Odgłosy prowadzonych rozmów, roznosiły się echem po okolicy. Głosy mieszały się ze sobą, tworząc tym samym dość wielki hałas. W oddali słychać był dźwięki motocykli, oraz odgłosy kroków.
- przepraszam. Chcę tylko przejść.- odezwał się chłopak patrząc na grupę trochę większych od siebie chłopaków. Każdy miał czarny strój z logo Toman. Wiele osób już się zebrało. Było kapitanowie, wicvekapitanowie jak i przywódca.
- hm? Kapitan pierwszej dywizji. Pf. Żałosne - powiedział jeden z wyższych chłopaków zauważając blondyna proszącego o przepuszczenie go. Chłopak wyższy od blondyna zaśmiał się szyderczo gasząc papierosa i wyrzucając go pod nogi blondyna. Nawet jeśli ich zachowanie było lekceważące to przepuścili chłopaka. Takemichi ruszył przed siebie ,słysząc tylko za plecami ich dalsze drwiny. Nie zwracał ,jednak na to większej uwagi.
- jakim cudem taka cipa została kapitanem. Powinien wylecieć z gangu. - powiedział chłopak ,który zgasił papierosa. Kolejne słowa nie były już słyszane przez Takemichiego. Blondyn westchnął ciężko, ruszając w stronę swojej dywizji. W sumie liczył ,że zobaczy tam Chifiuyu. Jego wsparcie i obecność była czymś, co dodawało otuchy chłopakowi.
- Takemichi. Co ty się tak rozglądasz? Zgubiłeś coś? - odezwał się znajomy głos. Takemichi zwrócił swój wzrok w stronę osoby ,która była właścicielem głosu i uśmiechnął się niepewnie.
- Inui-kun. Nie, ja ... cóż... zgubiłem Chifuyu . Widzisz go tu gdzieś ? Zazwyczaj łatwo go znajduje w tłumie. Do tego jest przeważnie przed czasem. - stwierdził blondyn, rozglądając się dalej. Chłopak o jasnych blond włosach, pięknych oczach w odcieniu limonkowej zieleni, oraz z blizną po prawej stronie twarzy, jedynie podszedł bliżej i rozejrzał się po grupie. Nie widział nigdzie przyjaciela chłopaka. Wyglądało na to ,że jeszcze nie zdążył przyjść.
- chyba jeszcze go nie ma. Przynajmniej go nie widać - powiedział Inui, po czym spojrzał na Takemichiego.
- nie słuchaj tych dupków. Zostałeś liderem pierwszej dywizji nie bez przyczyny. Patrząc na to co robisz dla Toman, jestem pewny ,że zasłużyłeś na ten tytuł.- powiedział blondyn z powagą, po czym skierował swój wzrok gdzieś w przestrzeń. Takemichi spojrzał na chłopaka ,po czym przytaknął. Chciał już odpowiedzieć na słowa przyjaciela ,jednak głośny krzyk rozniósł się po przestrzeni, powodując ciszę. Wszyscy zebrani spojrzeli w stronę schodów do świątyni. Na ich szczycie stał Mikey, spoglądając swoim chłodnym wzrokiem na Toman. Zawsze kiedy stał na szczycie schodów i przemawiał do swojego gangu wydawał się poważny, chłodny, nawet i bezuczuciowy. Mimo to przy bliskich znajomych zachowywał się jak dziecko.
- ZAMKNIJCIE SIĘ I SŁUCHAJCIE!- krzyknął Draken uciszając resztę osób ,które nadal gadały. Dopiero teraz tak na prawdę nastała idealna cisza. Mikey patrzył chwilę z chłodem na zebranych, po czym przemówił stanowczym tonem.
- Vallhala znowu wkroczył na nasze tereny. Ich pozostałości ,które nie dołączyły do Toman mszczą się za zdradę. - powiedział blondyn, siadając sobie na schodach i spoglądając surowo na zebrany tłum. - atakują naszych. Nie dość ,że wtargnęli na nasze tereny to jeszcze atakują nas kiedy jesteśmy sami. Kilka osób zostało solidnie pobitych przez co trafili do szpitala. Prawdopodobnie próbują pozbawić nas sił przed walką ,jednak pokażemy im ,że my się nie boimy. Proszę was ,jednak o trzymanie się razem i najlepiej uważanie na siebie. Nie chcemy chyba by Vallhala wybiła nas wszystkich zanim dojdzie do walki - powiedział poważnie Mikey ,po czym przymknął na chwilę oczy dając Toman przeanalizować jego słowa. Takemichi słysząc to przełknął ciężko ślinę i rozejrzał się. Nadal nie widział Chifuyu. Czyżby jego przyjaciel był jedną z ofiar? Nie. Na pewno nie. Chifuyu to doświadczony kozak, on nie daje się tak łatwo.
CZYTASZ
Tokyo Revengers: Past, Present and Future. ( Mikey x oc , Chifuyu x oc )
FanfictionTokyo to wielkie, jak i niebezpieczne miasto pełne groźnych przestępców. Mimo to, Tokyo ma też swoją jasną stronę. Gang Manji na czele ze swoim liderem, wcale nie jest taki zły jakby się wydawało i w brew pozorom walczą o swoją przyszłość. A może o...