Rozdział 19

757 51 9
                                    

Na zewnątrz robiło się już ciemno. Do tego mżyło. Doskonała sceneria na horror, gdzie jakiś psychopata z bejsbolem morduje niewinne omegi. Dość Harry! Nie czas teraz, by samemu się nakręcać. Miał jedno zadanie. Przejść przez podwórko, wciągnąć klucz zapasowy ze skrytki i sprawdzić, czy z Niall'em wszystko ok.

Boże, ktoś powinien w końcu naoliwić im tę furtkę. Brunet wzdrygnął się na przeciągły dźwięk, jaki wydała. Ok, teraz przez ogród do drzwi. Rodziców Horana nie ma w domu. W końcu to szczyt sezonu w ich branży. Pewnie znowu są na jakiejś delegacji. Pytanie tylko, czy Niall jest z Gregiem, czy alfa ma w ten weekend zjazd na uczelni.

Ok. Na dole pali się światło. Więc nie jest tak źle. Już jest w połowie drogi. Zero potworów, zero psychopatycznych morderców. Poza tym w samochodzie został i Louis i jego ojciec, prawda?.

Harry spłoszył się, gdy fotel ogrodowy, który stał w cieniu altanki, zaskrzypiał. Spojrzał w tamtym kierunku i wydarł się na całe osiedle. Dopiero po chwili zrozumiał, że alfa siedzący na meblu z kijem bejsbolowym to Zayn. Złapał się za serce. To cud, że nie dostał zawału.

- Harry!? - z samochodu od razu wypadły zaalarmowane alfy.

- Nic, nic... Zostańcie tam. Znalazłem Zayna. - odkrzyknął do nich.

- Powiedz temu dupkowi, że ma zadzwonić do domu i nie bawić się w psa ogrodnika. - powiedział Louis, wracając do samochodu. Desmond jeszcze przez chwilę stał w miejscu, gotowy ruszyć synowi na ratunek.

- Zayn, co ty wyprawiasz? - zapytał mulata.

- Wartuje. - powiedział jedynie, znów skupiając wzrok na oknach, gdzie paliło się światło.

- Oszalałeś? A jak rodzice Nialla cię zobaczą? - zapytał skołowany brunet. Wcisnął dłonie do kieszeni, bo na zewnątrz naprawdę było zimno.

- Nie ma ich. - stwierdził całkowicie spokojnie.

- Jak długo tu jesteś? Nie jest ci zimno? Wiesz w ogóle, ile jest stopni!? Nabawisz się zapalenia płuc! Wracaj do domu.

- Nie ma mowy. - warknął starszy. - A jak jakaś alfa tu przyjdzie? Kto go obroni? Jest sam w domu. - Zayn gadał jak jakiś stalker.

- Nikt nie przyjdzie idioto. Ma bloker zapachu. Nikt go nie wyczuje. - stwierdził brunet i pociągnął nosem. Naprawdę było mu zimno.

- Ale może kogoś zaprosić. - dalej brnął w swoje Malik.

- Ok. Zróbmy tak. Pójdę do niego sprawdzić, czy wszystko z nim dobrze, a ty pójdziesz do domu. Twoi rodzice się martwią. - zaproponował Harry.

Po minie Zayna już wiedział, że ten się nie zgodzi.

- Louis tutaj jest...

Styles miał ochotę walnąć w łeb i siebie i jego. Alfy potrafiły być strasznie uparte.

- Jezu... On jest tutaj jako moja ochrona. Nie przesadzaj, Zayn. Louis jest twoim przyjacielem i moją alfą. - podkreślił. - Skąd w ogóle wytrzasnąłeś kij bejsbolowy? - zapytał omega.

- To jeden z luźnych szczebli w poręczy altany, a nie kij bejsbolowy. - prychnął starszy.

Dopiero teraz Harry zauważył, że przedmiot ma inny kształt. Zganił się w duchu na głupią wyobraźnię.

- Wracaj do domu Zayn. - poprosił zielonooki.

- Nie ma mowy. A jak mu się coś stało? Może powinienem...

- Nie. - szybko zaprzeczył. - Ja pójdę i sprawdzę. - zapewnił.

Zayn oparł się do tyłu na fotelu, przez co przedmiot znów wydał ten irytujący dźwięk. Położył swoją broń na kolanach.

Secrets of the Styles family.  ~A/B/O~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz