Rozdział 31

717 42 9
                                    

Louis w końcu mógł poznać siostrę bruneta, o której słyszał kilkukrotnie. Blondynka była bardzo podobna do swojej matki. Było w niej jednak coś niepokojącego. W tym, jak go obserwowała oraz z jej dziwnych tików nerwowych.

Louis usiadł przy kuchennym stole. Od razu na jego kolanach znalazł się Harry. To był ich zwyczaj.

- Dobrze cię widzieć Gemm. - Harry był bardzo podekscytowany faktem zobaczenia siostry. Zwłaszcza że nie widzieli się tak długo.

- Przyjechałam na kilka dni. W końcu są święta. - uśmiechnęła się kobietą.

- Święta już się skończyły. - wtrącił znudzony Desmond. Doskonale wiedział, że jest jakieś drugie dno przyjazdu jej córki. I na pewno nie była to tęsknota za bliskimi, a raczej uszczuplony portfel. W tym momencie Louis pomyślał to samo, ale ugryzł się w język. Przełknął ciętą ripostę i skupił się na nakładaniu sobie i Harry'emu posiłku. Przez to, że omega zawsze siedziała mu na kolanach, więc praktykowali jedzenie z jednego, wspólnego talerza.

- Na długo przyjechałaś? - Harry jakby nie usłyszał uwagi ojca.

- Zostaje kilka dni. Może do sylwestra, może trochę krócej. A co u ciebie Hazza? Kto to? - zapytała blondynka, wywiercając dziurę w głowie Louisa.

- To mój Louis. Jesteśmy razem. - przyznał brunet. Automatycznie chwycił się za jedną z ozdóbek na jego palcu. Prezent od świąteczny od Tomlinsona.

Louis nie potrafił się powstrzymać, by nie zabrać Desmonda do jubilera i wkurzyć go kupując tę ozdobę. Starszy był wkurzony, bo myślał, że to pierścionek zaręczynowy. Jak on lubił wkurzać Desmonda.

- Hej. - przywitał się od niechcenia szatyn. Sam był śpiący. Te święta trochę go rozleniwiły.

- Twój Louis, ach tak? - blondynka spojrzała ze złością na ojca. To było dziwne, że Anne nie dostrzegała złośliwości w zachowaniu córki.

- Zbieraj się Louis. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będziemy mogli wrócić. - Stwierdził starszy alfa, odchodząc od stołu.

- To jesteście razem? - zapytała blondynka. -Tak razem, razem? Jak ja i Terry? - zapytała.

- A właśnie, przyjechałaś sama? - zapytał zielonooki, nieznacznie sztywniejąc na kolanach swojej alfy. Louis instynktownie pogłaskał go po plecach, dając mu przy tym poczucie bezpieczeństwa.

- Niestety. Terry nie mógł tutaj przyjechać. - To stwierdzenie miało drugie dno. Jednak wyczuł to po jadzie, z jakim powiedziała to Gemma oraz po tym, jak Harry automatycznie się rozluźnił, słysząc, że nie ma tu tej alfy.

- Louis, czas nas goni. - zawołał zirytowany Desmond

- Idę, idę... - stwierdził szatyn, ściągając Harry'ego ze swoich kolan. Młodszy od razu zaprotestował.

- Idę do auta. Masz trzy minuty. - po tych słowach było jeszcze słychać dźwięk zamykanych drzwi.

- Już widzę, jak gdziekolwiek jedzie beze mnie. - prychnął Tomlinson, dopijając kawę i odkładając brudne naczynie do zmywarki.

- Nie jedź... - narzekał Harry, przyklejając się do niego. Louis śmiejąc się, wyszedł z brunetem na korytarz. Wiedział, że jak zawsze Harry będzie miał problem z rozstaniem się. Zawsze jak na złość Desmondowi, przeciągali jak najdłużej ten czas.

Było dokładnie tak, jak przewidział. Harry przeciągał ten moment, jak tylko mógł. Trzy razy poprawiał mu szalik, bo coś było nie tak. W międzyczasie skradli sobie kilka buziaków.

Secrets of the Styles family.  ~A/B/O~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz