Rozdział 19

858 73 43
                                    

"Welcome to your life
There's no turning back
Even while we sleep
We will find you

[..] Everybody wants to rule the world"


Gdy świt wstał młody chłopak bujał się na swych pajęczynach do domu. Słońce nadto promieniało jak na sam początek grudnia, gdzie pogoda od paru tygodni nie była przyjemna. Zachwycony blaskiem słońca bohater uśmiechał się swobodnie pod maską, choć nikt nie mógł dostrzec promiennego uśmiechu nastolatka. Widział, jak każda z osób, która najprawdopodobniej szła do swej pracy, wypatrywała z zachwytem młodzieńca, zadzierając swą głowę do tyłu, aby chociaż przez moment na niego spojrzeć. Nastolatek robił różnorodne akrobacje w powietrzu, co każdy obserwował z niemałym podziwem. Przez swój nadwyrężony słuch słyszał nawet, jak młodsi krzyczą jego przezwisko. Uśmiechnął się delikatnie na to pod maską, specjalnie robiąc różne salta, aby dzieciaki się cieszyły. Kochał sprawiać na innych twarzach uśmiech. Czuł się wtedy choć trochę lepiej ze sobą. Czuł, choć przez krótki moment, że nie jest jedynie zabawką, czy cholernym śmieciem.

Był coraz bliżej swego miejsca zamieszkania, a z tym coraz bardziej jego myśli zapełniał strach. Złe przeczucie od razu zawładnęło jego ciałem. Poczuł nagłe spięcie w żołądku, przez ogromny napływ stresu. Co jak jego rodzice będą na niego źli, że został w wieży na noc? Sami się zgodzili, jednak oni kochają robić dobra minę do złej gry. Kochają robić wrażenie na innych, że są idealnymi rodzicami. 

Nie chciał tam wracać. Z ubłaganiem wspominał swój pobyt w Stark Tower, marząc o tym, aby tam wrócić. Nikt tam nigdy nie był na niego zły. Czuł się tam po prostu dobrze, po prostu  jak w domu. Mógł się tam śmiać, mógł po prost być szczęśliwy. Spędzać czas jak najnormalniejszy nastolatek. Pokochał to. Nigdy tego nie doświadczył, a jeszcze pół roku temu było to dla niego absurdalne.. aby być szczęśliwym. Od malucha żył w ciągłym strachu, a pierwszy swój atak paniki miał zaledwie w wieku siedmiu lat. To.. zdecydowanie nie było normalne.

Spuścił się z sieci pomiędzy blokami obok jego domu. Rozejrzał się uważnie, patrząc czy na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Pospiesznie zdjął cały strój, aby zmienić na swoje zwyczajne ubrania. Na samym końcu ściągnął maskę, aby zaraz wszystko upakować pod książkami w ciasnym plecaku. Wyjął paczkę papierosów, aby od razu wyciągnąć jednego i włożyć między spierzchnięte wargi. Pośpiesznie go odpalił, po czym wyszedł z uliczki, kierując się wolnym krokiem do jego.. domu. Koszmaru. Piekła.

Po paru minutach był już niedaleko domu, więc pospiesznie wyrzucił niedopałek na ziemie, aby następnie zgasić go o podeszwę buta. Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić. Naprawdę nie chciał tam wchodzić. Nie chciał słuchać kolejnych obelg. Nie chciał znowu bólu. Tego koszmarnego bólu..

Mimo to podchodził powoli do drzwi wejściowych, aby mimowolnie przedłużyć czas poza tymi okropnymi ścianami, w których powstało miliard traum i znienawidzonych wspomnień. Po paru sekundach złapał drżącą dłonią za klamkę, ciągnąc za nią najciszej, jak tylko potrafił.  Bez większego hałasu wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Do jego uszu od razu doszedł agresywny ton rodziciela, na co cały zesztywniał.

—  Ty se kurwa jaja robisz? — wykrzyknął starszy. — Jak to kurwa się wyjebał ten śmieć? — wrzasnął, na co młodszy zmarszczył zastanawiająco brwi. Nigdy nie słyszał, aby mężczyzna takim tonem gadał z kimś przez telefon. Zawsze blokował swe emocje, bądź był nadto miły. Parker oparł się o ścianę, przysłuchując się z uwagą rozmowie.  — Kurwa, czego ty nie rozumiesz Kowalski? To było pół tony czystej amfetaminy! Pół tony ty pierdolony idioto — wycedził przez zęby, na co nastolatek stanął w szoku. Jego ręce zaczęły niekontrolowanie drżeć z niedowierzania przez wypowiedziane słowa mężczyzny.  Jakie kurwa pół tony amfetaminy? czemu jego ojczym o tym gada? Co on ma z tym wspólnego? Narkotyki? Chwila..czy.. czy jego ojczym handlował?  Nie.. przecież, kurwa czy on ma w rodzinie dealera?  Czy jego matka o tym wie? Czemu on się nic nie zauważył? Od kiedy to wszystko trwa? — Nie będę się z tobą pierdolił  w tańcu. Macie go usunąć za nim nas wypierdoli. I to jeszcze przed zachodem — westchnął, po czym gniewnie rzucił telefon o podłogę z napływu emocji.

Please, have mercy on me | Irondad | SpidersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz