Rozdział dziesiąty.

10.3K 664 496
                                    

Heather


Leżałam na łóżku wgapiona w sufit nade mną. Czułam się beznadziejnie wyczerpana, choć nie robiłam dzisiaj nic. Była szósta nad ranem, co oznaczało, że zaraz muszę iść do pracy, bo mimo skręconej kostki, postanowiłam wziąć parę dodatkowych zleceń, żeby zebrać trochę pieniędzy.

Od ostatniego wyścigu minął tydzień, a Wayn wciąż nie wrócił. Strasznie za nim tęskniłam. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że całe dnie spędzam w samotności, co teraz było nieuniknione. Blake znikała wieczorami i wracała późno nad ranem, więc większość nocy spędzałam oczekując jej powrotu. Za każdym razem, kiedy pytałam ją, gdzie idzie, zbywała mnie jakimiś głupimi wymówkami. Martwiłam się mimo tego, że zawsze wysyłała mi parę esemesów, że wszystko z nią w porządku i wróci rano. Nie byłam jej matką, dlatego też nie zamierzałam jej niczego zabraniać, ani pilnować. Wciąż jednak nie mogłam wyzbyć się tego uczucia, że powinnam bardziej o nią dbać. Przejmowałam się czy nie robi nic głupiego. Obiecałam sobie, że kiedy wróci porozmawiam z nią na temat jej częstych nocnych schadzek z cholera wie kim.

Podniosłam się w końcu do pozycji siedzącej i pozwoliłam nogom swobodnie zwisać z jednej ze stron łóżka, kilka centymetrów nad ziemią, co przypomniało mi o moim karłowatym wzroście. Opuściłam pokój z ciuchami na zmianę wetkniętymi pod pachę i skierowałam się do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, który sprawił że zaczęłam poprawnie kontaktować. Dzięki temu nie musiałam pić kawy, byłam wystarczająco rozbudzona.

Zeszłam na dół do kuchni. Wykonałam szybki telefon do mamy, że z Blake wszystko w porządku i już jutro odwiozę ją na stację, po czym zabrałam się za moje ulubione, cynamonowe płatki.

Drzwi otworzyły się, a do środka wleciało ciepłe powietrze z zewnątrz. Blond czupryna mignęła mi przed oczami, ale nie zdążam się podnieść z miejsca.

- Padam z nóg. Idę się położyć - Blake krzyknęła ze schodów.

Wyszłam na korytarz, gdzie przed chwilą jeszcze ją widziałam.

- Jak minął ci wieczór? Robiłaś coś ciekawego?

Moje pytanie odbiło się echem od ścian, a odpowiedzią na nie był dźwięk trzaskających drzwi pokoju gościnnego.

Ok, rozumiem, nie masz ochoty rozmawiać. Pogadamy kiedy indziej.

Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i dokończyłam jedzenie.




- Nie wierzę, że to robię - Price położyła pieniądze na moich kolanach.

Uśmiechnęłam się wdzięcznie znad parującego kubka herbaty, który przed chwilą mi podała. Rozejrzałam się dookoła i zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy mój wzrok padł na ścianę poobklejaną zdjęciami moimi i Cory. Siedziałyśmy na łóżku w jej pokoju.

Właściwie to wpadłam do Rayana, ale widząc, że Cora jest w domu, postanowiłam trochę z nią posiedzieć. Dawno nie spędziłyśmy ze sobą więcej niż piętnaście minut, więc to była dobra okazja na nadrobienie zaległości.

Ray chwilę po tym jak przyszłam, wręczył mi kopertę i wyszedł z domu, zostawiając nas same. Przez to wszystko czułam się jak żebraczka, ale nie było innego wyjścia.

- Wiesz, że oddam ci co do grosza, kiedy tylko będę mogła. - odezwałam się, kiedy zajęła miejsce obok.

Cora pokręciła głową z politowaniem, na co uniosłam do góry brew. Odkąd pojawiłam się u niej zachowywała się dziwnie. Zupełnie jakby była zła.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz