Rozdział 11

1.1K 81 28
                                    

"If I could paint the sky

Well all the stars would shine a bloody red..


Stay away, away, away

And stay away, away, away

And stay away

I'm hearing voices all the time up in my mind

I'm hearing voices and they're haunting my mind"


Peter zastanawiająco wpatrywał się w przyjaciela 'przy kości'. Od jakiś dwóch minut jego usta są rozszerzone wraz z oczami, a ten się nie odzywał. Wiedział, że chłopaka zszokuje staż, ale że aż tak? Z perspektywy osoby trzeciej musiało to wyglądać naprawdę durnie. I tak byli przegrywani w tej placówce oświaty i kozłami ofiarnymi, więc nikt na to nawet nie zwróci uwagi. Ale jednak. Parker stwierdził szybko, że jest to przekomiczne i cicho zachichotał.

— Ziemia do Nedaa.. — jęknął brunet, pstrykając palcami przed oczyma przyjaciela. Oparł się zrezygnowany o szafkę i odchylił głowę do tyłu, wlepiając czekoladowe spojrzenie w jasny sufit. Długo jeszcze zamierza tak stać? Sam nie wiedział czy woli takie 'milczenie' czy raczej zasypywanie go mnóstwami pytań, na które nie zna odpowiedzi. Z resztą, ta druga część też go na pewno nie ominie.

— Stary! — krzyknął nagle, na co bohater się wzdrygnął. Niespodziewał się ruchu ze strony przyjaciela jeszcze przez jakiejś dwie minuty. Parker spojrzał się na Neda pytająco, unosząc wymownie brwi. — Czemu ty się w ogóle nie cieszysz?! Przecież to totalny odjazd!

— Ty nadrabiasz ekscytacją za mnie — prychnął ironicznie, odwracając wzrok na podłogę.

— Pete — odezwał się przyjaciel, łapiąc tego za ramię. Peter zwrócił znudzony wzrok na bruneta, co bardzo zaniepokoiło towarzysza. Delikatnie zmarszczył brwi, widząc jego reakcje. Wiedział, że było coś na rzeczy. — Gadaj. O co biega?

Nastolatek oparł się plecami o chłodne szafki i cicho westchnął. Nie wiedział, czemu się nie cieszył. Wcześniej był uradowany, jednak to szybkie uczucie z niego wyparowało. Została tylko przedziwna pustka i strach. Nie wiedział co go czeka, tam, w wieży. Nie wiedział, jak rodzice będą nastawieni do tego. Nie wiedział nic. I to go skrajnie przerażało.

Był przerażony też tym, że się.. nie cieszył. Przecież to było jedno z jego największych marzeń.. a on nie potrafił. Nie umiał być szczęśliwy. Jakby nie próbował tego wymusić, to.. od razu napływały go złe myśli. Okropne myśli. Bał się, że po prostu radość wyparła go na dobre. Bał się, że już nigdy się szczerze nie uśmiechnie. Nigdy się szczerze nie zaśmieje. Dlaczego nawet emocje musiały być dla niego trudne? Coś tak banalnego co z łatwością przychodzi każdemu? Był beznadziejny.

— Cieszę.. tylko wiesz.. — odparł wzruszając ramionami. Czuł na sobie zniecierpliwiony wzrok przyjaciela. Martwił się. Jako jedyna osoba na tym świecie.. nie rozumiał czemu. Po co się o niego martwił? — Rodzice.. wiesz, że są.. surowi.. Boje się, jak to będzie wyglądało. — wyznał szczerze, pomijając parę dość istotnych faktów, o których przyjaciel nie musiał wiedzieć.

— Czaję stary — westchnął, klepiąc Parkera po ramieniu w celu dodania otuchy. Ten lekko się uśmiechnął do przyjaciela. —  Nie pozwól, żeby rodzice zniszczyli ci radość z czegokolwiek Pete. To twoje życie i twoja historia, a nie ich. Dasz radę. Kto jak nie spider-man? — ostatnie zdanie wypowiedział szeptem z tym specyficznym uśmiechem na jego twarzy. Peter zagryzł policzek od środka, myśląc nad tym co powiedział przyjaciel. Może faktycznie nie powinien się tym przejmować? Może faktycznie powinien przestać ciągle myśleć o rodzicach? Tylko jak?

Please, have mercy on me | Irondad | SpidersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz