Chłopiec uchylił nieprzytomnie powieki, które zdawały się nad wyraz ciężkie. Zapragnął spojrzeć przed siebie, lecz od razu ponownie zamknął swe ślepia, gdy obdarzyło go zdecydowanie za jasne słońce. Zaciągnął kołdrę na swą twarz, myśląc jedynie o powrocie do krainy snów. Ta z reguły też nie była najlepsza, ale dzisiejszej nocy koszmary aż tak mu nie doskwierały. Chciał wykorzystać tę niecodzienną chwilę. Ponownie się nie wyspał, przez karę od jego ojczyma, która trwała prawie do pierwszej w nocy. Czuł dalej jak jego całe plecy, wręcz palą od głębokich ran zadanych przez opiekuna.
Nie chciał wstawać. Nie chciał otwierać oczu. Nie chciał iść od szkoły. Nie chciał nikogo widzieć. Nie chciał przybierać na swej twarzy tego codziennego, fałszywego uśmiechu. Chciał być sam. Tylko on i swoje smutki, które i tak nigdy od niego nie odejdą. Przyzwyczaił się do tego.
— Peter kurwa! — usłyszał krzyk z dołu, na który momentalnie się spiął i otworzył szeroko oczy. — Wstawaj niewdzięczniku!
Brunet jak wytresowany zapomniał o chęci dalszego snu i wygramolił się spod pierzyny. Spojrzał kątem oka na zegar, który wskazywał godzinę szóstą pięćdziesiąt osiem. Odetchnął z ulgą, wiedząc, że nie zaspał. Zazwyczaj i tak wstawał piętnaście minut później. Zabrał ubrania z krzesła, wiedząc, że nie ma w zupełności jakichkolwiek sił na ubieranie innych rzeczy niż z tych z wczoraj.
Wszedł do łazienki z codziennym zmęczonym spojrzeniem. Był cholernie zmęczony. Po prostu tym co musi przeżywać na co dzień. Dalej nie opamiętał się po ostatniej karze, a doskonale wiedział, że dziś jego ojczym ma wolne. Co oznacza, że upije się i skaże go kolejny raz, nawet sam nie wiedział za co. Westchnął głęboko, zaczynając się przygotowywać do szkoły. Musiał wyglądać normalnie. Zakryć blizny, siniaki, rany, łzy. Nikt nie może wiedzieć, co przechodził. Nikt.
Po piętnastu minutach zszedł na dół poprawiając czarne ramiączko od plecaka. Głowę miał spuszczoną w dół, nie chciał patrzeć na ojczyma. Nigdy nie chciał. Ale z dnia na dzień używa coraz więcej siły, a ten boi się go coraz bardziej. Nawet myśli, że niedługo przekroczy tą granicę i go po prostu zabije. Miał taką szczerą nadzieję.
— Do szkoły już lecisz? — mruknął ojczym do młodszego. Sam jego głos działał na niego paraliżująco.
— T-tak.. t-tato — odpowiedział cicho.
— Masz być o dziewiętnastej, znajomi przychodzą, a ty masz się pokazać — stwierdził, nawet na niego nie patrząc. — Chyba ci nie muszę mówić, że to co się stało wczoraj zostaje we wczorajszym dniu?
— O-oczywiście — pokiwał przerażony głową.
Mimo to lekko uśmiechał się sam do siebie - zwyczajnie ojciec się nad nim nie znęca, gdy przychodzą jego znajomi. Lecz tego dnia odczuwał nieprzyjemny ścisk w brzuchu, jakby coś się miało wydarzyć. Jednak zignorował to uczucie.
Zdał sobie sprawę, że dziś nie spotka się najpewniej ze Starkiem. Albo się wymknie? Nie chcę i tak tu siedzieć. Słyszeć tych fałszywych miłych słówek do niego skierowanych, lub patrzeć na te nieszczere uśmiechy. Nienawidził tego jak wszystkich okłamują. Był wtedy wściekły. Aż z niego kipiała to cholerna złość, więc najczęściej uciekał przez okno zamieniając się w spider-mana. Aby wyżalić swe wszystkie złości na przestępcach. I może źle robił, bo na nikim nie powinien wyładować swej nadmiernej złości w takich momentach. Ale sam nie wiedział co ma zrobić, żeby po prostu ponownie samemu sobie nie zrobić krzywdy. Tak czy tak był już cały w bliznach, co go coraz bardziej zaczęło przerażać. Bo co jak w końcu ktoś to zobaczy? Widział je jedynie jego ojczym, ale i on był pewny, że to on sam mu to zrobił. I Peter się cieszy, że ma takie przekonanie. Wolał to niż kolejne wyśmianie jaki to on był słaby. Nie chciał tego.
![](https://img.wattpad.com/cover/354194612-288-k469222.jpg)
CZYTASZ
Please, have mercy on me | Irondad | Spiderson
Fanfiction"- P-przepraszam m-mamo.. t-tak strasznie cię p-przepraszam.. - wyszlochał, pomiędzy uderzeniami. Jednak po paru sekundach poczuł kolejne, na które pisnął i mimowolnie podskoczył. Jego chude ciało się niewyobrażalnie trzęsło, a on nie mógł go za nic...