Heather
Zakopałam twarz w poduszkę, żeby stłumić swoje żałosne jęczenie. Użalanie się nad sobą ostatnio stało się moim pełnoetatowym zajęciem, a dziś w ogóle wzięło nade mną górę. Zarzuciłam ramiona na głowę i leżałam na brzuchu tak długo, że powoli traciłam rachubę czasu. Mogłabym tak spędzić resztę swojego życia, ale ostatnio nic nie szło po mojej myśli, więc i teraz przerwano mi podczas zachowywania się jak ostatnia sierota.
Drzwi uderzyły o ścianę, a po kilku wyraźnych krokach poczułam jak materac po mojej prawej stronie ugina się. Nie podniosłam głowy, nie chcąc zdradzać przybyszowi, że jestem przytomna. Próbowałam oddychać miarowo tak, jak robi się to podczas snu i miałam nadzieje, że jestem wystarczająco przekonująca.
- Długo będziesz udawać? Nie mam za dużo czasu, Davis – usłyszałam najmniej lubiany przeze mnie głos i aż spięłam się na samą myśl, jak blisko ciało Clifforda znajdowało się obok mojego. Obrzydliwe uczucie, jeżeli spytacie.
Trwałam w bezruchu, choć wydawało mi się że z takiej odległości Michael jest w stanie poczuć jak nagle zesztywniałam. Nie mogłam nic na to poradzić, to naturalna reakcja na jego nieprzyjemną obecność. Zastanawiałam się czego mógł ode mnie chcieć, ale nie zamierzałam pytać, skoro udawałam głęboki sen.
- Okej, dziś mam dobry dzień, więc poczekam aż ci się znudzi – powiedział od niechcenia i wyobraziłam sobie jak wzrusza na to ramionami. - Co mi tam.
Postanowiłam ciągnąć dalej tą grę, bo ostatnim czego dzisiaj potrzebowałam było towarzystwo Clifforda. Najwyraźniej nudził się, skoro Blake nie odzywała się do niego z mojego powodu i może właśnie dlatego tu przyszedł – żeby się za to na mnie odegrać.
Za plecami usłyszałam chrzęst odpalanej zapalniczki, a po krótkim czasie do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach tytoniu. Miałam ochotę nawrzeszczeć na chłopaka za palenie w pokoju, do tego jeszcze na łóżku, w którym śpię. O ile sama byłam palaczem, tak gdy nie miałam w ręku fajki, przeszkadzała papierosowa woń. Mimo to próba prowokacji ze strony Mike'a i tym razem poszła na marne, bo wciąż nie drgnęłam nawet o milimetr, cały czas pilnując aby oddychać równo.
- Ashton dzwonił – przemówił ponownie, sprawiając że na chwilę zapomniałam do czego służą płuca. - Calum rozmawiał z nim jakieś pięć minut. Podobno wszystko z nim w porządku, ale nie powiedział gdzie jest ani dokąd jedzie.
Na wspomnienie o Ashtonie zapiekły mnie oczy i pewnie zaczęłabym szaleńczo mrugać, gdyby nie moje zamknięte powieki oraz twarz przyciśnięta do poduszki. Nie miałam pewności czy jestem gotowa na tą rozmowę, skoro minął zaledwie dzień od pogrzebu i mojej kłótni z przyjacielem lub byłym przyjacielem. Nie mogłam na sto procent stwierdzić czy dalej zasługuję na to, żeby tak go nazywać.
- Mówił, że da znać gdyby coś było nie tak – kontynuował chłopak i byłam mu za to wdzięczna, bo chciałam wiedzieć jak najwięcej.
Odwróciłam głowę w kierunku, w którym wygodnie oparty o wezgłowie łóżka siedział Clifford, czekając aż jeszcze coś doda, ale nie odezwał się więcej. Skrzyżował wyprostowane nogi w kostkach, a ręce swobodnie ułożył na brzuchu. W jednej z nich, między palcami trzymał skręconego papierosa, palącego się samoistnie. Teraz wiedziałam na sto procent, że zapalił go tylko, żeby mnie wkurzyć. Czerwonowłosy musiał przez ten cały czas na mnie patrzeć, bo po spojrzeniu na niego od razu spotkałam utkwione w mojej twarzy zielone oczy. Uśmiechnął się zwycięsko i dopiero wtedy zrozumiałam, że wystarczyło zejście na temat Irwina, żebym poddała się bardzo szybko.
- Dalej nie rozumiem dlaczego to zrobił – wyznałam słabo, czując się podle na samą myśl o tym, co stało się kilkanaście godzin temu. - Nie powinien był odchodzić i zostawiać nas... was wszystkich. Jesteście przyjaciółmi, jedną paczką i to ja zawiniłam, więc...
- Pierdolenie – przerwał, machając lekceważąco ręką, a ja udałam że wierzę w jego obojętność i pozwoliłam mu mówić dalej. - Ashton to duży chłopiec i sam za siebie decyduje, więc przestań się nad sobą użalać, Davis. Robienie z siebie sieroty już dawno wyszło z mody.
Zmrużyłam groźnie powieki, mierząc wzrokiem jego sylwetkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i skrzyżowałam nogi, przyciągając je bliżej swojego ciała. Moje spuchnięte oczy i fioletowe worki pod nimi były idealnym dowodem na to, że faktycznie użalałam się nad sobą. Kwestia kłamstwa i zaprzeczeń podlegała więc dyskwalifikacji, bo mój wygląd mówił sam za siebie.
- Co jeszcze mówił Ashton? - postanowiłam zignorować Michaela, co ostatnio robię bardzo często i ciągnęłam interesujący mnie temat.
Clifford spojrzał na mnie spod uniesionej brwi, zatrzymując wzrok na moich palcach, które nerwowo wyginałam i splatałam ze sobą na przemian. Musiał zauważyć, że jego odpowiedź ma dla mnie ogromne znaczenie. Nie wątpiłam, że domyślił się o co tak dokładnie pytam, skoro wydawało się jakbym zaraz miała wybuchnąć.
- Jeżeli pytasz o to, czy mówił o tobie... - zaczął, po czym jak na złość wetknął między wargi fajkę i zaciągnął się dymem bardzo powoli, jakby cieszył go dźwięk mojego łomoczącego serca - ... to nie. Nic nie wspomniał.
Pokiwałam szybko głową, skupiając całą swoją uwagę na dłoniach. Miałam ogromną ochotę się rozkleić tak, jak to robiłam zanim przeszkodził mi niechciany gość. Przy nim jednak to było znacznie trudniejsze. W samotności mogłam płakać do woli, ale w obecności innych starałam się zachowywać choćby drobne pozory opanowania.
- Dalej jest na mnie wkurzony – stwierdziłam, wciąż unikając zielonych tęczówek.
W życiu nie spodziewałabym się, że jeden głupi błąd może spowodować takie konsekwencje. Nie brałam pod uwagę jak jedna decyzja może zniszczyć naszą relację i sprowadzić mnie na dno, zabierając całą wiarygodność.
- Dziwisz mu się? - Michael zapytał kpiąco, czemu towarzyszyło krótkie prychnięcie. - Zawiodłaś go, Davis. Gdybym był na jego miejscu pewnie...
Mike nie dokończył zdania, bo jego wzrok zatrzymał się na mojej drżącej wardze. Oczy zaszły mi łzami, więc robiłam wszystko, żeby nie mrugać i nie dać im spłynąć. Czułam, że mokre ślady na policzkach zrobiłyby ze mnie jeszcze większą przegraną. Dla samej siebie postawiłam sobie za wyzwanie nie płakanie jak dziecko przed kimś, kto dodatkowo by mnie za to wyśmiał.
- Nieważne – westchnął chłopak, podnosząc się z materaca i jednocześnie strzepując niewidzialny pyłek z materiału spodni. - Powiedział, że potrzebuje czasu dla siebie. To znaczy, że jeszcze wróci. Już wcześniej zdarzało mu się uciekać, żeby przemyśleć pewne sprawy.
Te słowa trochę mnie uspokoiły. Dalej byłam załamana na myśl o włóczącym się gdzieś samotnie chłopaku, bojąc się o to, co może mu się przydarzyć, ale znacznie mniej niż gdy zobaczyłam liścik w jego pokoju. Zaraz po powrocie do domu Nicka, udałam się na piętro szukając tymczasowego pokoju Irwina. Chciałam go przeprosić i spróbować porozmawiać z nim jeszcze raz, ale gdy otworzyłam drzwi, nie zastałam go w środku. Jedyne co po sobie zostawił to pognieciony skrawek gazety oraz krótką notkę, że musi odpocząć. Od razu zrozumiałam co to oznacza, więc długo nie schodziłam na dół, chowając się w czterech ścianach, które należały przez te kilka tygodni do Ashtona. W końcu jednak musiałam wyjść i poinformować chłopców o tym, co się stało i jaką decyzję podjął ich przyjaciel. A raczej do jakiej decyzji zmusiło go moje kłamstwo. Nigdy nie zapomnę smutku w ich oczach, bo choć silnie starali się to ukryć, ja widziałam jak mocno boli ich ta wiadomość.
- Ale nie przyszedłem tu po to, żeby rozmawiać o Ashtonie – Michael ponownie się odezwał, a ja wypuściłam głośno powietrze i rzuciłam się z powrotem na łóżko, przeczuwając co zaraz powie. - Ile zamierzasz jeszcze zwlekać z wizytą u swojego kumpla Glenna?
Zastanawiałam się dłuższą chwilę nad odpowiedzią, moje oczy utkwione w białym suficie. Nie miałam najmniejszej ochoty pojawiać się w barze i patrzeć na twarz człowieka, który zrobił tyle krzywdzących rzeczy. Krzywdzące to nawet słabe określenie biorąc pod uwagę fakt, że ja i Hood prawie zostaliśmy przejechani. Glenn nigdy nie wydawał mi się podejrzany, bo sprawiał wrażenie porządnego faceta i do tej pory nie mogłam uwierzyć w to, że to akurat on mógł stać za tym wszystkim. Chciałam wiedzieć, co takiego mu zrobiłam, że postanowił zrobić ze mnie ofiarę ale gdy tam pójdę znów będę musiała okłamać kolejną osobę, więc liczyłam na to, że problem rozwiąże się sam.
- Ja i Calum jesteśmy gotowi – dodał, urywając niezręczną ciszę między nami. - Wystarczy, że ty się zdecydujesz. - Luke'a nie ma w domu, to idealna okazja.
Tak, Luke nie miał pojęcia o informacjach jakie wyciągnęłam od chłopaka, którego przetrzymywaliśmy w magazynie. Postanowiłam, że tak będzie lepiej odkąd nie radził sobie z własnymi emocjami, jeżeli chodzi o tą sprawę. Bezpieczniej będzie jeżeli przytrzymamy go z daleka od Glenna. Może i był zamieszany w cały ten przykry incydent z prześladowaniem, ale nie chciałam żeby i on stracił język. Prawda jest taka, że martwię się o Luke'a, a on ma i tak już wystarczająco problemów na głowie i nie chcę, żeby jeszcze dołował się moimi. Powiedziałam więc tylko Calumowi, a on przekazał to dalej i tym sposobem siedzieliśmy w tym całą trójką.
- Jesteś pewien, że to bezpieczne? Co jeżeli Glenn jest przygotowany na nasze pojawienie się? - wyraziłam swoje obawy. Palce bolały mnie od ciągłego wyginania ich, ale miałam wrażenie że to pomaga mi nie wariować podczas rozmowy.
- I co? Czeka na nas z ekipą? Za dużo filmów się naoglądałaś - zakpił Clifford, podchodząc do drzwi. Złapał za klamkę, ale zanim opuścił pokój, przystanął i ponownie odwrócił się do mnie. - Wiem, że jesteś w tym wszystkim nowa i tak dalej, ale... To nie jest dobry moment na chowanie się przed wszystkimi. Jak długo w tym siedzę tak mogę cię zapewnić, że nigdy nie ma dobrej chwili na słabość i ryczenie w poduszkę. Chcesz przeżyć i nie oszaleć, musisz być silna. Weź się w garść, Davis, bo mamy wystarczająco dużo problemów bez twoich fochów, jasne?
Powinnam być urażona każdym wypowiedzianym przez niego słowem, ale tak właściwie nie mogłam się gniewać. Zgadzałam się w pełni z tym, co powiedział. Może wybrał mało delikatny sposób, żeby przekazać mi jak beznadziejnie się zachowuje, ale to zmusiło mnie do myślenia.
- Ok-kej – zgodziłam się, jednocześnie karcąc się w myślach za drżenie w głosie. Naprawdę próbowałam nie robić scen, ale emocje brały nade mną górę i nigdy nie byłam dobra w ich ukrywaniu. - Więc zróbmy to. Chy-chyba jestem gotowa.
Michael uśmiechnął się chytrze, jakby od początku wiedział, że tak zakończy się jego wizyta tutaj. Może nie przepadałam za nim, ale jego chamstwo zazwyczaj stawiało mnie na nogi i był dla mnie swego rodzaju przykładem. Luke wspominał mi, że prawdopodobnie właśnie Mike będzie najbardziej wściekał się na mnie za całą sprawę z Ashtonem i zapewne miał rację. Jednak Clifford mimo to potrafił odłożyć wszelkie uczucia na bok i nie traktować mnie jak największego zła, a nawet postanowił mi pomóc. Powinnam od początku podejść do tego tak jak on – z pełnym profesjonalizmem, bo w tym świecie tak to musi wyglądać.
- Chyba jesteś gotowa? - powtórzył Mike, unosząc pytająco brwi, po czym pokręcił głową odganiając swoje myśli. - Nieważne, mam lekarstwo na twoją beznadziejność, więc ogarnij się w miarę szybko. Hood i ja czekamy na dole.
- Jakie lekarstwo? - zaciekawiłam się, zmuszając jednocześnie chłopaka żeby został jeszcze chwilę w pokoju, choć był już jedną stopą na zewnątrz.
-Ygh, prawie zapomniałem jaka jesteś wkurwiająca – powiedział na odchodnym, dalej kręcąc w niedowierzaniu głową i trzasnął drzwiami.
Zaraz po zniknięciu Clifforda, podniosłam się z łóżka i pomaszerowałam do szafy z ciuchami. Skoro już potwierdziłam swoją gotowość, nie było sensu zwlekać i kazać chłopcom czekać na mnie dłużej. Nie chciałam żeby się rozmyślili przez moje niezdecydowanie. I choć szykowałam się w pośpiechu, wciąż nie mogłam pozbyć się lęku przed tym, co może się wydarzyć.
CZYTASZ
RISKY PLAYER » luke hemmings
FanfictionNie wygrywasz, nie istniejesz - hasło, które przyświeca większości dzieciakom w Sydney, biorących udział w nielegalnych wyścigach. Tu liczy się niebezpieczeństwo i skacząca adrenalina. Heather Davis zatracona w chorym świecie dreszczy, niepohamowany...