"Yeah, I'd rather be a lover than a fighter,
cause all my life I've been fighting,
Never felt a feeling of comfort,
all this time I've been hiding,
and I never had someone to call my own,
I'm so used to sharing
Love only left me alone.."
Jak co dzień, mieszkańcy Nowego Jorku wykonywali swą poranną, lecz żmudną, rutynę, aby pośpieszyć się na metro. Większość z osób idących na ten, czy inny pojazd komunikacji miejskiej wychodzi dokładnie dziesięć minut przed nim, gdy mieszkają w blokach obok, bądź dojeżdżają do niego samochodem. Nikt nie zamierza się spóźniać do pracy i narażać stanowczemu szefowi, lub niewyrozumiałemu nauczycielowi.
Oczywiście, musi być wyjątek od tej reguły.
Peter Parker, gdy z odległości, prawie stu metrów usłyszał jadący pociąg porwał się do biegu. Nigdy nie umiał wyjść na czas. Zawsze musiał zaspać przez patrolowanie Nowego Jorku do białego świtu, bądź po prostu przez swoje problemy w domu. Dlatego biegł, na tyle szybko, że ktoś mógł się skapnąć o ukrytej tożsamości bruneta. Nie mógł sobie pozwolić na kolejne spóźnienie w tym tygodniu. Już spóźnił się w poniedziałek, wtorek i środę. A dziś był cholerny czwartek. Jego ojczym nie będzie zadowolony, gdy ujrzy te wszystkie spóźnienia w dzienniku. Na tą myśl przełknął głośno ślinę i przyspieszył tempa, gnając jakby gonił najbardziej niebezpiecznego przestępce tej planet. Przypomnijmy, mówimy o metrze.
Dychając głęboko z ogromnego zmęczenia wpadł na stację metra, gdzie zobaczył pociąg. Jego automatyczne drzwi zaczęły się zamykać, a Peter w ostatnim momencie przesmyknął się przez nie i trafił do środka pojazdu. Na jego bladej twarzy można było zobaczyć słaby uśmiech, nie ukrwał, że poczuł satysfakcję.
Nie spóźni się, będzie na czas. Pierwszy raz w tym tygodniu będzie na czas. Co mimo wszystko i tak nie zmieniało jego sytuacji przez, jak myśli ojczym, krnąbrnego zachowania pasierba.
Po piętnastominutowej przejażdżce usłyszał z głośników usytuowanych w metrze: "Następna stacja: liceum Midtown High", na co chłopiec wstał ze swojego miejsca. Zaledwie kilka sekund później wysiadł wraz ze skupiskiem dzieci podążających do tego samego celu co on. Czyli do paskudnej szkoły, w której nienawidził przebywać. Choć i to było o niebo lepsze niż spędzanie czasu w jednym domu z jego rodzicielami.
Przed szkołą zobaczył swojego jedynego przyjaciela, który machał do niego. Był to Wietnamczyk, o czarnych krótkich włosach. Peter lekko się uśmiechnął do swojego kolegi przy kości, aby następnie przywitać się z nim swoim typowym dla nich 'handsahke'm'.
Czuł czasem, że Ned to jedyna osoba, która nie chce tylko i wyłącznie jego cierpienia.
— Stary, nie uwierzysz! — krzyknął widocznie podekscytowany. Peter spojrzał się na niego pytająco, dając tym samym znak, aby ten kontynuował. — Mam dwa superowe newsy. Pierwszy, mama mi kupiła nową gwiazdę śmierci!
Stanął na chwilę w miejscu, patrząc z ogromnym szokiem na szczęśliwego kolegę.
— Że tą nową gwiazdę śmierci? — spytał niedowierzając. Od paru miesięcy ich głównym tematem była ona, a myśl o posiadaniu tego specyficznego zestawu była jak marzenie.
— Tak ta! — powiedział uradowany, gestykulując w wymowny sposób dłoniami. Na twarz Parkera wstąpił mały uśmiech, jego przyjaciel cholernie marzył o tym. Miło było widzieć go naprawdę szczęśliwego. — Może przyjdziesz do mnie po lekcjach i razem złożymy?
CZYTASZ
Please, have mercy on me | Irondad | Spiderson
Fanfiction"- P-przepraszam m-mamo.. t-tak strasznie cię p-przepraszam.. - wyszlochał, pomiędzy uderzeniami. Jednak po paru sekundach poczuł kolejne, na które pisnął i mimowolnie podskoczył. Jego chude ciało się niewyobrażalnie trzęsło, a on nie mógł go za nic...