Rozdział 35 - Podziemia

7 1 0
                                    

Wjechałem Humvee na główny plac bazy wojskowej w Katowicach, które zaczęto już naprawiać po ataku terrorystów, zdecydowałem się tu przenieść na jakiś nieokreślony czas, dziura jest w remoncie i jest czyszczona, a ja bardzo często muszę ostatnio tu jeździć, więc czemu miałbym nie zostać. Smoker dalej się nie znalazł ani nie dał żadnego znaku życia, a sytuacja z zabójcami dalej nie jest rozwiązana. To właśnie z tego powodu tutaj jestem. Musimy ustalić miejsce, w którym są tworzone te potwory, następnie je zbombardować kilka razy, może użyć napalmu, potem ostrzelać artylerią i dopiero wtedy przyjść i dobić resztki przy użyciu broni ręcznej. Gdy wysiadam, to duże zainteresowanie jak zwykle wzbudza mój niestandardowy karabinek, ale licznych zainteresowanych zbywam i udaje się prosto do dowódcy placówki - Genarała Pawła Wierzyńskiego o cudownym przydomku "Słoma", który pochodzi z czasów początku jego służby, kiedy odkrył i powstrzymał przesył ładunków wybuchowych ukrytych pod słomą właśnie. Już przy pierwszym spotkaniu zauważyłem, że ten człowiek nie rzuca słów na wiatr i zawsze należy zwracać uwagę nawet na przecinki w zdaniach. Po zameldowaniu zaczynamy omawianie operacji.
Najpierw ustalenie miejsca, w którym całość się dzieje. Nad tym pracuje już od kilku dni, udało mi się wyłowić kilka podejrzanych fabryk, które nie są oznaczone żadna firmą, oraz widziano w nich często razem doktorów i tych zmodyfikowanych. Łącznie jest sześć takich miejsc, teraz razem z Generałem muszę wytypować jedno. Po około godzinie rozmów udaje nam się to ustalić. Opuszczona niecałe dwadzieścia lat temu fabryka na obrzeżach Gliwic. Pierwszą od jej opuszczenia aktywność ludzi wykryto na niecały dzień przed pierwszym atakiem. To musi być to miejsce. Na wszelki wypadek wysyłamy tam dwóch zwiadowców, żeby jeszcze dokładniej sprawdzili to wszystko - ja robiłem to dość powierzchownie. Po kilku godzinach, które spędziłem tutaj na popisywaniu się moją nową bronią zwiadowcy nareszcie wracają. Z informacji, które zebrali wynika, że faktycznie to jest miejsce "produkcji" tych stworzeń i na chwilę obecną znajduje się ich tam niemal niepoliczalna ilość. Idealna okazja, taka, która może się już powtórzyć. Bardzo szybko z lotniska zostają poderwane, a z naszej bazy zostają wystrzelone pociski krótkiego zasięgu. Od razu też żołnierze - w tym ja - wsiadają do śmigłowców i lecimy w stronę fabryki. Na tabletach możemy podziwiać, jak fabryka zostaje zbombardowana bombami i rakietami. Żołnierze myślą, że w takiej sytuacji raczej nie zostanie tam zbyt wiele do zwalczenia, ale ja znam prawdę... Tam staniemy do bardzo trudnej walki. Podlatujemy od strony dachu, który jakimś cudem jeszcze się trzyma, spuszczamy się na linach i przygotowujemy się do walki. Po zejściu z dachu na schody zaczyna się faktyczna strzelanina. Ci zmodyfikowani ludzie strzelają do naszych z karabinów, LKM-ów i nawet granatników. Są przy tym piekielnie celni. Walczą i działają, jakby mieli na sobie zbroje, albo... No właśnie! Jakby dostali dawkę T02, ale w dużo większej ilości, niż ja. Bardzo szybko nasi zaczynają się cofać, ale wtedy dostajemy wsparcie z powietrza, ze strony śmigłowców. Nasi przeciwnicy zostają zasypani gradem pocisków, głównie z działek Vulcan. Plac zostaje oczyszczony, schodzimy na ziemię. Rozbiegamy się po całym terenie, każde drzwi zostają obstawione przez przynajmniej trzech żołnierzy - jeden osłania, jeden wybija drzwi, a trzeci wpada do środka z uniesioną bronią. Taka taktyka jest bardzo dobra, łatwo da się zaskoczyć przeciwnika i się go pozbyć. Jednak w większości budynków nikogo niema. Mój oddział składający się z dwunastu żołnierzy wszedł do czegoś, co kiedyś było garażem. Na początku spokojnie, ale nagle zostaliśmy zaatakowani przez wroga. Pochowaliśmy się za beczki, stoły i inne takie. Ja schowałem się za stalowym regałem. Po kilku sekundach wyczułem, jak tuż za mną otwierają się jakieś drzwi. Nie miałem innego wyboru, niż wsunąć się za nie, bo inaczej zostałbym zauważony przez wroga. Po znalezieniu się w środku odkryłem, że jest to jakaś klatka schodowa. Udałem się schodami na dół mając broń ciągle gotową do odstrzału pierwszej głowy, która wychyli się zza rogu. Na szczęście nikt się nie wychyla i na spokojnie docieram na sam dół. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła się w oczy były klatki odpływu wody zapełnione jakoś w połowie, poziom wody ciągle rósł. Po drugie znajdowało się dość sporo pomieszczeń, w których znajdowały się laboratoria, mikroklimaty i testy sprawnościowe. W pewnym momencie usłyszałem kroki, nie miałem zbyt wielkiego wyboru, albo mogłem dać się zauważyć i najprawdopodobniej znowu walczyć, albo schować się do jednego z pomieszczeń. Wybrałem tę drugą opcję. Znalazłem się w jednym z mikroklimatów, było ekstremalnie zimno, temperatura wynosiła -45⁰C. Zacząłem nasłuchiwać, bo w moją stronę szła dwójka osób, rozmawiali o czymś. Ostateczna wersja Projektu Super Żołnierza jest świetna w walce, zwykli żołnierze nie mają żadnych szans w walce z nimi i dopiero przy użyciu pojazdów, lub zbroi są w stanie ich zranić - powiedział jeden z doktorów - Mimo wszystko uważam, że wciąż można ich ulepszyć! - odezwał się drugi i ewidentnie był lekko poddenerwowany - Może i się da ich ulepszyć, ale nie mamy czasu, żołnierze Wojska Polskiego będą tutaj w ciągu kilku minut, nic, co tu się działo nie może wyjść na jaw, zalejcie całość ciekłym gazem i wysadźcie to wszystko w pieron - po tych słowach doktor udał się w stronę pomieszczenia opisanego jako "Ewakuacyjne" i wszedł do środka. Po chwili do tych samych drzwi udała się ogromną grupa innych lekarzy. Drugi doktor podszedł do jakiegoś panelu w ścianie, wpisał jakiś kod i następnie przeciągnął dźwignie. Potem udał się do pomieszczenia ewakuacyjnego, które zostało zamknięte.
Szybko zauważyłem, że całość wypełnia się jakimś gazem, który zbroja określiła jako mocno wybuchowy. Zanim zdążyłem jednak dostać się do schodów, to zostałem zatrzaśnięty między grodziami, które zamykały pomieszczenia, by nikt, ani nic nie mogło uciec. Moja sytuacja była katastrofalna, jeśli to wszystko walnie, to nie mam żadnych szans na przeżycie. Jako, że w powietrzu pojawiło się już spore stężenie tego gazu w powietrzu, to użycie jakiegokolwiek palnika laserowego od zbroi nie wchodzi w grę. Spróbowałem wybić dziurę w całości przy użyciu pneumatycznych silniczków manewrowych, ale te okazały się za słabe. Jak się stąd wydostać? W mojej głowie pojawił się niemal samobójczy pomysł, ale jedyny, który miał szansę zadziałać. Zza paska wyjąłem granat odłamkowy, rozłożyłem też wingsuita. Podeszłem do najdalszego rogu pomieszczenia, jaki był dostępny i rozpocząłem ewakuację. Wyjąłem zawleczkę z granatu i rzuciłem go pod zamknięte przejście, następnie schowałem się za wingsuitem, żeby zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Eksplozja, głośny huk, po czym przez zbroję wyczułem szybko rosnącą temperaturę otoczenia. Po kilku sekundach za moją "osłonę" dostaje ogień, więc wszystko staje się jasne. Na czuja, przy użyciu czujników zbroi uciekam aż do klatki schodowej, na moje szczęście jest otwarta. Wbiegam po schodach przez płonącą podziemną placówkę badawczą, miejsce wielu zbrodni. Po dotarciu do drzwi wybijam je uderzając swoim barkiem i wypadam na świeże powietrze. Do otwartego garażu.

Next generation - Project SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz