Rozdział trzydziesty siódmy.

10.7K 493 43
                                    

Luke

Sączyłem wolno swoje drugie piwo, kiedy cała reszta ekipy była już dość mocno wstawiona. Nie spieszyło mi się z opróżnianiem butelki, więc delektowałem się każdym łykiem, pozwalając gorzkiemu napojowi zostawiać charakterystyczny chmielowy posmak na języku. Skupiałem się na tym co pije, a nie ile, bo dzięki temu mogłem w miarę się kontrolować i nie przesadzić z ilością, co w obecnej sytuacji było wskazane. Moi przyjaciele zapomnieli, że nie powinni się rozpraszać i zachowywali się, jakby dopiero co wrócili z wycieczki po Saharze, a każda sekunda bez picia to krok bliżej śmierci. Najwyraźniej postanowili zadbać o nawodnienie.
Nie narzekałem jednak jakoś bardzo na taki stan rzeczy, bo wiedziałem że chłopakom potrzebna była ta chwila, w której wpływ alkoholu pozwala zapomnieć. Ostatni czas nie był łatwy dla żadnego z nas, a świadomość że już niedługo wrócimy do swoich obowiązków, działała dołująco i musieliśmy odreagować, żeby nie zwariować do reszty. Poza tym oglądanie tej zgrai w takim stanie, sprawiało że i mi humor poprawiał się znacznie, bo mogłem pośmiać się z ich nieokiełznanej głupoty.
Ogarnąłem wzrokiem całe pomieszczenie, zatrzymując się po kolei na każdym z nich. Nie musiałem się z tym specjalnie kryć, bo byli zbyt pijani, żeby cokolwiek zauważyć. Śmiało więc mogłem się przyglądać temu widowisku, bo co innego miałem właściwie do roboty?
Ashton odpłynął jako pierwszy, ale też z nich wszystkich, wypił najwięcej. Z jego umiejętnością samokontroli równej zero, nie było to wcale takie zadziwiające. Niecałe dwie godziny rozmawiał z Heather, żeby później zasnąć na jej kolanach i nie obudzić się aż do tej pory. W tym przypadku wyjątkowo cieszyłem się, że nie jestem pijany, bo pewnie niepotrzebnie zrobiłbym zamieszanie, widząc swojego przyjaciela w takiej pozycji z brunetką. Próbowałem zaakceptować ich przyjaźń i nie robić wielkiej afery z tego, jak ona wygląda, ale ciężko było mi zachować się odpowiednio, kiedy takie rzeczy działy się na moich oczach. Nie zrobiłem jednak nic w tym kierunku, nie chcąc wkurzyć żadnego z nich, ani też dać reszcie powód do nabijania się ze mnie, jak działo się to w przypadku Clifforda.
Na samą myśl o czerwonowłosym kumplu, automatycznie przeniosłem na niego wzrok. Nie musiałem się mocno gimnastykować, bo siedział na dywanie tuż obok Heather i śpiącego Irwina. Na bladej cerze wyraźnie było widać wpływ wypitego alkoholu w postaci czerwonych plam na skórze. Chłopak wyglądał jakby miał już dość, ale twardo wlewał w siebie coraz więcej piwa, kojąc zszargane nerwy. Heather właśnie uczyła go grać w tą durną grę, którą wymyśliła razem z Ashtonem i Michaelowi zdecydowanie nie szło, przez co ledwo powstrzymywał swoją złość.
- Przegrałeś! - krzyknęła Heather, wyrzucając ręce w powietrze. Robiła tak za każdym razem, kiedy udało jej się pokonać czerwonowłosego, czyli bardzo często... Zastanawiałem się czy nic ją nie boli od tak częstego machania, ale najwyraźniej poziom alkoholu we krwi skutecznie ją znieczulał.
- Ta gra jest chujowa. - odparł rozzłoszczony Clifford, ale zgodnie z zasadami nastawił czoło w stronę brunetki, żeby mogła strzelić go w to miejsce palcem. Jednocześnie przyłożył do ust butelkę, opróżniając prawie połowę - Tylko idioci potrafią to wygrać. Jestem zbyt inteligentny na granie z takim matołem, jak ty. Głupi ma zawsze więcej szczęścia.
- Jasne, Clifford, tak się usprawiedliwiaj. - zaśmiała się Heather, decydując się na dość mocne uderzenie, przez co chłopak skrzywił się lekko z bólu. Nie wyglądała na bardzo urażoną jego słowami, więc z ulgą stwierdziłem, że raczej nie wywiąże się z tego poważna kłótnia, co czasem w ich przypadku miało miejsce.
Pokiwałem głową na boki, zatrzymując swój wzrok trochę dalej od grającej dwójki. Calum siedzący z prawej strony, tuż przy ścianie, śmiał się oglądając ich spod przymrużonych powiek. Byłem pewien, że nie ma pojęcia co się wokół niego dzieje i cieszy się jak głupi do sera bez konkretnego powodu, mimo że wyglądało to inaczej. Z wyprostowanymi przed sobą nogami wyglądał jak rzucona w kąt kukła i nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, co będzie jeżeli będę musiał odprowadzać go do pokoju.
Jedyną osobą, która wydawała się bardziej smutna niż wesoła, była Blake. Jej znudzony wzrok utkwiony był w Cliffordzie i tylko co jakiś czas, kiedy chłopak wykonał jakiś ruch, jej oczy ożywiały się, a język zwilżał dolną wargę, jakby szykowała się do zjedzenia jego twarzy.
Skrzywiłem się, kiedy ta wizja dopadła moją głowę. Wolałem o tym nie myśleć, bo przyprawiało mnie to o mdłości.
Akurat w tym momencie pijackie oczy blondynki spotkały się z moimi, przez co od razu pożałowałem, że spojrzałem w jej stronę, bo wiedziałem co zaraz nastąpi. Dziewczyna chwiejnie podniosła się z podłogi, podpierając się o ramię Hooda, który oczywiście niczego nie zauważył, bo był zbyt rozbawiony... czymkolwiek, co działo się teraz w jego głowie.
Przyłożyłem szyjkę butelki do ust, po raz pierwszy biorąc kilka sporych łyków, które momentalnie rozgrzały mnie od środka. W tym samym czasie Blake stanęła nade mną, zasłaniając słabe światło żarówki w suficie.
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałem, podnosząc podbródek i starając się na nią spojrzeć.
- Tak, jest problem. - powiedziała śmiertelnie poważnie, przykładając dłoń do czoła – Skończyło się piwo.
- To straszna sprawa. - udałem przejęcie, biorąc kolejnego łyka, a Blake popatrzyła na to wygłodniałym wzrokiem, gotowa w każdym momencie wyrwać mi piwo z rąk - Co w związku z tym?
- Noo... piwa nie ma. - powtórzyła, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak bezsensownie zabrzmiała jej odpowiedź.
- Okej. - pokiwałem głową wolno, dając znak że rozumiem. Postanowiłem poczekać aż dziewczyna sama dojdzie do tego, co chce mi przekazać, więc nie powiedziałem nic więcej.
- Na dole jest go więcej. - poinformowała mnie, choć doskonale o tym wiedziałem, bo wraz z Calumem zostawiłem butelki w lodówce w kuchni. Znów pokiwałem głową, więc kontynuowała – Pójdź ze mną.
- Co? Dlaczego ja? - zapytałem, nie bardzo chcąc podnosić się z miejsca. Chciałem mieć ich wszystkich na oku. Heather nie mogła zostać tutaj z trzema pijanymi facetami, nawet jeżeli jeden z nich był nieprzytomny, a dwaj pozostali ledwo trzymali się w pozycji pionowej.
- Bo cała reszta jest pijaaana, Luke. - zamachnęła się, pokazując ręką za siebie, przy okazji prawie uderzając dłonią o stojącą z boku szafkę – Zostaliśmy tylko ja i tylko ty.
Wybuchnąłem śmiechem, nie mogąc dłużej wytrzymać. Blake czasami przypominała mi moją młodszą siostrę, ale tylko dlatego, że potrafiła zachowywać się jak totalne dziecko, a już na pewno kiedy była pijana.
- No dobra, skoro tylko my zostaliśmy tutaj trzeźwi... - odparłem ironicznie, na co z przekonaniem pokiwała głową - ... nie mamy chyba innego wyboru, jak uzupełnić zapasy.
- Yu-uup. - czknęła, unosząc ręce nad głowę bez większego powodu i energicznie nimi zamachała- Chodźmy.
Skierowałem się za blondynką w stronę drzwi, uważnie obserwując jej ruchy. Bałem się, że może w każdej chwili się wypieprzyć i sobie coś zrobić, przez co miał bym spory problem u Clifforda. Wyciągnąłem więc ręce z kieszeni, gotowy by w każdej sekundzie zainterweniować. Miałem jednak nadzieję, że nie będę musiał się z tym użerać i Blake da radę dojść, a potem wrócić o własnych siłach.
Cały czas czułem na sobie czyjś wzrok, więc automatycznie spojrzałem w miejsce, gdzie wydawało mi się, że znajduje się obserwująca mnie osoba. Moje oczy przez sekundę były utkwione w tych ciemnobrązowych, należących do Heather. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok, orientując się, że została przyłapana na patrzeniu i z powrotem zajęła się grą z Michaelem. Widziałem jak zawstydzenie odbiera jej koncentracje i chłopak zaczyna z nią wygrywać.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją i wyszedłem z pokoju, w przeciągu minuty docierając do celu. Podczas drogi nie mogłem wyrzucić z myśli tego zazdrosnego spojrzenia brązowych tęczówek. Nie wiem czemu, ale cholernie to na mnie zadziałało i właściwie to zapomniałem, że nie jestem sam, tak bardzo pogrążyłem się w myślach.
Otworzyłem szeroko drzwi lodówki, dokładnie skanując wzrokiem jej wnętrze w poszukiwaniu butelek piwa, które Calum upchnął tam po powrocie ze sklepu. Nie dało się przeoczyć ogromnych reklamówek, zajmujących większość wolnego miejsca. Było ich zdecydowanie za dużo jak na jedną noc, zwłaszcza że już część została wypita.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz