Rozdział trzydziesty trzeci.

10K 513 404
                                    

Heather

Akurat kiedy poczułam się senna, za oknem zaczęło świtać. Promienie słoneczne podrażniły moje przekrwione od zmęczenia spojówki i musiałam przetrzeć pięściami oczy, zanim ponownie spojrzałam za okno. Pogoda była ładna, ale w Sydney to raczej żadna nowość i nie było czym się zachwycać.

Przez całą noc nie udało mi się zasnąć, gdyż byłam zbyt zestresowana i rozzłoszczona jednocześnie, żeby choć na chwilę zmrużyć oczy. Teraz powieki lekko opadały mi w dół i choć nadarzyła się okazja na odpoczynek, musiałam z niej zrezygnować. Popatrzyłam na zegarek i z przykrością stwierdziłam, że nie zostało dużo czasu zanim przybędą tu ludzie Nicholasa. Na szczęście, jedyne co musiałam zrobić to względnie się ogarnąć, bo tak jak podejrzewałam wczoraj, Blake spakowała wszystkie potrzebne mi ciuchy i inne pierdoły. Porzuciłam więc plany o krótkiej drzemce, ostatecznie postanawiając wstać i nie marnować więcej czasu.

Zwlekłam się z wygodnego łóżka i przeciągnęłam, chcąc rozruszać mięśnie odrętwiałe po tylu godzinach prawie w kompletnym bezruchu. Podeszłam do szafki, a moje zesztywniałe nogi powoli zapominały o ogarniającej je jeszcze przed sekundą martwocie. Wyciągnęłam z szuflady wygodny zestaw na dziś i udałam się do łazienki w celu wzięcia gorącego prysznica, co oczywiście nie zajęło mi zbyt długo. Piętnaście minut później zbiegałam na dół po schodach, bo mój brzuch domagał się jakiegoś porządnego posiłku, a ja nie zamierzałam mu niczego odmawiać.

Nie mogłam doczekać się aż pochłonę cokolwiek i już robiłam w głowie listę rzeczy, które zjem jak tylko uda mi się dopaść lodówkę.

Zmarszczyłam nos, kiedy przed wejściem do kuchni dotarł do mnie nieprzyjemny zapach spalonych grzanek. Nie spodziewałam się tutaj nikogo o tak wczesnej porze, a już na pewno nie robiącego coś pożytecznego.

Zatrzymałam się w progu i ujrzałam siostrę, stojącą przed opiekaczem oraz jej durnego chłopaka, który zajmował miejsce przy kuchennym stole niewiele dalej od niej. Blake namiętnie wpatrywała się w miejsce, z którego powinny niedługo wyskoczyć kromki włożonego tam chleba. Jej palce w oczekiwaniu stukały o blat narożnika i w końcu opiekacz kliknął głośno, dając znak o zakończeniu swojej pracy. Blondynka wyciągnęła spalone na czarny popiół grzanki i ze złością rzuciła je na talerz, gdzie leżało już takich kilka.

- I znów to samo... - jęknęła i wyrzuciła ręce w powietrze w geście bezradności. - Gdybym wiedziała, że tak to się będzie kończyć za każdym razem, w ogóle bym się nie brała za przygotowywanie śniadania.

Mówiąc to, odwróciła się przodem do czerwonowłosego z taką miną, jakby właśnie stała się najgorsza z możliwych tragedii i ona była jej świadkiem. Chłopak dopiero wtedy raczył podnieść swój wzrok znad ekranu komórki i leniwie przeniósł go na Blake.

- Olej to. Nie musimy jeść śniadania. - wzruszył ramionami, odkładając telefon na bok i skupiając całą swoją uwagę na dziewczynie. - Mogę pójść obudzić Hooda, żeby zrobił nam śniadanie, jeżeli jesteś głodna.

Blondynka popatrzyła na swojego chłopaka szeroko otwartymi oczami i zacisnęła usta w cienką linię, gromiąc go wzrokiem. Michael z początku nie zauważył jej oburzonej miny, ale po chwili zdał sobie sprawę, co jest grane i westchnął głośno:

- No co znowu?

- Mówiłam ci już tyle razy, żebyś przestał traktować Caluma jak swoją służącą! To wredne.

- Ale w takim razie po co...

- Żadnego ale! - przerwała mu szybko, nie chcąc słuchać tłumaczeń, które jak zakładałam tylko pogorszyłyby jego pozycję. - Nie mam ochoty tego słuchać, Michael.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz