Rozdział czterdziesty.

10.7K 503 114
                                    

Heather

W życiu każdego następują takie chwile, w których naturalnym odruchem ludzkim jest pragnienie ucieczki. Gdy świat dookoła zaczyna nabierać tempa i kręci się w kółko jak karuzela, za wszelką cenę próbujesz nie puścić pawia, a przynajmniej chociaż wyjść z tego cało. Myślisz, że nie dasz rady unieść brzemienia na swoich barkach, dlatego bronisz się przed tym rękoma i nogami, nie dopuszczając do siebie innej opcji jak zniknięcia tylko po to, żeby uwolnić się od problemów.
Czasami jednak takie rozwiązanie byłoby samolubne, a zostawiając wszystko za plecami i ratując samego siebie, skrzywdziłbyś innych. W pewnych przypadkach dla mniejszego zła, musisz się poświęcić i zignorować fakt, że jedyne na co masz ochotę to na zapadnięcie się pod ziemią.
Tak było i w moim przypadku. Zaraz po tym, jak wyszło na jaw, że zastrzeżone wiadomości zostały wysyłane z domu, w którym mieszkam, Luke postanowił wtajemniczyć resztę chłopców, mając głęboko w dupie moje protesty. Całą czwórką zadecydowali, że lepiej będzie, jeżeli to oni będą mieli oko na tą sprawę, a ja będę zwyczajnie słuchać poleceń i dostosuję się do ich wymagań. Usłyszałam od nich, że mam udawać kompletnie nieświadomą niczego i zachowywać się jak do tej pory, czyli zwyczajnie nie wzbudzać podejrzeń. Prawdą jest, że to może i brzmi rozsądnie, ale jest praktycznie niemożliwą rzeczą do wykonania. Jak miałam spokojnie spać, skoro ktoś w tym domu na mnie czyha?
Hood i Clifford wrócili do miasta, żeby móc mieć sytuacje pod kontrolą i pilnować mnie oraz moją siostrę. Zaś Luke z Ashtonem zajmowali się tym, co robili do tej pory, czyli załatwiali dla Nicka jakieś sprawy i dzięki temu nie było problemu, żeby pozostała dwójka pojawiła się z powrotem w Sydney.
Michael okazał się najbardziej ogarnięty jeżeli chodzi o rozwiązywanie takich spraw, dlatego spędzałam z nim więcej czasu, niż bym sobie tego życzyła. Oboje staraliśmy się znaleźć nie tylko wciąż działający telefon, z którego wysłano do mnie ostatnią wiadomość, ale również piwnicę, o której mówiła mi Rachel. Wydawałoby się, że dzięki moim informacjom i strategicznemu umysłowi Michaela bez większych kłopotów znajdziemy to, czego szukaliśmy. Nic bardziej mylnego.
Miałam wrażenie że tylko marnujemy czas, bo teraz byłam przekonana, że Rachel nas okłamała. Nie było żadnej piwnicy, gdzie trzymali tą biedną dziewczynę, skoro przeszukaliśmy cały dom od stóp do głów i nie zauważyliśmy niczego podejrzanego. Wysunęła się całkiem nowa idea, że to właśnie Rachel może być tym prześladowcą. Fakt faktem, za każdym razem widziałam mężczyznę, ale nie oznaczało to, że nie może z kimś współpracować. Zwłaszcza że jako jedyna w tym domu zwracała uwagę na naszą grupę. Nigdy nie rozumiałam powodu, dzięki któremu mogłaby aż tak nas polubić i chcieć spędzać z nami tyle czasu, teraz gdy okazało się, że prześladowca znajduje się w tym domu, miało to dla mnie o wiele więcej sensu. Nawet Clifford zgodził się ze mną w tej kwestii, choć nie wiedziałam czy dlatego, że była słuszna czy może w końcu zauważył jak dziewczyna patrzy na Blake i postanowił ją nienawidzić.
Co do mojej siostry to wciąż o niczym nie wiedziała i postanowiliśmy utrzymać ten stan jak najdłużej, bo jej panika wzbudziłaby podejrzenia. Musiałam znosić jej sceny zazdrości pod tytułem "Michael spędza z tobą o wiele więcej czasu. Wolałam jak się nienawidziliście", ale nie miałam innego wyboru. Przecież czwórka tych palantów ustanawiała warunki, a nie ja.
Starałam się jednak robić to, co kazali i całkiem nieźle mi to wychodziło. Okazało się, że jestem lepszym kłamcą niż mi się wydawało. Jednocześnie jednak dbałam o własny interes i lekceważąc kompletnie fochy Hemmingsa, zaczęłam na własną rękę uczyć się strzelać. Może i miałam trochę wyrzuty sumienia, ale moje życie było dla mnie ważniejsze niż jego widzimisię. Dlatego właśnie teraz stałam na polanie, na którą jak zwykle przeszłam się spacerem i próbowałam wprowadzić swój plan w życie.
Uniosłam wyprostowane ręce przed siebie, zaciskając mocno palce na uchwycie pistoletu, żeby powstrzymać ich dygotanie. Przymknęłam lewą powiekę, skupiając się na celu przede mną. W odległości paru metrów stało sporych rozmiarów drzewo, gdzie pozwoliłam sobie namalować białe koło, przypominające tarczę do rzutek. Od dobrej godziny próbowałam trafić w sam jej środek albo chociaż w korę drzewa, ale to wcale nie było takie proste jak mogło wydawać mi się z początku. Trwałam w kompletnej ciszy. Tylko moja zawzięta mina świadczyła jak zdeterminowana byłam, żeby zrobić jakiekolwiek postępy. Obiecałam sobie, że nie poddam się dopóki nie osiągnę najmniejszego progresu.
Nacisnęłam spust, a siła wystrzału sprawiła, że zgięłam ręce w łokciach i zrobiłam krok w tył. Jeszcze nie opanowałam tego na tyle, żeby stać w bezruchu i z każdym oddanym strzałem moje ciało odsuwało się o parę centymetrów w przeciwnym kierunku.
Kula wylądowała gdzieś w piasku, o czym świadczyły drobinki kurzu, które uniosły się po kilku sekundach po tym, jak szarpnęłam za spust. Znaczy to, że mimo iż celowałam prosto w prowizoryczną tarczę, nie była ani trochę blisko narysowanego okręgu.
- Kurwa - przeklęłam, nie kontrolując złości. Rzadko kiedy przeklinałam, ale tym razem wyjątkowo mi zależało, żeby dopiąć swego.
- Nie idzie po twojej myśli? - mimowolnie podskoczyłam na dźwięk znajomego, męskiego głosu.
Nie byłam pewna do kogo należał, dlatego powoli zwróciłam się w stronę, z której pochodził. Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy zobaczyłam przed sobą Nicholasa. Spodziewałabym się tu każdego, ale myśl że akurat on mógł za mną przyjść aż tutaj, była zupełnie nierealna.
Chłopak stał z dłońmi ukrytymi w kieszeni swoich dresów i patrzył na mnie z tym pół uśmiechem na twarzy, którym zazwyczaj obdarzał mnie jego brat. Czułam jakby oboje przyłapali mnie na gorącym uczynku, przez to ich cholerne podobieństwo. Cały czas miałam w głowie Luke'a, który zabronił mi bawić się bronią.
W pierwszym odruchu odrzuciłam pistolet w bok, pozwalając mu zginąć w trawie. Nie wiem po co to zrobiłam, skoro było za późno, żeby go ukryć, skoro Nick obserwował mnie wcześniej niż to zauważyłam. Miałam jednak w zwyczaju zachowywać się jak kompletna idiotka w stresujących sytuacjach, więc dlaczego by nie rzucać mało dyskretnie bronią, którą ukradłam z domu chłopaka, który przede mną stoi? Dla mnie to żaden wyczyn.
Stałam więc jak sparaliżowana, bojąc się odezwać. Nie wiedziałam jak mam się zachować w tej sytuacji. Skoro Nicholas tu był na pewno wiedział, że pożyczyłam broń z ich schowka, który odkryłam podpatrując Jo, która odkładała tam amunicję. Codziennie zabierałam stamtąd ten sam pistolet, żeby móc trochę poćwiczyć, ale za każdym razem odkładałam ją z powrotem na miejsce.
- Co tu robisz? - wypaliłam zbyt ostro, ale zrozumiawszy jak głupio to zabrzmiało dodałam – Myślałam, że jestem sama.
Starałam się zachowywać normalnie, mimo tego że przed chwilą wypieprzyłam pistolet w trawę na jego oczach. Musiałam też zapomnieć o tym, że równie dobrze to on może być tym, który próbował przejechać mnie i Caluma, choć podejrzenia spadły na Rachel. Ważne było więc, żebym zachowywała się w jego towarzystwie jak zwykle, a nawet trochę bardziej pewnie.
- To chyba należy do ciebie - odezwałam się mimo to nieśmiało, reflektując się i podnosząc pistolet z ziemi, żeby móc go podać blondynowi.
- Zatrzymaj go - odparł wzruszając ramionami, jego dłonie wciąż w kieszeniach spodni – Skoro i tak już go ukradłaś to bez różnicy czy go teraz mi go zwrócisz. Właściwie nawet nie jest mi potrzebny.
Na jego twarz wstąpił chytry uśmiech, kiedy pokonywał dzielącą nas odległość, żeby móc stanąć u mojego boku i zmrużyć powieki przyglądając się białemu okręgowi, który namalowałam.
- Pożyczyłam, nie ukradłam – odparłam twardo, choć faktycznie zabrałam pistolet bez niczyjego pozwolenia, co można było uznać za kradzież.
- Jasne, trzeba usprawiedliwiać swoje przewinienia - zaśmiał się, a jego szerokie barki zadrżały. Włoski na karku stanęły mi dęba, kiedy był tak niebezpiecznie blisko mnie.
- Tego nauczyli cię w więzieniu? - wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. - To znaczy... Wybacz... Wiem, że nie trafiłeś tam ze swojej winy...
Luke opowiadał mi tą historię i wyglądała ona inaczej niż to, co teraz insynuowałam. Nie wiem czemu byłam dla niego taka niemiła. Może to przez to jak niepewnie czułam się w jego towarzystwie. Chyba za bardzo wzięłam sobie do serca powiedzenie, że najlepszą obroną jest atak.
- Nie? - Nick zapytał ze zdziwieniem, co zbiło mnie z tropu i zaczęłam wątpić we własne myśli.
Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie dokładne słowa, jakich użył wtedy Hemmings i doszłam do wniosku, że coś musiało tu nie grać.
- Um, Luke mówił, że wziąłeś winę na siebie, żeby go chronić. Nie tak było? - coraz bardziej interesował mnie ten temat. Chciałam wiedzieć choć jedną rzecz na pewno, bo zazwyczaj byłam kompletnie z boku tego wszystkiego co działo się w życiu blondyna.
Nick zaśmiał się kręcąc głową na boki, jakbym właśnie opowiedziała jakiś dobry kawał. Jego palce nagle zacisnęły się na moim nadgarstku, więc automatycznie szarpnęłam go do siebie. Poczułam odpychający chłód rozchodzący się po moim ciele, gdy tylko mnie dotknął. Chciałam, żeby mnie puścił, nie podobało mi się to, że był tak blisko. Teraz każdy ruch wydawał mi się podejrzany, choć moim zdaniem to Rachel była zamieszana w tą akcję. Nie mogłam jednak ignorować innych sygnałów.
- Spokojnie.
Blondyn uniósł moje ręce tak, jak robiłam to zanim zauważyłam jego obecność, czyli wyprostowane na wysokości klatki piersiowej. Następnie nakierował muszkę na namalowane białą farbą koło. Wciąż czułam się niekomfortowo, ale zaciskałam zęby, żeby tego nie pokazać.
- Luke mówi różne rzeczy. Gadanie jest akurat jego mocną stroną – kontynuował wątek, po czym zmienił temat – Musisz trzymać ręce sztywno, pewnie zaciśnięte na uchwycie. Oboje oczu otwarte, inaczej źle wycelujesz.
Zrobiłam wszystko to, co kazał i tym razem, gdy nacisnęłam spust kula otarła się o bok drzewa, zostawiając głęboki ślad. Uśmiechnęłam się do siebie z zadowoleniem, bo w końcu udało mi się choć trochę zbliżyć do celu.
- Widzisz, o wiele lepiej - skomentował, kiwając głową w aprobacie.
- Dzięki - mruknęłam, znów próbując oddać strzał. Całą uwagę jednak skupiałam na Nicholasie. - Więc o co wtedy chodziło? Dlaczego trafiłeś do więzienia?
Sama już nie wiedziałam czy nie powinnam czasem się przymknąć i nie naciskać, bo mogłam niepotrzebnie przekroczyć linię tolerancji Nicka. Może był bardziej podobny do swojego brata niż można przypuszczać i wścieknie się, gdy tylko postaram się grzebać w jego życiu. Szkoda więc, że byłam tak ciekawska, a może raczej desperacko pragnęłam wiedzieć.
- Nie powinnaś jego o to zapytać? - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, więc szybko odwróciłam wzrok. Znów strzeliłam, ale nie kula poleciała między drzewa. - Aaa, rozumiem, Luke nie chce mówić. Nic dziwnego, gdybym wydał własnego brata też bym się tego wstydził.
Blondyn wzruszył ramionami, znów biorąc w palce moje nadgarstki i ustawiając moje ręce w odpowiedniej pozycji, zanim nacisnę spust. Poczułam pieczenie w klatce piersiowej, kiedy moje słowa aż rwały się, żeby wyjść na światło dzienne. Nie mogłam tego powstrzymać, zwłaszcza po tym, czego się dowiedziałam.
- Może miał powód, żeby to zrobić. - powiedziałam, skupiając wzrok na tarczy, bo bałam się spojrzeć Nicholasowi w oczy. Bronienie Luke'a przychodziło mi z taką łatwością, że zaczynało mnie to przerażać. To również zauważył Nick.
- Ten dzieciak ma szczęście, że są wokół niego są ludzie, którzy bronią go nawet nie znając prawdy.
- Jest aż taka przerażająca? - zapytałam, chowając broń za pasek spodni, co było moją ulubioną częścią jej posiadania. Następnie podniosłam mały plecak z ziemi i zarzuciłam go na ramiona. - Wracamy?
Nick pokiwał głową i ruszył razem ze mną w stronę, z której oboje przybyliśmy.
- Na pewno chcesz wiedzieć co robił twój chłopak, zanim zajął się zwykłym przemytem narkotyków i wyścigami? - nachylił się w moją stronę z dziwnym wyrazem podekscytowania na twarzy, jednak ten szybko zniknął, gdy z kieszeni wyciągnęłam paczkę fajek i wtykając jedną między wargi, odpaliłam. Zmarszczony nos chłopaka mówił mi, że nie przepada za tym zapachem.
- Nie to dawałam ci cały czas do zrozumienia? - zaśmiałam się, a on odpowiedział tym samym. Zaciągnęłam się dymem, rozluźniając się odrobinę. Jestem nienormalna, bo w takiej sytuacji, jedyne o czym mogłam myśleć to to, że nazwał Luke'a moim chłopakiem.
- Ok, dobra. - wzniósł teatralnie oczy ku niebu, gdy wchodziliśmy na ścieżkę prowadzącą prosto do domu – Możemy się umówić tak, że ci to pokażę. Na żywo.
- Co to znaczy?
- Weźmiemy cię na odbiór towaru. Przyda mi się dodatkowa para rąk, a dzięki temu może trochę oswoisz się z bronią i w końcu zobaczysz z jakimi ludźmi masz do czynienia. Nie tego chciałaś?
Nick przybrał tą swoją przyjazną minę, której każdy normalny człowiek zaufałby bez wahania. Moje zmysły jednak ostrzegały mnie przed takimi typami. Dlatego właśnie wolałam Luke'a i całą resztę, którzy potrafili zachowywać się jak banda kutasów, ale dzięki temu byli prawdziwi. Nick choć nie był idealny, wydawał się zdecydowanie zbyt dobry jak na gangstera.
- Nie możesz mi tego zwyczajnie powiedzieć? - odparłam, nieprzekonana co do tego pomysłu – Po co od razu to zamieszanie?
Miałam nadzieję, że po tym usłyszę to, czego chciałam i nie będę musiała nigdzie z nim się wybierać. Ba, w życiu bym nie pojechała z Nickiem i jego ekipą sama na jakąkolwiek akcje.
- Uwierz mi, że słowa tego nie opiszą i takie rzeczy lepiej zobaczyć samemu - w oczach chłopaka pojawił się ten błysk, który od zawsze mnie przerażał. Miał w sobie coś z chorej ekscytacji przed wydarzeniem się czegoś złego. - Oczywiście jeżeli się boisz, nie musisz nigdzie iść. Ale cała reszta jedzie.
- Ashton, Luke, Michael i Calum też tam będą? - zastanowiłam się, a Nick pokiwał głową.
- Heather, to data wyścigów, tam będą wszyscy – odpowiedział rozbawiony, że nie skojarzyłam jednego z drugim. No ale to miało sens, na wyścigach jest ogromny tłum i wtedy najlepiej załatwia się brudne interesy, bo podejrzanym może być każdy i równie łatwo można zrzucić na kogoś winę za własne wykroczenia.
Zaczęłam zastanawiać się nad tą propozycją. Teraz wydawała się znacznie bardziej kusząca, skoro wiedziałam, że na pewno nie będę tam sama. Mając chłopaków u boku, nie bałabym się nikogo z grupy Nicholasa, bo cały czas mieliby mnie na oku. No a nie oszukujmy się, w końcu miałam okazję trochę się dowiedzieć, bez wypytywania o wszystko Luke'a. Podjęłam więc decyzję.
- Ok, więc mogę w to wejść.

RISKY PLAYER » luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz