphelia Fawlay, stworzona do tego, aby dokonać potężnych rzeczy. On.. Tom Riddle, rozpocznie swoją edukację w Hogwarcie na tym samym roku, co ona. NOWE ROZDZIAŁY W PIĄTKI!!!