Dla większego dobra...

40 2 0
                                    




Dzień 100 bycia wampirem. 19 Września 1940r.

To już dziś! Zaraz po spotkaniu, wymknę się do Tom'a i pokażę mu skryptorium. Moim planem jest wrócić z Sanguini'm, aby nic nie podejrzewał i odczekać do północy. Wtedy łatwiej będzie chodzić po Hogwarcie, w końcu nikt nie może mnie tam zobaczyć.


Następny dzień po incydencie z Veronicą przyniósł mieszane uczucia. Wciąż mając w pamięci wydarzenia z poprzedniego wieczoru, starałam się nie myśleć o tym, co usłyszałam. Najgorsze było udawanie, że o niczym nie wiem. Rowena nie otworzyła się przede mną i nie powiedziała mi nic o wczorajszej rozmowie z Veronicą. Domyśliłam się natomiast, że na pewno rozmawiała z pozostałą częścią grupy, ponieważ Mark już w pokoju wspólnym omijał dziewczynę szerokim łukiem. A może to ona próbowała wmówić Mark' owi, podobnie jak Rowenie, że coś jest na rzeczy, a on przyjął to tak samo jak Rowena. Mogłam się tego jedynie domyślać. Próbowałam użyć na nim legilimencji, jednak nie mogłam złapać kontaktu wzrokowego, tak aby nie zauważył, że czegoś próbuje.

Weszła do odpowiednika wielkiej sali na śniadanie, gdzie czekało na mnie już całe towarzystwo. Rowena siedziała na swoim miejscu, ale było coś, co wyróżniało ten poranek od innych. Veronica siedziała samotnie kilka miejsc dalej. Jej twarz wyrażała chłód i zaciętość, podczas gdy Rowena wydawała się zmartwiona. W końcu powoli traci swoją wieloletnią przyjaciółkę, przeze mnie. Może jest niezdecydowana, nie wie w co wierzyć i komu.

Mark szybko dostrzegł napiętą atmosferę. Usiadł obok mnie, również ignorując Veronicę, co było dla wszystkich zauważalne. Mark jest bardzo dobrotliwą i miłą osobą. Nawet jeśli kogoś nienawidził, był w stanie powiedzieć ''cześć!'' takiej osobie. Tak więc przyprawił swoich rówieśników o nie mały szok, mijając bez słowa Veronicę. Ona sama również to zauważyła i gdy widziała już jedynie jego plecy, posmutniała i zwiesiła głowę w dół, nie odrywając wzroku od swojej miski z płatkami.

-Cześć wszystkim...- Powiedział, starając się brzmieć beztrosko. Zmieszał się lekko patrząc na Rowenę, która wzrokiem pokazywała na mnie. Cygnus i Dorian udawali, że tego nie widzą. Dało mi to do myślenia... Widocznie przed naszym spotkaniem tutaj musieli się razem naradzić. Mark odchrząknął głośno i zwrócił się w moją stronę.

-Jak się czujesz po wczorajszym wieczorze? My usłyszeliśmy... znaczy powiedział nam.... znaczy....- Jąkał się.

-Yhh...- Wypuściła głośno powietrze z płuc Rowena...- Bo my.... słyszeliśmy.... podsłuchali.....- Przerwał jej Cygnus.

-Oj boże co jest z wami!- W jego głosie brzmiało poirytowanie, ale nie mówił spokojnie.- Po wczorajszym wieczorze, Veronica opowiedziała nam co się stało, każdemu z osobna. Zaczyna świrować i myśli, że coś knujesz z Sanguini'm. Chcieliśmy się spytać jak się czujesz... No i oczywiście, chcemy żebyś wiedziała, że nie wierzymy w te głupie wymysły Veronicy. Od samego początku cię nie polubiła z bardzo nierozsądnych powodów i po prostu, gdy do niej dotarło, że nie masz pojęcia o tej sprzeczce między waszymi Ojcami, to musiała znaleźć inny powód do nienawidzenia cię. Koniec sprawy.- Powiedział to tak szybko, że pod koniec jego głos brzmiał jakby tracił głos. Po całej tej przemowie wziął parę głębszych haustów soku dyniowego. Uśmiechnęłam się lekko w ich stronę i przemówiłam.

-W porządku, jest w porządku.- Mówiłam niepewnie udawanym głosem.- A wy jak się czujecie? W końcu przyjaźnicie się z nią od bardzo dawna, a teraz przeze mnie wszystko się rozpada.- Dodałam z udawaną winą.

- Nawet nie myśl, że to przez ciebie. Ona sama doprowadziła do tego... My możemy mieć tylko nadzieję, że nie popadnie dalej w to szaleństwo i wróci na dobrą drogę.- Odpowiedziała Rowena, próbując dodać mi otuchy swoim uśmiechem.

Old Days Of Hogwarts /Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz