##Wesołych świat kochani! ##
Louis od samego początku był w bojowym nastroju. Nie lubił kobiety od pierwszych słów, jakie Harry powiedział na jej temat. Wyszedł z salonu. Przed tym poprosił jeszcze Harry’ego, by został na swoim miejscu. Omega szczelniej okryła się różowym kocykiem w białe kropki.
Kobieta wyglądała fatalnie. Jej tiki nerwowe jeszcze bardziej były widoczne. Jej wychudzone ramiona wystawały spod za dużej, poplamionej bluzy. Włosy w nieładzie z widocznymi odrostami, szarawa cera i podkrążone, szkliste oczy. Coś mówiło Louisowi, że dziewczyna była pod wpływem jakich środków. I na pewno nie był to tylko alkohol. Bo tego pierwszego było czuć już z daleka. Jej ubranie po prostu nim prześmiardło. Może nie piła dzisiaj, a był to efekt wczorajszego kaca? Kto wie...
Cały efekt był jeszcze bardziej przykry dla oka przez fakt, że u stóp kobiety stało nosidełko z noworodkiem. Szczenie nie było przykryte nawet kocykiem. Samo ubranko było znacznie za duże na drobne ciałko dziecka i poplamione.
- Gemma, co to ma znaczyć? Jesteś pijana. I skąd wzięłaś to dziecko? - Desmond był wyraźnie skołowany widokiem córki w takim stanie.
- Nie jestem pijana. Ewentualnie lekko wstawiona... Nie moja wina, że w tym durnym szpitalu nie pozwalali pić... A szczeniak? Chyba nie muszę ci tłumaczyć, skąd się biorą dzieci.
Omega trąciła nogą nosidełko, przez co dziecko w nim się przebudziło i zaczęło cicho kwilić. Louis drgnął. Ten gest zirytował jego wewnętrzną alfę. Miał ochotę warczeć i bronić szczeniaka.
- Gemma! - Anne od razu zareagowała na naganne zachowanie córki.
- Cokolwiek. - dziewczyna przewróciła oczami. - Teraz to wasz problem. Nie mój. Ja tam nie zamierzam się bawić w dom. - prychnęła.
- Co to ma znaczyć? - Desmond nadal był w niemałym szoku.
- Zróbcie z tym szkodnikiem, co chcecie. Ja wyjeżdżam. Nie potrzebny mi taki balast.
- Czy ty się w ogóle słyszysz? - Desmond wybuchł. Wiedział, że dziewczyna nie jest święta, ale nie posądziłby ją o coś takiego. - Gdzie do cholery jest Terry?
- No i co się wydzierasz!? Nie ma go. Zostawił mnie, gdy tylko dowiedział się o ciąży. Zdania nie zmienię. Nie obchodzi mnie, co zrobicie z tym czymś... - prychnęła dziewczyna. Naprawdę było jej obojętne, co się stanie ze szczeniakiem. Miała w planach wyjazd do stanów i nic nie było w stanie jej powstrzymać. Musiała się jedynie pozbyć zbędnego balastu.
Harry wyminął Louisa. Słyszał wszystko z salonu. Jego omega aż się gotowała w środku. Płacz noworodka poruszył w nim specyficzną strunę. Aż mu serce się łamało, gdy słyszał to kwilenie. Podszedł do siostry i uderzył ją w twarz. Blondynka nawet nie zareagowała. Było jej wszystko jedno. To już nie była jej rodzina. Odwrócili się od niej.
- Fuj! Nie masz prawa nazywać siebie omegą. - syknął złowrogo.
Kucnął koło nosidełka i opatulił szczeniaka różowym kocykiem. Wyciągnął kwilące dziecko i bez słowa zabrał małą omegę na górę. Louis przez chwilę obserwował skołowany poczynania swojej omegi. Miał wrażenie, że to się źle skończy. I to bardzo źle.
- Ha i problem się rozwiązał sam. - prychnęła blondynka. - Miałam wam zaproponować, byście go podrzucili do sierocińca, ale jak widać, znalazła się charytatywna omega. Pfu cholerna matka Teresa... Jak tak chce się bawić w dom to jego sprawa. Marnuje sobie tylko życie...
- Jedyną osobą, która zmarnowała sobie życie, jesteś ty. - Louis w końcu odzyskał głos. Naprawdę nie rozumiał, jak omega może porzucić własne szczenię.
CZYTASZ
Secrets of the Styles family. ~A/B/O~
FanficStyles'owie - najbardziej znana i wpływowa rodzina w Londynie. Louis ma fascynację na ich punkcie. Albo raczej na punkcie pewnej kręconowłosej omegi o dużych zielonych oczach. Jaki sekret skrywają i czy Tomlinson'owi uda się przetrwać w ich świecie?