Rozdział 17

775 66 24
                                    


'If it hurts to breathe, open a window
Oh, your mind wants to leave, but you can't go
Oh, this is a happy house (a happy house)
We're happy here (we're happy here)
In a happy house..'

— Dobra, kurwa, a możecie stąd wyjść? — westchnęła zirytowana Wanda, gromiąc wzrokiem piątkę mężczyzn, którzy zgromadzili się nad jej głową w celu obserwowaniu stanu Petera. Cholerne nadopiekuńcze mamuśki. Kobieta odetchnęła ze zdenerwowaniem, aby trochę się uspokoić. — Rozumiem, że się kurwa o niego martwicie, ale jak będziecie stali mi nad głową, jak ostatni idioci, to nic nie zrobię.

Towarzysze wywrócili nonszalancko oczami, jęcząc przy tym marudnie, aby ukazać swe istne niezadowolenie. Na szczęście rudowłosej po chwili wszyscy wyszli, oprócz Tonego, który stał jak wryty w ziemię, wpatrując swe brązowy oczy w śpiąca twarz podopiecznego.

— Tony.. — jęknęła, patrząc na bruneta, który dopiero teraz skierował na nią wzrok. — Musisz wyjść, nie dam rady mu wejść do głowy jak ktoś będzie mnie rozpraszał.

— To.. na pewno bezpieczne? — wyszeptał, zakładając ramiona na torsie. Spojrzał zmartwionym wzrokiem na rudowłosą, zaciskając delikatnie usta.

— Tak, Tony — powiedziała nieco łagodniej, widząc przejęcie mężczyzny. Położyła rękę na jego barku, po czym wysłała mu delikaty uśmiech. — Nic mu się nie może stać.

Miliarder pokiwał z zawahaniem głową, aby ostatni raz spojrzeć na swojego podopiecznego. Podszedł do niego wplątując swe palce w jego brunatne włosy i delikatnie je przeczesując. Pokochał tego dzieciaka. Dla niego było to okrutne, że tak dobre dziecko musiało cierpieć w koszmarach. Chciał, aby Wanda to skończyła. Nie potrafił słuchać już jego płaczu, łamało mu to serce. Mężczyzna cicho westchnął, po czym skierował się do drzwi.

— Ufam ci Wanda — powiedział cicho, posyłając do niej delikatny uśmiech, który od razu odwzajemniła.

Tony w końcu wyszedł z pomieszczenia, a wtedy rudowłosa odetchnęła z wyraźną ulgą. Myślała, że już nie wyjdzie. Usiadła na krześle obok chłopca. Wzięła głęboki wdech, próbując rozluzować całe swe ciało, w tym mięśnie. Przeniosła swą dłoń, z której wydobywała się czerwona smuga, sygnalizująca o udziale magii na czoło Petera, aby kilka sekund później zamknąć swe powieki.

Kobieta od razu dostała się do podświadomości młodszego, na co się delikatnie uśmiechnęła. Dawno tego nie robiła, ostatni raz pięć lat temu z Buckiem. Bała się, że nie da rady ponownie tak płynnie wejść do kogoś myśli, jednak najwidoczniej nie doceniała swych możliwości. Rozejrzała się wokół dostrzegając, że znajduje się w nicości. Wiedziała, że musi iść po prostu przed siebie.

Rozglądała się z zaciekawieniem i ogromną uwaga po istnej ciemności, do jej uszu dochodził ciche szmery. Od razu zaczęła stawiać swe kroki w kierunku jakichkolwiek dźwięków.

Po chwili zaczęła z daleka widzieć sylwetki, a dokładniej to dwie. Jedną z pewnością mniejszą i chudszą, wyglądało to na dziecko. Za to druga wysoka i dobrze umięśniona. Zaczęła słyszeć więcej dźwięków takich jak chodzenie, czy szuranie butami, dlatego też pewniej podeszła do sceny rozgrywającej się tuż obok niej. Chwilę później była na tyle blisko, by wszystko zobaczyć.

Ujrzała dzieciaka - mały, chudy brunet, na oko osiem lat. Jego mimika twarz wyglądała na zmartwioną, a mowa ciała wyrażała jeden ogromy stres. Kobieto ponownie zmarszczyła brwi przyglądając się młodszemu.

— To mały Peter — wyszeptała, aby ta dwójka jej nie zauważyła, po czym się delikatnie uśmiechnęła. Chłopiec wyglądał przeuroczo, a najbardziej w oczy rzucały się jego czekoladowe ślepia. Wszyscy z wierzy będą jej zazdrościć widoku chłopca w tak młodym wieku, a nawet żałowała, że nie mogła zrobić mu zdjęcia. — Chyba to jeden z tych dobrych snów — mruknęła cicho, myśląc, że akurat trafiła tu w złym czasie. Mimo wszystko nie poszła na przód, a została. Nie wiedziała sama czemu. Po prostu czuła to, że musi tu zostać. Jej nadprzyrodzona intuicja jej to podpowiadała.

Please, have mercy on me | Irondad | SpidersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz