Rozdział 28

778 45 3
                                    

## Z dedykacją dla pewnej osoby, która nie ma co czytać. :) ##

Louis gładził nagie, spocone ciało siedzące na jego kolanach. Wymęczona omega ufnie przylgnęła do jego klatki piersiowej i położyła głowę na jego ramieniu.

Siedział na dużym fotelu przed kominkiem. W palenisku płonął ogień, a żar bijący od strzelających konarów ogrzewał ich ciała.

Ten domek nad jeziorem był mały, ale urokliwy. Dawał im schronienie, wygodę i romantyczną atmosferę. Był po prostu idealny na ich pierwszą wspólną gorączkę bruneta.

Louis delikatnie odchylił się na fotelu i sięgnął po koc. Miękkim materiałem okrył omegę, która mruknęła sennie. Harry chciał zmienić pozycję, ale jedynie sapnął na nieprzyjemne uczucie u dołu.

- Utknęliśmy na dłuższy czas. - stwierdził szatyn.

- To było... - szukał w głowie odpowiedniego słowa. - intensywne.

- Jak się czujesz? - musiał to wiedzieć. Podczas ich pierwszych trzech stosunków był w stanie się powstrzymać. Myślał jedynie, by pomóc potrzebującemu chłopakowi. Ale zapach bruneta stawał się tak intensywny, że jego alfa nie wytrzymała i sam dostał rui. A ostatni raz był ich pierwszym, podczas którego zaknotował młodszego. Nie był pewny czy nie było to zbyt dużo dla Harry’ego.

- Zaspokojony, bezpieczny i senny. - przyznał zielonooki.

- Śpij kochanie. To jeszcze nie koniec. Możemy odpocząć, zanim to znów się zacznie. - zapewnił, głaszcząc bruneta po plecach.

Omega jeszcze bardziej się wtuliła w chłopaka. Sam Louis przysnął na chwilę.

Gdy się obudził, omega krzątała się po niewielkim aneksie kuchennym. Jego wzrok sunął po nagim ciele bruneta. Był doskonały i cały jego. Po chwili jego wzrok padł na kominek, gdzie jedynie zażyły się resztki drzewa. Od razu wstał i założył na siebie dresy. Jego ruchy przykuły uwagę młodszego. Harry był trochę zdezorientowany, gdy szatyn po prostu wyszedł z ich domku. Zrobił coś nie tak? Po chwili jednak się uspokoił, gdy Louis wrócił z kilkoma dużymi konarami. Już bardziej spokojny zaczął nakładać im jajecznicę na talerze.

- Wiesz, że spadł śnieg? - zapytał szatyn, obejmując młodszego od tyłu. Alfa był przyjemnie zimny. To była ulga dla rozgrzanego ciała omegi.

- Zjedzmy i zajmijmy się tobą. Czuję, jak potrzebujący jesteś. Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś? - Sam już czół echa nawracającej rui.

- Ty też potrzebujesz snu. - przyznał zielonooki.

Ich posiłek był szybki, niechlujny i przerwany przez powrót rui Louisa. Skończyli znów przed kominkiem, ale tym razem na podłodze. Dywan emitujący skórę niedźwiedzia był przyjemny w dotyku i przynosił im nowe doznania.

- Ugryzłeś mnie znowu. - poskarżył się zielonooki, gdy alfa przewrócił ich tak, żeby brunet leżał na nim.

- Wybacz, jesteś tak słodki, że grzechem było nie skosztować.

Harry prychnął na to stwierdzenie.

- Kocham cię. - dodał po chwili szatyn.

- Ja ciebie też. - odpowiedział mu młodszy.

XXX

- Powinniśmy tutaj ogarnąć, zanim wyjedziemy. - stwierdził szatyn, wgryzając się w kawałek gotowego posiłku, który odmrozili, a którymi wypchana była zamrażalka.

- Ktoś zarządza tym domkiem i na pewno mają kogoś do sprzątania. Przyznał młodszy. Sam był wygłodniały. Nie wiedział nawet, ile kalorii mógł stracić przez ostatnie 4 dni.

- I myślisz, że ta osoba nie poinformuje twojego ojca, w jakim stanie zostawiliśmy domek? - zapytał z kpiną szatyn.

- W łazience jest pralka. Może w szafkach jest też proszek. - powiedział młodszy, nagle poważniejąc.

Nie chciał, by jego ojciec miał wgląd w to, co się dzieje między nim a Louisem. Na pewno nie w tej kwestii.

- Poszukam miotły i czegoś do umycia podłogi. - dodał starszy.

Pół godziny później razem sprzątali mały domek letniskowy. Mieli sporo pracy, bo przez ostatnie kilka dni naznaczyli wiele nietypowych miejsc.

- Wiesz, co właśnie sobie uświadomiłem? - zapytał starszy.

- Hmm? - Harry był bardzo skupiony, by ogarnąć, jak działała tamta archaiczna pralka. Na szczęście, od czego jest internet.

- Jeszcze nie zabrałem cię na prawdziwą randkę.

- A tamten spacer po parku? - zapytał brunet, spoglądając na szatyna. W końcu to wtedy pierwszy raz się pocałowali.

- To się nie liczy. Po pierwsze byłeś na mnie zły. Po drugie nie poszedłeś tam ze mną dobrowolnie. - zaprzeczył starszy.

- Mi to jakoś nie przeszkadza. Ważne, że spędzamy czas razem. Nie musimy robić wszystkiego zgodnie z jakąś utartą kolejnością. - To było takie ich. Wszystko na opak, ale kochał to.

- Mimo wszystko chcę to nadrobić. W przyszły czwartek gramy dość ważny mecz. Co powiesz na to, bym cię gdzieś zabrał po tym? Kino i pizza? - podsunął. Wiedział, że to mało kreatywne. Ale ostatnio nie miał czasu na nic. Były treningi, uczenie się do egzaminów, praktyki u Desmonda. No i najważniejsze, w tym wszystkim musiał znaleźć czas dla Harry’ego.

- Jestem za! - omega uśmiechnął się, a na jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.

- To co wracamy? Jak dobrze pójdzie, to przed wieczorem będziemy w domu.

Dzięki temu, że gorączka omegi pokryła się z rują alfy, cały ich wyjazd skrócił się o dwa dni. Będą mogli już jutro, czyli w czwartek wrócić do szkoły.

Harry przez chwilę zachwycał się zimową scenerią za oknem. Cztery dni w zamknięciu, a tyle się zmieniło. Jego zachwyt nie trwał jednak długo. Po paru minutach przysypiał otulony kocem.

Louis nie miał jednak możliwość podziwiać tak uroczej sceny. W końcu był kierowcą i musiał bezpiecznie dowieść ich do domu.

Tak jak zakładał Louis, byli na miejscu wczesnym wieczorem. Nie musiał nawet budzić Harry’ego. Omega przebudziła się pół godziny przed końcem podróży. Szybko rozpoznała znajome budynki i już nie kładła się spać.

Śmiejąc się, weszli do domu. Desmond wychylił się z salonu. Zlustrował syna od góry do dołu. Co skutkowało tym, że omega spaliła buraka. Oczywiste było to, co robili przez te kilka dni.

- Harry, pozwól na chwilę na słówko.

- O nie, nie ma mowy! - zaprotestował, jeszcze bardziej się rumieniąc. Nie będziemy o tym rozmawiać. - omega wyminęła ojca i pognała na górę. Raz się na to złapał. Drugi raz już się nie nabierze.

Starszy Styles westchnął jedynie i spojrzał na szatyna.

- Ze mną tym bardziej nie będziesz rozmawiać o tym. - wyprostował się jak struna, ale postawa i kpiący uśmieszek mówił, że miał ochotę podroczyć się ze starszym. Tyle dni bez słownych zatarczek ze starszym.

- Chce z tobą porozmawiać, ale na inny temat. - Desmond zgarbił się nieznacznie i wrócił do salonu, gdzie pozostawił swoją żonę.

Louis zmarszczył brwi. Miał dylemat. Pójść do Harry'ego i zrobić na złość drugiej Alfie lub zachować się jak dorosły...

Westchnął pod nosem i ruszył za starszym. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na Anne, by wiedział, że coś jest nie tak. Kobieta miała opuchnięte i zaczerwienione oczy. Ewidentnie płakała.

Secrets of the Styles family.  ~A/B/O~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz