Rozdział trzydziesty szósty.

8.5K 502 110
                                    

Heather

Powiedzieć, że Luke się na mnie wkurzył to trochę za mało, jak na stan w jakim się znajdował. Patrząc na niego, miałam wrażenie że niewiele brakuje a zacznie na mnie wrzeszczeć lub w złości wypchnie mnie przez okno, żeby tylko nie musieć mnie oglądać. Zachowywał się jakby stała się największa tragedia jego życia, a ja w przeciągu kilku sekund z dziewczyny, którą miał ochotę całować stałam się okrutnym zdrajcą. Że też nie potrafiłam ugryźć się w język, kiedy była taka potrzeba. Na pewno oszczędziłabym sobie kłopotów.
Najwyraźniej wylanie głupiego jogurtu na siedzenie ukochanego samochodu było porównywalne z tym, jakbym próbowała go zabić lub kto wie co jeszcze, bo niem zdążyłam się obejrzeć, chłopak wyleciał z pokoju jak oparzony. Westchnęłam zrezygnowana, nie czując się na siłach, żeby zmagać się z jego humorkami, ale mimo to udałam się za nim.
Musiałam przeprosić go, a raczej błagać na kolanach o wybaczenie, bo wiedziałam że kłócenie się nie przyniesie żadnych skutków i w tym przypadku musiałam odpuścić, choć nie zrobiłam niczego naumyślnie. Męska duma była jednak odrębną kwestią, której nie mogłam zwyczajnie zlekceważyć. Nie ukrywam natomiast, że zrozumienie tego chłopaka było dla mnie wielkim wyzwaniem, bo nie potrafiłam pojąć jak można przeżywać coś tak błahego. W każdym razie nie miałam innego wyboru, jak trochę się przed nim pokajać i popieścić ego.
Nie biegłam, gdyż w życiu nie udałoby mi się go dogonić, skoro Luke zamiast nóg miał cholernie długie szczudła, ale przeczuwałam gdzie mogę go znaleźć. Szybko więc opuściłam dom, mijając kilka nieprzyjemnie wyglądających osób, a kiedy zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, skierowałam się do miejsca, w którym zaparkowana była Toyota. Mogłam się założyć, że akurat tam postawił swoje pierwsze kroki, bo przecież musiał ocenić szkody, jakie wyrządziłam.
Nie myliłam się. Już po kilku krokach zauważyłam jego sylwetkę bez problemu, nawet jeżeli powoli robiło się ciemno. Słyszałam jak klnie pod nosem coś o idiotach zostawiających kluczyki w stacyjce, ale nie zastanawiałam się nad tym. Zamiast tego usilnie próbowałam wymyślić jakieś mądre przeprosiny, ale nie szło mi to za dobrze.
- Luke. - zaczęłam, stając metr za nim, jakby obawiając się podejść bliżej.
Blondyn zignorował mnie, udając że nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności, choć wątpiłam żeby mnie nie usłyszał. Tego właśnie się po nim spodziewałam. Po tym jak się wściekł, miał zamiar milczeć i popisywać się swoją przeklętą cierpliwością. Dzieciak.
- Będziesz mnie teraz ignorował jak mały chłopiec? Luke! - powtórzyłam głośniej, nie mogąc powstrzymać zirytowania.
Obserwowałam jak wyciąga z kieszeni swój telefon, żeby uruchomić w nim latarkę, dzięki czemu lepiej mógł widzieć wnętrze swojego auta. Naturalne światło nie sprzyjało dokładności. Następnie otworzył drzwi od strony kierownicy i opierając się jedną ręką o siedzenie, zajrzał w głąb pojazdu, żeby odnaleźć jakiekolwiek ślady mojej karygodnej zbrodni, upoważniające go do uduszenia mnie żywcem.
- Lukeee, przestań... - jęknęłam i tym razem to ja bardziej przypominałam dziecko, które nie dostało tego, na co miało ochotę. - Nic takiego się nie stało.
Cóż za zdziwienie, kiedy i to zlekceważył. Powoli traciłam swoją cierpliwość, której nigdy nie miałam zbyt wiele. Nie czułam się specjalnie winna tego, co się stało. Rozumiałam, że nie powinnam była dotykać kluczyków bez pozwolenia, bo nie należały do mnie, ale strzelanie fochów z tego powodu było przesadą. Luke traktował tą sytuacje niezmiernie poważnie, a mnie ona śmieszyła, co może nie świadczy o mnie najlepiej, ale nic nie mogłam na to poradzić. Jedyne czego żałowałam to to że jak ostatnia sierota postanowiłam się przyznać. Gdybym się nie odezwała, pewnie niczego by nie zauważył. Serio, co mi strzeliło do głowy, żeby w ogóle się odezwać?
Bliskość chłopaka wprawiła mnie w mały atak paniki, więc wypaliłam pierwszą lepszą głupotę, jaka przyszła mi na myśl, kompletnie niszcząc wspólny moment, którego podświadomie pragnęłam tak samo jak on. Kto wie gdzie byśmy skończyli, gdybym powstrzymała się przed gadaniem choć chwilę dłużej i nie dramatyzowała. W nieskończoność mogłabym użalać się nad swoim idiotycznym postępowaniem, a i tak nie zmieniłoby to realiów.
Prychnęłam nie spuszczając wzroku z pochylającego się blondyna, który zawzięcie przeglądając każdy skrawek swojego auta, choć pewnie zdawał już sobie sprawę, że niczego tam nie znajdzie. Zadbałam o to, żeby dokładnie wyczyścić miejsce, w którym powinna znajdować się plama.
- Nie prychaj na mnie. - rzucił ostrzegawczym tonem, nawet się nie odwracając.
- Nie rozkazuj mi, ok? - żachnęłam się, zapominając na chwilę, że to nie ja tu miałam być tą, która się obraża i raczej powinnam teraz załagadzać sprawę, a nie jeszcze się sprzeczać.
- Nie rozkazuje. I tak wiem, że zrobisz co będziesz chciała. - syknął wrednie, po czym bardziej do siebie i pod nosem, dodał – Pieprzona, zadufana w sobie, egoistyczna królewna.
- Hej! Słyszałam to! - krzyknęłam, wskazując oskarżycielsko palcem w tył jego głowy, jakby miało to teraz jakiekolwiek znaczenie. - Nie musisz mnie obrażać! Próbuje cię przeprosić, ale chyba nawet nie ma sposobu, w który można do ciebie dotrzeć, dupku.
- Możesz spróbować klęcząc. - odparł sugestywnie, a po głosie poznałam że uśmiecha się wrednie.
Jedyne na co było mnie w tym momencie stać to głośne wypuszczenie powietrza z płuc i zbagatelizowanie chamskiego komentarza. Przymknęłam powieki, w myślach odliczając do dziesięciu. Dałam sobie czas na uspokojenie nerwów, bo jeżeli mieliśmy dojść do porozumienia, któreś z nas musiało dać za wygraną. W tym przypadku to na mnie spoczęła ta odpowiedzialność, bo ponosiłam winę za całą tą kłótnię.
Postanowiłam zrozumieć jego mocno przesadzoną reakcję. W końcu miał obsesję na punkcie tego samochodu. Tworzył z nim trwalszy związek niż z jakąkolwiek dziewczyną w swoim życiu. Pozostało mi jedynie spróbować go udobruchać, choć ciężko będzie mi zachować powagę. Jego fochy były poniekąd urocze.
- Luke, przepraszam cię. Postąpiłam głupio, ale nie możesz się na mnie tak gniewać. - powiedziałam najbardziej skruszonym tonem, na jaki było mnie stać, przy okazji wywalając wargę do przodu, choć on nie mógł tego zobaczyć, bo był odwrócony tyłem. Mimo to grałam jak najlepiej umiałam. - Nie cofnę czasu, ale obiecuje, że to już się nie powtórzy.
Znów mnie ignorował.
Objęłam palcami trzon nosa, masując go jakbym próbował odgonić ból głowy. Oddychałam miarowo, próbując uspokoić nerwy. To było jak gadanie do ściany – ja się produkowałam, a on miał to gdzieś i udawał, że w ogóle nie istnieje. Ponownie zaczęłam zastanawiać się czy jest sens w przepraszaniu go, skoro nie wyglądał na skłonnego do jakiejkolwiek dyskusji. Może powinnam była dać my czas na ochłonięcie i wtedy sam przyjdzie? A jeżeli nie, to spróbowałam bym jeszcze raz, gdy tylko będzie miał lepszy humor.
- Możesz się do mnie odwrócić? Chcę porozmawiać. - spróbowałam jeszcze raz, choć tak właściwie oprócz zwykłego 'przepraszam' nic nie przychodziło mi do głowy. Wciąż nie traktowałam tej sytuacji na tyle poważnie, żeby martwić się jakimiś wymyślnymi słowami. Z resztą, Luke i tak mnie olał, więc jęknęłam – Matko, jaki ty jesteś uparty!
Blondyn nadal pochylał się we wnętrzu Toyoty, nie odpuszczając do samego końca. Wydawało mi się, że specjalnie tak długo zwlekał, bo czekał aż odejdę i dam mu święty spokój. Postanowiłam zaryzykować jeszcze raz, ostatni, zanim pójdę z powrotem do domu. Miałam nadzieje, że to pomoże.
Podeszłam kilka kroków do przodu, żeby zmniejszyć odległość między nami i móc bez żadnego problemu objąć Luke'a w rękoma w pasie. Poczułam jak pod moim dotykiem lekko drgnął, co zachęciło mnie do zwężenia uścisku. Bałam się, że może mnie odepchnąć lub zacząć krzyczeć, ale nic takiego nie zrobił i zwyczajnie pozwolił mi się do niego przytulać. Miałam przeczucie, że takie przeprosiny przypadną mu do gustu. Faceci są prostymi i mało skomplikowanymi istotami w takich sytuacjach.
Przyłożyłam lewy policzek do jego wygiętych pleców, osłoniętych czarną koszulką, która pachniała naprawdę dobrze. Pozwoliłam sobie odezwać się, póki miałam do tego okazję.
- To jest moment, w którym powinnam zabłysnąć jakimś chwytliwym zdaniem na przeprosiny i wymienić wszystkie złe przymiotniki, opisujące moją osobę, żeby cię jakoś urobić... - zaczęłam cicho, a blondyn na chwilę przestał machać latarką w każdą stronę, więc byłam pewna, że mnie słucha. - ... ale pewnie i tak być to zignorował i kazał mi się męczyć i kajać tak długo, jak miałbyś na to ochotę. Wiem, że nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii, ale wolałabym, żebyś przestał się na mnie obrażać. Nie chcę się z tobą kłócić, Lukey.
Oparłam brodę o plecy, z których powoli schodziło napięcie. Czekałam na jakiś ruch ze strony chłopaka, odnajdując w sobie resztki cierpliwości. Nie chciałam niczego zepsuć, więc milczałam. Czułam, że poszło mi za dobrze, żeby teraz odezwać się i zaprzepaścić szansę na rozejm.
- Jak mnie nazwałaś?
Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że słyszę w jego głosie uśmiech. Kamień spadł mi z serca, bo przez moment myślałam, że sytuacja jest poważniejsza niż wydawało mi się na samym początku. Do tego przez cały czas nie widziałam jego twarzy i nie mogłam odgadnąć w jakim dokładnie jest nastroju. Skoro jednak nie odezwał się do mnie wrogo, było lepiej niż przypuszczałam.
- Lukey. - powtórzyłam nieśmiało, śmiejąc się cicho z samej siebie, gdy zdałam sobie sprawę, że nieświadomie zdrobniłam jego imię. - Nie podoba ci się?
- Całkiem przyzwoite. - odparł z nutką rozbawienia.
Po tych słowach, trwaliśmy jakiś czas w ciszy. Ja wciąż byłam przytulona do jego pleców, a on tym razem dwoma dłońmi opierał się o fotel i sprawiał wrażenie zamyślonego. Do momentu aż po raz kolejny się nie odezwał, czułam się całkiem swobodnie w tej pozycji.
- Nie wiem, jakie są twoje preferencje, Davis, ale z naszej dwójki to chyba ja powinienem być tym, który jest z tyłu.
- Och, ja ... - zająkałam się, zdając sobie sprawę, że faktycznie mogło z perspektywy kogoś innego taka pozycja mogła wyglądać trochę dziwnie.
Szybko odsunęłam się od blondyna, dając mu możliwość swobodnego poruszania się. Wcześniej trzymałam się go tak kurczowo, że ledwo mógł kiwnąć palcem.
- Nie przejmuj się. W wolnej chwili pokażę ci jak to powinno wyglądać. - dodał, odwracając się w końcu przodem do mnie. Na jego twarzy widniał ten jego typowy pół-uśmiech, a brew sugestywnie podjechała do góry. - Przekonasz się, że wtedy jest znacznie przyjemniej.
Wlepiłam swój wzrok w buty, czując nagłe zawstydzenie. Ten komentarz wywołał w moim brzuchu niemałe poruszenie, więc potrzebowałam chwili na oddech. Nie chciałam, żeby Luke odebrał to w taki sposób i pomyślał, że próbowałam się do niego przystawiać. Ja po prostu uznałam to za najlepsze wyjście, żeby go przeprosić oraz zmusić do wybaczenia, a on zamiast potraktować to jako przyjacielski gest, znów coś insynuował. Taka byłam cwana, a jak zwykle wyszło na jego...
Kiedy podniosłam głowę ku górze, kierując spojrzenie przed siebie, zauważyłam, że chłopak w tym czasie zdążył usiąść bokiem na przednim siedzeniu samochodu. Jego twarz zwrócona była do mnie, a nogi postawił na ziemi, po czym oparł na nich ręce. Wpatrywał się we mnie z nieznacznym uśmiechem, który natychmiast odwzajemniłam. Zupełnie automatycznie.
- Więc już się nie złościsz? - zapytałam, a on pokręcił przecząco głową na boki, przez co zrobiłam pytającą minę.
- Oczywiście, że się złoszczę. Jestem na ciebie wściekły. - powiedział całkiem szczerze, przez co kompletnie przestałam go rozumieć. Dodatkowo, ku zaprzeczeniu swoich słów, wyglądał na opanowanego. - Ale zdążyłem się przyzwyczaić do twoich kaprysów i bezmyślnego zachowania.
- Czyli mówiłeś poważnie o tym, że jestem pieprzoną, zadufaną w sobie, egoistyczną królewną? - zacytowałam jego wcześniejsze słowa i zrobiło mi się przykro na samą myśl, że tak o mnie sądził. - Naprawdę myślisz o mnie w taki sposób?
Nie mogłam opanować smutku, który wymalował się na mojej twarzy, dlatego usilnie uciekałam wzrokiem od niebieskich tęczówek Luke'a. Natychmiast zauważył zmianę w moim nastroju, a jego brwi zmarszczyły się w niezrozumieniu.
- Jesteś moją pieprzoną, zadufaną w sobie, egoistyczną królewną. - odparł bez dłuższego namysłu, a jego ton głosu był tak zwyczajny, jakby mówił o pogodzie. - Więc mogę nazywać cię jak chce.
Zaraz po tym, jak to powiedział, odwrócił się przodem do kierownicy i nachylił się nad odtwarzaczem, gdzie wsunął płytę, jakiegoś nieznanego mi zespołu. Nie widział więc, jak stałam zesztywniała, nie mogąc w żaden sposób się ruszyć. Mój oddech nabrał tempa, więc ruchy klatki piersiowej stały się znacznie wyraźniejsze, przez co wyglądałam jakbym miała kłopot z nabieraniem powietrza. Gorąca fala rozchodziła się po moim ciele i nie mogłam uwolnić swoich myśli od tego słowa. Powiedział, że jestem jego. Czy to w ogóle stało się naprawdę? Luke wydawał się przy tym tak wyluzowany, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. Dlaczego więc ledwo oddychałam na samo wspomnienie?
Chłopak miał w zwyczaju mówić lub robić tego typu rzeczy, przez co za każdym razem odchodziłam od zmysłów. Miałam wrażenie, że nawet specjalnie się nad tym nie zastanawiał i nie zdawał sobie sprawy w jaki stan potrafi wprowadzić mnie jednym, głupim słowem.
- Będziesz tam tak stała cały wieczór? - usłyszałam rozbawiony głos, więc oprzytomniałam. - Coś nie tak?
- Hm? - mruknęłam mimowolnie, rozkojarzona, ale widząc zmartwioną minę blondyna, dodałam szybko – Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nie kłamałam. Czułam się wyjątkowo dobrze i aż chciało mi się piszczeć, bo Luke zachowywał się tak idealnie, że ciężko było mi w ogóle pomyśleć o czymś nieprzyjemnym. W głowie krążyło mi wciąż jedno i to samo słowo, które napędzało mnie szczęściem, przez co zaczęłam uśmiechać się jak głupi do sera. Wyglądałam pewnie jak obłąkana, ale teraz nie miało to znaczenia, bo przepełniała mnie euforia.
- Więc chodź tu. - poklepał siedzenie od strony pasażera, przewiercając mnie swoimi błękitnymi oczami, doszukując się jakichkolwiek dowodów na to, że mogłam skłamać na temat samopoczucia.
Obeszłam samochód dookoła, starając się nie iść za szybko. Wolałam ukryć fakt, jaka podekscytowana jestem, bo gdyby Luke się dowiedział, jak znaczący ma na mnie wpływ, pewnie nie dałby mi żyć.
Otworzyłam drzwi z drugiej strony i wślizgnęłam się do środka. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu, opierając głowę o miękki zagłówek i przekręcając ją w stronę Luke'a. Pozwoliłam sobie patrzeć, jak bawi się odtwarzaczem i ze skupieniem przygląda tytułom piosenek na wyświetlaczu, kiedy jego palec raz po raz naciskał guzik z małą strzałką. Rysy jego twarzy były takie łagodne, bo nie próbował zakrywać się żadną maską nieprawdziwych emocji, a po prostu pozwolił sobie na odprężenie. Zauważyłam kilkudniowy zarost na jego szczęce i ostatkami sił powstrzymałam się, żeby nie wyciągnąć do niego ręki. Wyglądał perfekcyjnie jak zawsze.
- Gapisz się na mnie. - zwrócił mi uwagę, nie podnosząc wzroku znad odtwarzacza.
W innym wypadku pewnie bym się zawstydziła, gdybym została przyłapana na patrzeniu się na kogoś. Od razu zaczęłabym też zaprzeczać, ale tym razem nie miałam na to ochoty. Zwłaszcza, że blondyn nie wypowiedział tych słów złośliwie, więc nawet się nie przejęłam.
- Ty też się na mnie często gapisz. - odparłam, przygryzając wargę, żeby nie zacząć się głupio uśmiechać.
Chłopak znów obdarzył mnie swoim niebieskim spojrzeniem, a kąciki jego ust drgnęły lekko do góry, kiedy splótł nasze palce u rąk ze sobą. Zaczęła lecieć jakaś wolna, rockowa piosenka, której nie znałam, ale wyjątkowo mi się podobała. Nawet jeśli to nie był gatunek muzyki, za którym przepadałam, to idealnie pasował do tej chwili.
Miałam ochotę się rozpłynąć. To wszystko było takie nierealne, jak każde moje zbliżenie z Lukiem i aż bałam się mrugnąć, bo mogło okazać się tylko snem. Znów skończyliśmy na tym samym schemacie, co zawsze. Kłóciliśmy się, żeby na koniec jeszcze bardziej się do siebie zbliżyć i zachowywać jakby faktycznie nas coś łączyło. Na tym chyba jednak polegało docieranie się z blondynem i powoli zaczynałam to rozumieć. W większości sytuacji czułam się niepewnie i tak naprawdę nie wiedziałam, co on o mnie myśli. Swoim zachowaniem pokazywał, że wcale mu na mnie nie zależy, ale działo się tak tylko wtedy, gdy byliśmy wśród innych ludzi. W momencie, gdy zostawałam tylko ja i Luke, to sprawa ulegała dramatycznej zmianie.
Ashton miał rację mówiąc, że jego przyjaciel jest skomplikowany, jeżeli chodzi o kwestię uczuć i tworzenia czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni. Miał z tym problem, który dopiero teraz dostrzegłam. Uświadomiłam sobie, że taki jest po prostu jego charakter, a tego już żadna siła nie zmieni. Z resztą w życiu bym tego nie chciała. Luke był idealny takim, jakim był. Koniec, kropka. Na szczęście ja byłam wystarczająco otwarta w sferze związków i nie miałam problemów z pokazywaniem, że mi zależy. Może dlatego tak nas do siebie ciągnęło? Byliśmy jednocześnie podobni, ale też skrajnie różni. Oboje jednak pragnęliśmy tego samego – siebie. Po dzisiejszym zachowaniu Luke'a byłam pewna, że tak jest, nieważne co mówili inni.
Pokręciłam głową na boki w odpowiedzi na własne myśli, a moje włosy zatańczyły tuż koło twarzy.
- Co? - zapytał chłopak, zaciekawiony moją reakcją. Nic dziwnego, że to zauważył, skoro nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Nic, po prostu jeszcze chwilę temu miałam wrażenie, że chcesz mnie zabić za to, co zrobiłam z twoim samochodem. - przyznałam szczerze, a on tylko szerzej się uśmiechnął, ściskając moją dłoń – Po czym nagle twój humor zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i jesteś cholernie uroczy.
- Już ci mówiłem, co myślę o tym, kiedy nazywasz mnie uroczym. - zmarszczył brwi, a na jego twarz wpłynęło niezadowolenie, choć wcale nie był zły.
- Wiem, że to lubisz, Lukey. - przedrzeźniałam chłopaka. Nawet nie wiem, kiedy tak bardzo nachyliliśmy się w swoją stronę, ale czułam na sobie jego oddech – Lubisz być dla mnie uroczy.
- Wierzę, że dzięki temu szybciej pójdziesz ze mną do łóżka. - powiedział zwyczajnie, jedynie lekko wzruszając ramionami.
- Palant. - skomentowałam, wyrywając mu swoją rękę, ale nie mogłam się nie uśmiechnąć.To wszystko było takie... intensywne.
- Ja? - zapytał symulując wielkie zdziwienie, a jego niewinne oczka idealnie pasowały do tej skruszonej miny.Nie wytrzymał jednak długo, ukazując swoje ulubione oblicze – Uważaj co mówisz, wciąż pamiętam o tym co zrobiłaś z moim samochodem.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz