Rozdział 5

869 49 2
                                    

Weekend minął Louisowi całkiem normalnie. Większość czasu spędził, pilnując rodzeństwa. Nigdy nie narzekał na to, że musi zajmować się rodzeństwem. Uwielbiał swoje siostry, chociaż czasami przyprawiały go o ból głowy.

Bliźniaczki tym razem wymyśliły, że ostatnie dni września to doskonały czas na urządzenie w ogrodzie wodnej ślizgawki. Wyciągnęły z garażu kawałek foliowej rolki i odkręciły wodę. Oczywiście, Louis mimo 18 lat na karku nie mógł sobie odpuścić takiej rozrywki. Lottie i Fizzy również. Ostatecznie dostali ochrzan od rodziców za zamienienie ogrodu w jedną wielką kałużę błota.

Harry natomiast sobotę spędził z Niallem. Farbowany blondyn starał się nakłonić młodszego do przyznania się, co tak naprawdę robił poprzedniego dnia. Harry jednak był nieugięty i milczał.

Rodzice Harry’ego brali udział w jakimś bankiecie. Omedze nie podobała się myśl powrotu do ogromnej willi i spędzenia tam samotnie nocy, więc nocował u przyjaciela.

Louis spędził tydzień z Zaynem, bo Liam od soboty miał ruję. Na szczęście miał pojawić się już w czwartek na meczu. Trener przed spotkaniem zarządził codzienne treningi po zajęciach. Przez to Tomlinson wracał do domu wymęczony i zasypiał niemal od razu.

Sam mecz towarzyski zakończył się remisem. Louis strzelił jedną bramkę. Jednak przeciwnicy również mieli dobrego napastnika. A drużyna Louisa grała bez Malika i Shawna. Po spotkaniu trener, zgodnie z oczekiwaniami szatyna, mianował go kapitanem drużyny.

W piątek po zajęciach Louis od razu udał się na zajęcia dodatkowe. Po intensywnym tygodniu alfa cieszył się, że będzie miał skrócone zajęcia. Miał nadzieję na szybki powrót do domu i leniwy wieczór przed telewizorem.

Po zajęciach, które odbywały się na trzecim piętrze, od razu zamierzał udać się do domu. Pewnie tak by zrobił, gdyby nie to, że na parterze, przy salach, w których odbywały się zajęcia sportowe, zauważył bruneta o zielonych oczach. Harry stał w dresach przy jednej z sal i wykłócał się z dwiema innymi osobami. Louis zauważył, że młodszy przykłada woreczek z lodem do ręki. Wyglądał też bardzo blado, co zaniepokoiło alfę.

Szatyn podszedł do omegi. Był świadkiem tego, jak młodszy prosi betę pracującą w sekretariacie, by nie dzwoniła do jego rodziców.

- Harry? Coś się stało? - zapytał, podchodząc do omegi.

- To nic takiego. Małe stłuczenie... - zapewnił zielonooki. Widać było, że zmieszał się na widok szatyna.

- Powtarzam to po raz trzeci. Możesz mieć skręcony nadgarstek. Musisz jechać do szpitala. Potrzebuję numer telefonu do twoich opiekunów.

Omega spojrzała błagalnie na Louisa. Ten jednak zjeżył się na samą myśl, że omedze znów stała się krzywda.

- Jak to się stało, że masz złamany nadgarstek? - warknął.

Omega skuliła się i mruknęła coś o nieuwadze podczas zajęć.

- Co to za kurwa zajęcia, na których odnosi się takie obrażenia? - oburzył się, spoglądając na betę, który najprawdopodobniej prowadził kurs.

- Wypraszamy sobie. Takie kontuzje wchodzą w ryzyko zajęć. Wszystko było dobrze opisane w regulaminie zajęć z samoobrony. Takie wypadki się zdarzają. To pierwsza taka sytuacja od trzech lat. Teraz ważniejsze jest to, że Pan Styles potrzebuje pomocy medycznej. Zgodnie z regulaminem musimy też poinformować rodziców...

Louis wyczuł przerażenie młodszego. Zdał sobie wtedy sprawę, że najprawdopodobniej omega zapisała się na zajęcia bez wiedzy rodziców. Pamiętał też to, że ojciec Harry’ego jest bardzo nadopiekuńczy. Pewnie dla tego zielonooki nie chciał podać numeru kontaktowego do ojca.

- Harry potrzebuję jak najszybciej dostać pomoc medyczną. Dlatego sam zabiorę go do szpitala. - zadecydował.

- Tak nie można. Mamy procedury. Musimy poinformować opiekuna prawnego... - wykłócała się sekretarka.

- Mam w dupie procedury. Harry zaraz tu zemdleje, a wy mi tu pieprzycie o jakichś przepisach. Zabieram go do szpitala. Po drodze sam zadzwonię do jego ojca. A teraz zejdźcie mi z drogi. - warknął.

Obie bety usunęły się z drogi. Miały na tyle dużo oleju w głowie, by nie drażnić wkurzonej alfy. Louis podszedł do omegi i bez słowa podniósł go w stylu panny młodej. Harry zaczął marudzić, że ma go postawić na ziemię. Jednak gdy zobaczył wkurzona minę szatyna, od razu zamilkł.

Louis zapakował młodszego do samochodu. Starał się uważać na jego dłoń, którą omega przyciskał do piersi.

Alfa cofnął się jeszcze po rzeczy młodszego. Wrócił do samochodu, gdzie młodszy siedział skulony i podciągał nosem. Tomlinson przymknął oczy i wziął głęboki wdech, by się uspokoić.

- Podsumujmy fakty. Po pierwsze chodzisz na kurs samoobrony. Zakładam, że robisz to, by się bronić przed Mendesem. Co moim zdaniem jest idiotycznym pomysłem. Jeszcze nie skończyłem... - warknął, bo Harry już zamierzał zacząć się tłumaczyć. - Po drugie, twoi rodzice nie wiedzą, że chodzisz na ten kurs. Nie powiedziałeś im pewnie dlatego, że twój ojciec, po pierwsze, dowiedziałby się o Shawnie, po drugie nie zgodziłby się na ten debilny pomysł. Następnym faktem jest to, że sam szybko przekonałem się na własnej skórze, że to głupota. Co więcej, o twoim wypadku, pewnie też nie chcesz, by ojciec się dowiedział. Ostatnim faktem jest to, że teraz jedziemy do szpitala, bo ktoś musi zobaczyć twój nadgarstek. Harry, do cholery, przecież powiedziałem, że pomogę ci z Shawnem. Nie musiałeś robić czegoś takiego...

Louis odpalił silnik i ruszył do najbliższego szpitala.

- Przepraszam. - wychlipał młodszy.

- Nie jestem na Ciebie zły. Raczej na to, że przez twoje głupie pomysły zostałeś ranny. Teraz muszę wymyślić co zrobić, by twój ojciec nie dowiedział się o tym całym gównie. Jestem pewny, że jeżeli by wiedział, to zagryzłby i ciebie i mnie przy okazji...

- Dziękuję, że mi pomagasz. - szepnął lokowaty.

- Podziękujesz mi jak uda nam się to ogarnąć. Teraz głowa do góry. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze. Musisz mi zaufać i po prostu robić to, co ja.

Secrets of the Styles family.  ~A/B/O~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz