Rozdział czterdziesty szósty.

7.7K 469 652
                                    

Heather

Mózg pracował w obecnym momencie na najwyższych obrotach, choć i tak nie przyniosło to większych skutków, odkąd Wayn trzymał mnie w pewnym uścisku tak, że nie miałam okazji nawet kiwnąć palcem. Rozglądałam się dookoła w oczekiwaniu na jakiś cud, ale daleko było mi od tego marzenia, bo wiedziałam, że już nic mi nie pomoże. Jedyną nadzieją na wyjście z tej sytuacji było obudzenie się, ale wszystko dookoła niestety nie było snem.

Nick wraz ze swoją grupą odszedł, nie zwracając uwagi na moje wyzwiska i krzyki kierowane w jego stronę. Byłam przepełniona wściekłością i na całe szczęście nie odczuwałam jeszcze paraliżującego strachu, bo musiałam się jakoś stąd wydostać. Spojrzałam w miejsce, gdzie jeden z mężczyzn szarpał się z Cliffordem, by po chwili przygwoździć go do ziemi i poczekać aż kolejny zwiąże mu ręce. Michael wierzgał nogami, gdy zabierali mu broń i wydawało mi się, że udało mu się napluć któremuś na koszulkę. Nie wiem, co miał na celu, ale wyglądał jakby upokorzenie mężczyzny jakoś mu pomogło.

- Wayn, puść mnie! - wydarłam się, ignorując ból w gardle.

- Uspokój się, skarbie, jestem po twojej stronie – odparł, mocniej zaciskając palce na moich nadgarstkach. - Jeżeli przestaniesz się szarpać to uwierz mi, że to wszystko stanie się o wiele przyjemniejsze.

Obejrzałam się za siebie, na moment przestając się w ogóle ruszać. Wayn stał niewzruszony, gdy obdarzałam go pełnym powątpiewania wzrokiem. Czy to był dobry moment, żeby się roześmiać?

- Żartujesz sobie ze mnie? Ty i przyjemność to dwie odrębne rzeczy, Carter – sapnęłam, zbierając siły na kolejną porcję szamotaniny. - Masz wyraźne problemy ze zrozumieniem, że dziewczyna nie jest tobą zainteresowana. Zabieraj ze mnie te łapy!

- Auć. Żeby tak zaraz po nazwisku? - udał zranionego, a ja nie czekając dłużej znów próbowałam się wyrwać. - Nie ułatwiasz mi tego, Heather. Nie chciałem, żeby to tak wyglądało, ale nie dajesz mi wyboru, skarbie.

- Przestań nazywać mnie w ten spo... - nie dokończyłam, bo ugięłam się pod mocą uderzenia.

Wayn kopnął mnie z całej siły w brzuch, więc skuliłam się, kolanami dotykając ziemi. Moje oczy zaszły łzami, gdy mamrotałam jak bardzo go nienawidzę. Wtedy bez problemu udało mu się związać mi ręce, choć próbowałam temu zapobiec. Nie byłam w stanie się podnieść, dlatego chłopak wziął mnie na ręce i zaczął iść w głąb lasu po przeciwnej stronie niż ta, z której przyszliśmy.

Wychyliłam się zaglądając ponad ramię bruneta, żeby spostrzec czerwoną, mocno potarganą czuprynę należącą do jedynej osoby w tym towarzystwie, w której widziałam jakiekolwiek wsparcie. Michael powłóczył nogami, prowadzony przez jakieś dwie ciemne postacie, a do jego pleców przystawione były spluwy, więc nie liczyłam na to, że będzie mógł uciec i sprowadzić pomoc. Jedyna nadzieja była we mnie i nie mogłam zmarnować tej szansy, skoro prawdopodobnie stracimy życie, jeżeli damy się stąd zabrać. Cóż, ja mogę skończyć jak ostatnio, ale Clifford na pewno nie ma przyszłości w tej ekipie, chyba że jako martwe trofeum.

- Gdzie nas zabieracie? - zapytałam, szczerze się nad tym zastanawiając.

- Zawsze byłaś niecierpliwa – zaśmiał się, a ja skrzywiłam się na jego ochotę na wspominanie dawnych czasów, które z taką gracją udało mi się odsunąć w najgłębszy kąt mojej świadomości. - Zobaczysz, gdy tam dojedziemy. Ale spokojnie, skarbie, nie masz się czym martwić. Może i latasz jak wiatr ci zawieje, ale mam słabość do twojej buźki. Taka niewinna w przeciwieństwie do tego jaka jesteś naprawdę.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz