Rozdział 38

395 43 52
                                    

dzieje sie tu bardzo dużo rzeczy...................................


Peter wszedł niepewnie do domu. Na swojej głowie miał założony kaptur, który przysłaniał mu połowę twarzy.  Zamknął najciszej jak mógł drzwi, aby po chwili zdjąć swoje stare conversy. Nie chciał, aby Diana go ujrzała, dlatego też szedł z głową zawieszoną do dołu. Chciał, jak najszybciej przejść do swojego pokoju nie zauważony. Nie chciał jej martwić. Nie chciał być dla niej problemem. I zdecydowanie nie chciał dostać kary od Lucasa. Nie dzisiaj. Nie miał na to siły, po jego nieprzyjemnym spotkaniu z Flashem.

— Cześć Pete — usłyszał kobiecy głos, na co zaklął w myślach. Jej kroki były coraz głośniejsze, co znaczyło, że brunetka się do niego nieuchronnie zbliżała. Przymknął delikatnie oczy, próbując na szybko wymyślić jakąś słabą wymówkę. Jakby nie mógł o tym pomyśleć wcześniej. — Jak tam w szkole? Coś ciekawego?

— Nie, nie — odpowiedział speszony. Przycisnął swój czerwony plecaczek do klatki piersiowej, uciekając wzrokiem. — Nudy, jak zawsze — odrzekł niebywale drętwo, nawet jak na niego.

Brunetka stanęła naprzeciw niego, marszcząc niepokojąco swoje brwi. Jej oceaniczne spojrzenie spoczęło na jego kapturze.

— Wszystko w porządku  Pete?  — spytała troskliwym głosem. 

— Tak.. tak — zająknął się. Nie lubił kłamać. —Tylko.. mam trochę pracy domowej.. muszę.. muszę iść to odrobić..

Chłopiec odwrócił się, słysząc westchnienie kobiety. Przymknął delikatnie oczy. Czuł, że ją zawodzi. Sprawia jej same problemy i zawody. Nie chciała mieć takiego syna. Nie chciała mieć niedorajdy pakującego się w kłopoty. Nie chciała dziecka, który bał  się nawet własnego cienia. Czemu nie umiał sprawić, aby ktokolwiek był z niego dumny? Czemu nie umiał być normalny? Czemu nawet tak wyrozumiałej kobiety jak ona nie umiał zadowolić? Schylił głowę do przodu, czując łzy wypływające spod jego oczu.

— Pamiętaj, że jakby cokolwiek było nie tak.. — zaczęła cicho. — Zawsze będę po twojej stronie.

Brunecik nieśmiało się uśmiechnął, czego ta nie mogła ujrzeć. Pokiwał potulnie głową, wchodząc do swoich czterech ścian.

***

Chłopiec cicho jęknął, czując kolejne uderzenie na brzuchu. Mimowolnie się skulił, nie mogąc nabrać powietrza do płuc. W jego oczach zabłyszczały łzy bólu, które po paru sekundach spłynęły po jego dziecięcym policzku. Mężczyzna wymierzył kolejny cios, tym razem w policzek mniejszego, przez co Parker znalazł się na podłodze. Leżał  na zimnej ziemi, próbując nabrać trochę cennego tlenu do płuc. Jego mięśnie silnie drżały, a głowa nieprzyjemnie pulsowała od uderzenia.

— Jesteś takim śmieciem, że nawet ludzie z twojej szkoły to widzą — prychnął. Blondyn kucnął naprzeciw twarzy bruneta. Wziął gwałtownym ruchem jego podbródek w dwa palce i szarpnął jego głową. Starszy patrzył uważnie  na jego poranioną twarz, podśmiewując się pod nosem. Nie wierzył, że nawet jakiejś matoły dają mu wpierdol. Ten dzieciak był cholernie do niczego. Przejechał kciukiem po jego siniaku, na co ten syknął — Jesteś tak kurwa bardzo do niczego — zaśmiał się, patrząc w jego przestraszone czekoladowe oczy. Parker przełknął głośno ślinę, czując jak wzrok Lucasa go miażdży od środka. W jego ciemnych tęczówkach tańczyły jedynie demony. Nie było tam ani krztyny dobra — Nie wiem jakim cudem Josh nie wyjebał cię na śmietnik. Bo mnie to korci, a jesteś tu dopiero dwa tygodnie — splunął, puszczając jego głowę. Brunecik przez brak sił nie potrafił trzymać głowy i ta spadła. Oparł swoje spocone czoło o drewnianą podłogę, na co starszy prychnął. — Oh, tak łatwo cię złamać Parker.

Please, have mercy on me | Irondad | SpidersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz