Rozdział trzydziesty.

10.6K 557 288
                                    

Heather


Długo nie mogłam podnieść się z miejsca i siedziałam na podłodze pod oknem z nogami kurczowo przyciśniętymi do klatki piersiowej, jakby ta pozycja mogła sprawić, że stanę się mniej widoczna. Wciąż odczuwałam strach, który skutecznie paraliżował moje ciało, uniemożliwiając wszelkie ruchy, za wyjątkiem nadmiernego drżenia.

Bałam się, że to jeszcze nie był koniec i mężczyzna w czerni wróci, dlatego nasłuchiwałam dźwięków, świadczących o tym, że ktoś mógłby próbować dostać się do domu. Ten facet pewnie czyhał gdzieś w pobliżu i liczył na to, że stracę czujność.

W głowie krążyło mi milion scenariuszy i w obecnej chwili każdy wydawał się równie realistyczny. Coraz bardziej się nakręcałam, wymyślając kolejne okropności, przez co moje oczy robiły się mokre od łez, nieważne, że z całych sił starałam się to powstrzymać.

Normalnie pomyślałabym, że ta cała sytuacja z esemesami to tylko głupi żart i ktoś chce mnie zwyczajnie nastraszyć. Może i nawet nie przywiązałabym zbytniej uwagi do tego, że coś takiego się wydarzyło i tłumaczyłabym to sobie na różne sposoby, byle nie w taki, że to faktycznie oznaczało niebezpieczeństwo. Jednak zbierając w całość wydarzenia z nie tak odległych czasów, czyli najpierw zdemolowana ściana mojego warsztatu, ukryte w nim kamery i ten moment w parku, w którym ktoś mnie gonił, zdecydowanie miałam powody do obaw.

Wcześniej po prostu czułam się pewniej, wiedząc że wokół mnie są ludzie, którzy są w stanie mi pomóc w trudnej sytuacji i dzięki temu wydawało mi się, że jestem bezpieczna. Zlekceważyłam dlatego każdą z tych rzeczy, co było lekkomyślne i głupie z mojej strony. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo.

Nie mogłam wiecznie liczyć na czyjeś wsparcie oraz ślepo wierzyć w to, że jestem nietykalna, bo mam przy sobie chłopaków. To prawda, że ryzykowne życie nie było im obce i niejedną taką sytuację już przeszli, ale żaden z nich nie nosił plakietki idealnego ochroniarza, co wiązało się z tym, że wystarczy chwila, jedna sekunda nieuwagi albo o wiele cwańszy przeciwnik... Wolę nie kończyć tego zdania.

Musiałam zacząć myśleć za siebie i przestać ignorować świat dookoła, bo źle na tym wyjdę lub co gorsza, ucierpią ludzie, na których mi zależy. Samo wyobrażenie o tym, że cokolwiek złego mogłoby przydarzyć się mojej siostrze, ściskało mi żołądek i miałam wielką chęć na pozbycie się jego zawartości. Wzięcie się w garść było teraz priorytetem, bo ychórzostwo na dłuższą metę nie popłaca. Właściwie to w ogóle nie popłaca, dlatego nie wiem co jest ze mną nie tak, że wciąż zachowuje się jak przerażone dziecko.

Nie mogłam na to dłużej pozwolić, jednak teraz czułam się wyjątkowo słaba. Chyba po prostu potrzebowałam chwili dla siebie, żeby wyrzucić wszystkie negatywne wspomnienia, rozryczeć się i poużalać nad sobą. Taki rodzaj oczyszczenia, po którym będę mogła się pozbierać do kupy i zacząć działać. Tymczasem, dałam upust skumulowanym emocjom. Rozczuliłam się i jeszcze bardziej zdołowałam, ale wiedziałam, że w jakiś sposób mi to pomoże.

Myślałam, że jest za wcześnie, żeby ktokolwiek wstał i mógł zobaczyć mnie w takim stanie, dlatego nie przejmowałam się niczym i przeżywałam swoją chwilę słabości. Wciąż jednak byłam skupiona i wpatrywałam się w przestrzeń, skacząc wzrokiem z miejsca na miejsce, żeby nic mi nie umknęło, żaden najdrobniejszy ruch.

Podniosłam gwałtownie głowę, kiedy usłyszałam skrzypienie desek. Serce podskoczyło mi do gardła, bo wciąż w myślach krążył mi obraz machającej mi postaci w czarnych ubraniach i teraz bałam się, że pożegnalny esemes nie okaże się końcem dzisiejszej przygody.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz